Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Limes Inferior, Janusz A. Zajdel – dzieło życia?

L

Po miesięcznej przerwie od powieści Zajdla, udało mi się wreszcie znaleźć czas na jego ostatnią pracę, czyli „Limes Inferior”. Byłem ciekaw, czy zamykając po skończonej lekturze książkę, będę oszołomiony i oniemiały z wrażenia, czy może „po prostu” będzie to kawał solidnej literatury. Wiedziałem, że autor przeszedł w swojej karierze bardzo długą drogę od „Lalande” czy „Prawa do powrotu” (swoją drogą, o tej drugiej w końcu zapomniałem napisać) do genialnej „Paradyzji”. Fascynowało mnie, czy „Limes Inferior” pójdzie jeszcze dalej. Cóż, w mojej prywatnej opinii – a pamiętajcie, nie jestem żadną wyrocznią, żeby móc rzetelnie ocenić takie książki, jakie pisał Zajdel (czy w sumie jakiekolwiek inne) – niestety nie poszedł.

„Limes Inferior” – tak jak „Paradyzja” czy „Cała prawda o planecie Ksi” – należy do nurtu fantastyki socjologicznej. Zajdel ponownie stworzył fikcyjne społeczeństwo, by móc studiować zachowania ludzi w skrajnych warunkach. Tym razem nie czułem aż tak wyraźnego nawiązania do polskiej rzeczywistości, jak to miało miejsce w szczególności w „Paradyzji”. Co oczywiście nie znaczy, że go nie było. Po prostu tym razem autor skupił się na innym typie przemyśleń.

Zanim jednak przejdziemy do analizy roli owych przemyśleń, warto cokolwiek napisać o fabule i głównym bohaterze. Sneer jest kimś, kogo w mowie ulicy nazywa się lifterem. Zajmuje się nielegalnym podnoszeniem kategorii inteligencji swoich klientów. Gdyż od owej kategorii zależy wszystko – możliwość dostania pracy, wysokość wynagrodzenia czy szacunek reszty społeczeństwa. Sam Sneer – mimo swojego zawodu, a może właśnie dzięki niemu – stoi obok strumienia ludzi pędzących za swoimi sprawami w wielkiej aglomeracji. I coś mu nie pasuje. Wie, że panujący aktualnie ład społeczny ma w sobie coś sztucznego, ale nie jest w stanie ocenić, o co dokładnie chodzi. Ku swemu zaskoczeniu, będzie miał jednak okazję się o tym przekonać.

Jak to miało miejsce we wszystkich ostatnich książek Zajdla, fabuła wciąga po prostu niesamowicie i… dlatego żałuję, że w „Limes Inferior” bardziej niż kiedykolwiek zeszła na drugi plan. Podobnie jak w „Lalande”, omawiana powieść była bardziej placem zabaw dla autora – nie do końca zależało mu na opowiedzeniu historii, chciał przede wszystkim podzielić się swoimi spostrzeżeniami. A przynajmniej takie miałem wrażenie. Szczerze mówiąc, po dotarciu do bardzo otwartego zakończenia, żałowałem, że autor nie pociągnął swojego pomysłu jeszcze dalej. Choć to uczucie niedosytu też świadczy o jakości „Limes Inferior”.

Jedno nie pozostawia wątpliwości – tak jak wszystkie książki Janusza A. Zajdla, tak i tę warto przeczytać, niezależnie od tego, czy jest się fanem fantastyki, czy też nie. Nie uważam, by „Limes Inferior” było dziełem życia autora – w moim prywatnym rankingu jest to jednak „Paradyzja”. Ale to nie znaczy, że ta powieść nie jest rewelacyjna. Jest.

Subscribe
Powiadom o
guest

4 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Ingmar
14 lat temu

Spoiler alert!
KoZ, tak szczerze, chciałeś, żeby po tym zakończeniu ciągnął tę historię dalej? Jak dla mnie to jest książka po prostu dalece niedokończona. Zakończenie jest w miejscu, w którym opowieść wydaje się zrealizowana w 60% – 70%.
A co do „Limes…” – świetnie napisana, wciągająca, niedokończona, a w zasadzie – dokończona w sposób, który zupełnie mnie rozczarował. Ach, jeśli masz to samo wydanie, co na miniaturce wpisu, to polecam looknąć na ostatnią stronę. Nie pamiętam tak grubych spoilerów od „Cierpień Młodego Wertera”. xP

a.
a.
14 lat temu

bardzo lubię Twoje recenzje 🙂

Ingmar
14 lat temu

Meh, ostatnia strona. Ale palnąłem. Chodzi o okładkę. Nie wiem, czy liczy się jako 'ostatnia strona’. Mam durną manierę czytania takowych w sklepie. I czego się dowiedziałem o Limes Inferor?
Spoil!
„Kasta tzw. nadzerowców próbuje zminimalizować skutki interwencji najeźdźców.”
Grubo przesadzili. Kurcze, nadzerowcy i kosmici pojawiają się bodaj, gdy do końca książki zostało ze 30 stron.
A co do tych przypisów – było takie opracowanie czy może szkic o autorze i książce. Nic ciekawego. Wydaje się, że „skokowe” zakończenie było zamierzone. Że niby komunizm też się może zakończyć tak „nagle, skokowo i przypadkiem”. Jakoś nie przypadło mi to do gustu. Skokowe zakończenia kojarzą mi się z niedokończonymi książkami (czy szerzej: tworami kultury, wspominając np. KotOR-a 2), a nie błyskotliwymi zabiegami twórców.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

4
0
Would love your thoughts, please comment.x