Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Krew Manitou, Graham Masterton – do Mastertona podejście pierwsze

K

Zacząłem ostatnio próbować twórczości coraz większej liczby pisarzy, których wcześniej nie znałem. Tak się złożyło, że podczas pobytu na wakacjach kolega akurat skończył czytać jedną z książek Grahama Mastertona, o którym słyszałem, że jest wziętym autorem poczytnych horrorów. W ten sposób zaczęła się moją przygoda z „Krwią Manitou”. Nieszczególnie ciekawa przygoda, należy dodać.

Jest to jeden z tych bardzo nielicznych przypadków, kiedy najpierw zacząłem czytać powieść, później zerknąłem z ciekawości na opis z tyłu książki i zacząłem się zastanawiać, czy lekturę na pewno kontynuować. Czemu? Jak obiecywał tekst wydawcy, „Krew Manitou” jest powieścią o wampirach, które przebudziły się ze swojego długiego snu po… ataku na World Trade Center. Tak jest, terroryści obudzili potomków Drakuli. Wiem, że Amerykanie mają hopla na tym punkcie, ale… Po pierwsze, nie myślałem, że aż tak dużego. Po drugie, to już jest niesmaczne. Po trzecie, czegoś takiego oczekiwałbym po jakimś opowiadaniu w Internecie, a nie po prozie poczytnego autora. A może dlatego jest poczytny, że właśnie takie rzeczy pisze? Nie wiem, nie znam na tyle historii Mastertona, może Wy mi podpowiecie?

Ostatecznie pomyślałem jednak, że nie można oceniać książki po okładce. Czy – bądźmy dokładni – tyle okładki. I lekturę kontynuowałem. Cóż, przynajmniej opis dystrybutora nie kłamał, to zawsze coś. „Krew Manitou” faktycznie jest o wampirzej zarazie, która rozpętała się w Nowym Jorku po 9/11. Jedyną osobą, która wie, że nie jest to problem nie natury medycznej a spirytystycznej jest niejaki Harry Erskine, który poznał prawdę dzięki swojemu indiańskiemu przewodnikowi duchowemu. Nadmienię tutaj, iż – jak się okazało – to nie jest pierwsza powieść z Harrym w roli głównej. Cykl „Manitou” liczy sobie przynajmniej dwie książki. Sam przez przypadek trafiłem od razu na „Krew…”, ale szczerze mówiąc, w niczym to nie przeszkadzało. Tu muszę pogratulować Mastertonowi za sprawne wplatanie streszczenia fabuły innej z przygód Harry’ego w taki sposób, żeby nowy czytelnik nie czuł się zagubiony. Przez długi czas nawet nie byłem pewien, czy faktycznie były inne powieści, czy po prostu taki jest sposób narracji.

„Krwi Manitou” nie można odmówić jednego – czyta się lekko i ekspresowo. Czyli do pociągu jak znalazł. OK, „jak znalazł” pod warunkiem, że spełni się kilka ważnych wymogów. Pomijam oczywiście fakt, że trzeba lubić horrory, inaczej nie ma sensu po tę powieść sięgać. Trzeba mieć też niestety wysoką odporność na bardzo słabe warsztatowo opisy stosunków seksualnych, w których pojawiają się takie zwroty, jak „była w środku jak wyfiletowana ryba”. Obrzydliwe? Niesmaczne? Tak, to scena seksu między dwoma postaciami, a nie zarzynania nietoperka. Tak tylko ostrzegam.

Niestety, cała „Krew Manitou” napisana jest w sposób tak prosty, że niższy stopień zaawansowania warsztatowego byłoby już po prostu ciężko osiągnąć. Co nie zmienia faktu, że czyta się bardzo płynnie – może też między innymi ze względu właśnie na tę prostotę. Muszę też oddać sprawiedliwość Mastertonowi za urozmaicenie lektury licznymi odniesieniami do indiańskiej mitologii czy legendy od hrabi Drakuli. Summa summarum, „Krew Manitou” nadaje się tylko i wyłącznie do czytania na plaży czy w podróży, kiedy nie możecie się za bardzo skupić na bardziej angażującej pozycji. Możecie też tę książkę spokojnie zignorować i krzywda się Wam nie stanie.

PS: Pytanie do osób, które z Mastertonem są bardziej oblatane ode mnie – jest jakaś jego książka, którą naprawdę warto przeczytać? Jakaś „klasyka gatunku” czy coś w ten deseń? Będę wdzięczny za wskazówki.

Subscribe
Powiadom o
guest


23 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Toni
Toni
13 lat temu

Osobiście Mastertona czytałem tylko „Wybuch”, i muszę przyznać, że była to świetna, trzymająca w napięciu lektura 🙂 bez wahania polecam ;]

KoZa
Reply to  Toni
13 lat temu

Dzięki za info. :]

Asariel
Asariel
13 lat temu

Będą w liceum zaczytywałam się Masterton’em. Dziś po wielu latach wracam tylko do jednej książki – „Wojowników Nocy” i ją szczerze polecam. Aż dziwne, że jeszcze amerykanie tego nie nakręcili. Niezłe były też „Demony Normandii” i „Czarny Anioł”. Osobiście cykl Manitou średnio lubię i chyba nawet całego nie zmęczyłam.

KoZa
Reply to  Asariel
13 lat temu

Dzięki, może właśnie bym jeszcze tych „Wojowników Nocy” spróbował. A swoją drogą, ten cykl „Manitou” jakiś bardzo długi jest? Pytam z ciekawości, nie zamierzam czytać nic więcej związanego z nim. ;]

Asariel
Asariel
Reply to  KoZa
13 lat temu

razem z opowiadaniami – 7 jak pokazuje wikipedia 😀  ja strawiłam 4. I dobry wybór – nie czytaj xD

KoZa
Reply to  Asariel
13 lat temu

Uświadomiłem sobie, że chyba wcześniej nie odzywałaś się u mnie na blogu. Witam. :]
I dzięki za info. 

Asariel
Asariel
Reply to  KoZa
13 lat temu

 odzywałam się na lubimyczytac.pl 😀

KoZa
Reply to  Asariel
13 lat temu

Aaa, no racja. :]

Roztargniony Wilczur
Reply to  KoZa
13 lat temu

Mnie „Wojownicy…” nie podeszli. Koza, spróbuj nadgryźć „Brylant”
Mastertona. Nie jest to ani horror ani poradnik seksualny ale (olaboga) przyzwoity
Dramat!
I przestańcie już krzyżować tego biednego gore-seksuologa.

Chimaira
Chimaira
13 lat temu

No dobrze… Masterton to jest taki twórca dla nastolatków – ja go czytywałem mając lat 12-13 i na pewno w jakiś sposób ukształtował moje patrzenie na horrory (cycki, krew i starożytne demony ;)). Natomiast jeśli ktoś w wieku poważnym się za Mastertona zabiera to to już jest jakaś podejrzana sprawa. 😉 Masterton to troszkę taka półka jak Guy N. Smith. Wyżej jest Dean R. Koontz (ma kilka zajebistych książek), a potem to już generalnie pustki i King. 😉
Generalnie warto, byś sobie ogarnął choć trochę z cyklu właśnie „Manitou” – czasem to są naprawdę ciekawe pomysły, choć literatura bardziej w stronę pulpy niż obyczajówki a la King. No i jednak Harry Erskine to fajnie zarysowany bohater, aż mnie naszła ochota na odświeżenie sobie tych wszystkich demonicznych indiańskich chmur, gwałcących kołder etc. 😛
Dobry jest „Wyklęty” o ile dobrze pamiętam, o kolejnym demonicznym azteckim demonie. 😛 Całkiem wciągają „Drapieżcy/Lurkers” – o druidach z kolei ;D Wyłem ze śmiechu, ale jak na Mastertona to naprawdę była finezja. 😉
Generalnie przepis na prozę a la Masterton jest taki:
1 bohater
1 postać z mitologii
2-5 laseczek
1-2 pomocników
do przyprawienia – nieco krwi, flaków, cycków i pończoch
Bierzemy bohatera, którego antagonistą czynimy postać z mitologii (generalnie najlepiej azteckie/indiańskie bóstwa, resztę trzeba mocno przyprawić…). Do tego 1-2 pomocników, których w trakcie fabuły wyjątkowo brutalnie zabijamy. Doprawiamy kilkoma laseczkami, które po kolei dyma bohater, a które także – zwykle po dymaniu, giną w brutalny sposób. Czasem warto zaoszczędzić i zmiksować pomocników z laseczkami. Wszystko przyprawiamy obrzydliwymi scenami śmierci, seksem oraz laskami w pończochach. Wstawiamy do maszyny drukującej i gotowe! ;)))))
ps
Masterton to z zawodu seksuolog o ile dobrze pamiętam, więc napisał też pierdylion poradników w stylu „jak sprawić żeby kobieta wyła długo po orgaźmie i nie osiągać tego za pomocą wycierania fiuta w firanki” 😉

Chimaira
Chimaira
Reply to  Chimaira
13 lat temu

A, byłbym zapomniał – trafiłeś idealnie, to jest tzw. pociągówka albo literatura kiblowa. W razie czego, jak skończysz za jednym posiedzeniem to możesz się tym podetrzeć. 😉

KoZa
Reply to  Chimaira
13 lat temu

Myślę, że znajomy, który użyczył mi książkę, nie byłby zadowolony, gdybym postąpił z książką wedle Twojej sugestii. ;]

Chimaira
Chimaira
Reply to  KoZa
13 lat temu

Jak nowe wydanie to i tak nie warto… Te stare książki z lat 90-tych to był dobry papier na skręty albo gwóźdź xD

KoZa
Reply to  Chimaira
13 lat temu

„Natomiast jeśli ktoś w wieku poważnym się za Mastertona zabiera to to już jest jakaś podejrzana sprawa.”
Aha, czyli widzę, że jeśli go sobie jednak już odpuszczę, to żadnego epokowego dzieła nie przegapię, dzięki. BTW, „Lurkers” to jakiś horror o naszo-klasowych podglądaczach?
„Wyżej jest Dean R. Koontz (ma kilka zajebistych książek)”
A możesz te kilka książek wymienić? Dotąd go unikałem jakoś, ale ostatnio kilka osób mi sugerowało, żebym jednak się zapoznał. 
„Masterton to z zawodu seksuolog (…)”
Tak. I te wszystkie jego poradniki ponoć dużo lepiej się sprzedawały (sprzedają?) w Polsce jego horrory. 

Chimaira
Chimaira
Reply to  KoZa
13 lat temu

Na pewno „Grom” – ta najbardziej wbiła mi się w pamięć, czytałem ją kilka razy jako jedyną Koontza, jako dziecko, jako nastolatek i jako dorosły – nie traciła szczególnie na wartości, ale trzeba lubić horrory, żeby mieć na ścianie ten „hak niewiary” ;). 
Czytałem jeszcze „Szepty”, „Odwiecznego Wroga” (rings a bell? ;)),  chyba „Maskę” i parę innych rzeczy – jak mówię, od dawna nie wracałem do tej literatury, więc troszkę się to w mózgu zatarło. Ale generalnie jak masz chwilkę wolnego czasu, warto sobie zobaczyć ten typ horroru 😉 Nie jest to taki ból tyłka literaturowo jak Masterton czy Smith, ale nie jest to też zgrabne pisanie jak King (choć ostatnio spotykam się z ludźmi którzy chronicznie nie znoszą stylistyki Kinga…)

KoZa
Reply to  Chimaira
13 lat temu

Dzięki, zanotowane. 

Malolat
Malolat
Reply to  Chimaira
12 lat temu

polecam Głód, czarny anioł, zwierciadło piekieł, tengu, diabelski kandydat i serie wojowników nocy. seria mianitou i rook na jedno kopyto (w sumie rook fajniejsza).

quaz
13 lat temu

Z horrorów to lepiej czytać Kinga, a jak koniecznie chcesz jeszcze coś co nie jest tak bardzo dużo gorsze od Kinga to wspomniany przez Chimka Dean R. Koontz. Też są tam czasem kretynizmy, ale lepiej podane.

KoZa
Reply to  quaz
13 lat temu

Koontza na pewno chętnie spróbuję, żeby chociaż poznać. Co do Mastertona – tak jak pisałem: to nie było parcie, potrzeba przeczytania horroru, tylko akurat wpadł mi w ręce i pomyślałem, że spróbuję. 
Co do kretynizmów, to chyba i Kingowi czasem się zdarzały, nie? (nie jestem specem od Kinga, jak dotąd chyba tylko jedną jego książkę mam na koncie)

quaz
Reply to  KoZa
13 lat temu

Jasne, trudno pisać horrory bez kretynizmów, ale u Kinga są na innym poziomie te kretynizmy, u Koontza jeszcze na innym, a u Mastertona chyba średnio można o poziomie mówić ;). Ale Mastertona znam słabo, więcej czytałem dwóch pozostałych. Zresztą taki King nie zawsze horrory pisze tak naprawdę. Taki „Wielki Marsz” jest straszny na swój sposób bez bycia horrorem 😉

Chimaira
Chimaira
Reply to  quaz
13 lat temu

Kinga świetnie kiedyś podsumował Nostalgia Critic 😉 Obadaj sobie recenzje (jeśli jakimś cudem nie widziałeś) „TO” i „Langolierów” i załóż pieluchę podczas gagu „Steven King drinking game” – świetne wypunktowanie idiotyzmów i powtarzalności u Kinga. Natomiast na pewno jest to świetna literatura jako że horroru czasem w niej niewiele (w sensie takiego cycki&flaki&krew), zaś jest masa obyczajówki, dramatu i socjo-ujęcia społeczeństwa amerykańskiego.
No i na pewno warto przeczytać cykl „Mroczna Wieża” – nawet jeśli nie jesteś fanem Kinga, gwarantuję Ci, że wegnie Cię na maksa… Ja mam za sobą trzy tomy (z siedmiu) i ciągle nie mogę wyjść z podziwu że to ten sam facet od straszących samochodów (Buick 8, Christine), psów (Cujo), pirokinezy (Firestarter), telekinezy (Carrie) oraz nie wiadomo czego jeszcze… 😉
Generalnie jak mało czytałeś Kinga a chcesz nieco jego klasyki – koniecznie „Misery”, p0otem zbiór czterech opowiadań, wśród których jest „Skazani na Shawshank” oraz „Ciało” (albo znajdź je w innym zbiorze), w następnej kolejności „To” oraz „Jasność/Lśnienie”, a potem np. zbiór nowelek „Marzenia i Koszmary” – facet nawet o meczu bejsbolowym pisze tak, że nie możesz się oderwać ;)))

KoZa
Reply to  Chimaira
13 lat temu

Myślę, o przeczytaniu całej „Mrocznej wieży”, ale mam z nią jeden problem. Taki mianowicie, że zamiast niej mogę pewnie – objętościowo – przeczytać kilkanaście czy kilkadziesiąt innych książek. ;] 
Natomiast „Misery” bardzo mnie kusi – widziałem film, zakochałem się i chętnie przeczytam (tylko, że w książce siłą rzeczy nie będzie Kathy Bates <3)

Piarella
Piarella
13 lat temu

Witam, na bloga, trafiłam tu przypadkiem szukając czegoś o ekranizacji Manitou (pierwszej książki z serii).  Z Mastertonem jest rzeczywiście tak, jak ktoś już napisał – to książki dl  nastolatków, ale wcale nie takie złe, przynajmniej niektóre. Widać silną inspirację Lovecraftem, starsze wydania miały też niezłych tłumaczy, np. moje wydanie Manitou czy Zemsty Manitou tłumaczył Piotr W. Cholewa i pewnie także z tego powodu część tych książek dobrze wspominam. Niemniej nie wracam do nich i na pewno nie polecam wszystkiego. W sumie z tego, co przeczytałam, dobre były dwa pierwsze tomy o Manitou i któraś z książek z Hyattem w roli głównej, tytułu niestety nie pamiętam.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

23
0
Would love your thoughts, please comment.x