Coraz częściej mam przyjemność rozmawiać z ciekawymi ludźmi, którzy robią ciekawe rzeczy. Ostatnio taki dialog nawiązał mi się z niejakim Ostrym, którego część z Was może już kojarzyć z komentarzy na moim blogu. Więcej o samym Ostrym opowie z czasem pewnie on sam – na razie starczy chyba Wam wiedzieć, że świetnie rysuje i siedzi głęboko w tematyce komiksowej. I właśnie na ten temat wywiązała nam się dyskusja, która, według mnie, nie powinna umrzeć, pochowana gdzieś w stosie wiadomości na Facebooku. Ostry napisał zbyt wiele ciekawych rzeczy, żebym tak po prostu zapomniał o sprawie. Oczywiście, całość została lekko przerobiona i dostosowana do wymogów bloga – chodzi o to, żeby tekst był czytelny, a jak wiadomo, prowadzone żywiołowo dyskusje często są ojczyzną chaosu. Niemniej oczywiste jest to, że Ostry tekst autoryzował.
Dlatego też zapraszam na pierwszą część nowego cyklu, w którym raz na jakiś czas będę publikował podobne dialogi między mną, a osobą pozytywnie zakręconą na punkcie konkretnego tematu. Jako że rozmowa jest na tematy zawiązane z komiksem, uznałem, że i nazwa serii będzie miała komiksowe konotacje.
Przed Wami „Dynamiczny Duet” #1.
[ KoZa ] Nie wiem, na ile jest to prawdziwe stwierdzenie, ale mam wrażenie, że mało jest polskich komiksów, które nie ocierają się o artyzm i trudny do zrozumienia przekaz, a są właśnie takie, jak „Biały Orzeł” – oparte na fabule, rozrywce i przyjemności z czytania/oglądania. Polski komiks kojarzy mi się albo z karykaturalnym stylem rysowania albo trudną do zrozumienia, lekko bełkotliwą treścią. Oczywiście, to są właśnie schematy myślowe, którymi się dotąd posługiwałem, i jestem ciekawy, na ile są prawdziwe i podstawne. Dlatego pytam Ciebie: jak to w rzeczywistości jest z tym polskim komiksem?
[ Ostry ] Problem z komiksami typowo rozrywkowymi, to chyba raczej problem braku możliwości wydawniczych niż samych artystów. Może też nawet nie o to chodzi, że nie znalazłby się jakiś niskonakładowy wydawca, tylko… Taki album tworzy się kilka miesięcy, to masa pracy prawdopodobnie za nic. Bo wynagrodzenie z kilkuset egzemplarzy to najwyżej na jedną imprezkę wystarczy.
Dobrze to widać po ilości produkowanych nieomal masowo shortów. W krótkich historiach łatwiej się gdzieś pokazać, nie tracąc przy tym miesięcy czasu. Komiks jest u nas w kraju wciąż słabo popularny i większość twórców robi go jedynie z pasji i dla satysfakcji. Zawód „rysownik komiksowy” nie istnieje. Pisarze mają nieco łatwiej, chociaż też nielekko, jednak „zawodowym pisarzem” już dałoby się kilka osób nazwać. A komiksiarze to w większości pasjonaci bez szans na utrzymanie się ze swojej pracy. Więc co by nie mówić o Polskim komiksie, to trzeba pamiętać, że to dobrze, że mamy chociaż taki, jaki mamy.
To zasługa ludzi, którzy potrafią nie myśleć tylko o korzyściach. Poświęcają własny czas, umiejętności i własne pieniądze, by było co tym Polskim komiksem nazwać. Ja jestem nieomal nieznanym rysownikiem. Mam swoje zdanie, ale nie wiem, czy „zawsze lepiej wiedzący” osobnicy z większym doświadczeniem w komiksie zaakceptowaliby moje wypowiedzi w publicznej formie. To często dość kłótliwe i przemądrzałe bestie są.
[ KoZa ] Ciężko na komiksie w Polsce zarobić, ale żeby go w ogóle zrobić, nakłady trzeba ponieść.
[ Ostry ] Warto było by kiedyś opisać, co musi mieć i umieć rysownik, by móc robić komiksy „za darmo”, o których ktoś lekką ręką rozdaje potem opinie słaby lub niezły, zazwyczaj porównując do zachodnich mistrzów, którzy robią komiksy zawodowo, żyją z tego, a podczas pracy wspomagani są przez całe ekipy fachowców (grafików komputerowych, literników, inkerów).
Zaczynając od sprzętu. Musi to być dobry komputer, praca na grafice ma wysokie wymagania. U mnie jest to np. dwurdzeniowy Intel, 4GB Ram, Grafika 1GB i dysk twardy 1,5TB. Pliki robocze z planszami są bardzo duże, żeby można je było swobodnie edytować w rozdzielczości 300 lub 600ppi potrzeba nielichego sprzętu i dużo miejsca na dysku. Jeden plik planszy w zależności od ilości warstw może ważyć nawet kilkaset Megabitów.
Oczywiście trzeba mieć też skaner. To akurat nie musi być sprzęt z najwyższej półki, ale mimo wszystko to kolejna inwestycja.
Kolejna konieczna już w tych czasach inwestycja to tablet. Ja używam najtańszego Pentagrama (350zł). Jednak Pentagramy często się psują. Najlepiej byłoby zainwestować w Wacoma, jednak Wacomy z większym obszarem roboczym są bardzo drogie. Większość rysowników używa Wacomów z wyświetlaczem, a to cena ok. 8.000zł…
W zależności od ulubionej techniki, wbrew pozorom sporo można też wydać na dobre cienkopisy, pędzelki itp. Zajmuję się również malarstwem, więc dobrze o tym wiem. Po pędzelki Kolibri musiałem jeździć 70 km, jeden kosztował ok. 10zł.
Dobrze jest też nie rysować komiksów na kolanie (jak ja), więc potrzebne byłoby jakieś biurko, najlepiej kreślarskie z regulowanym blatem i sporo przestrzeni – po prostu: na stosy papierów, szkiców itp.
Kolejna sprawa to obróbka graficzna. Można używać np. darmowego Gimpa, ale nie ma co się oszukiwać. Photoshop jest bezkonkurencyjny i konieczny. Cena? Jedyne 730 Euro, czyli razy cztery na złotówki, łącznie da niecałe trzy tysiące. Zakup Photoshopa to jeszcze nic, nic samo się nie zrobi. Nauka jego obsługi zajmie kilka miesięcy. Nie znam cen kursów nauki Photka, ale na pewno nie są tanie.
Nawet ziny wymagają idealnego przygotowania pracy do druku, określonych rozdzielczości, formatów itp. Więc w przeciwieństwie do pisarza rysownik musi podać „wydawnictwu” idealnie złożony i przygotowany materiał, który od razu jest gotowy do druku.
Jeśli o niczym nie zapomniałem, to na koniec wspomnę o samym twórcy. Urodzenie się z talentem, nie oznacza, że to już gotowy noworodek-artysta. Kształtowanie swojego talentu trwa lata, a w sumie nigdy się nie kończy. Nie jest to jedynie zabawne „brudzenie papieru”, a długotrwałe i wymagające skupienia studia nad anatomia, geometrią, perspektywą itp.
Po tym wszystkim można zabrać się za rysowanie. Nieznany nikomu autor na 99% jest przez wszystkich po prostu olewany. Czeka go więc masa pracy nad stworzeniem swojego nazwiska, zdobyciem jakichś kontaktów z twórcami i żmudnym przebijaniu się na powierzchnię by zaledwie zaistnieć. Jeśli będzie miał szczęście to po kilku latach będzie olewany już tylko w 98% przypadków.
Żeby nie było nieporozumień, do systemu olewania w większości przyczynia się sytuacja komiksu w kraju, gdyż jest słabo znaną i niedocenianą formą sztuki. Ciążą na nim straszliwe stereotypy śmiesznych Kaczorów Donaldów. Nawet typowo rozrywkowy komiks, to „jakieś Batmany dla dzieciaków”, osoby starsze przyłapane na lekturze Batmana maja baty z każdej strony.
Spory procent olewania twórców to również, niestety, wydawnictwa. Albo nie są zainteresowane w ogóle wydawaniem komiksu, traktując go jako niepewną inwestycję w porównaniu do, chociażby, kolejnej książki kucharskiej albo wydają go w okropnie niskim nakładzie, który zapewni całkowity zbyt bez ryzyka, że ktoś w Empiku „obmaca” jeden egzemplarz i potem go nie kupi.
Myślę więc, że zanim zacznie się dyskusję nad jakością polskiego komiksu, trzeba przybliżyć tragiczne wręcz warunki w jakich muszą sobie radzić jego twórcy. Chciałem tu wyjaśnić jak wygląda sytuacja rysownika. Nie jako zawodowa ględa, potrafiąca mówić o niczym godzinami, ale jako zwykły wieśniak, który trochę talentu ma i usiłuje go nie zmarnować pomimo ekstremalnie niekorzystnych warunków.
By bardziej zobrazować tę sytuację osobom nie potrafiącym przełożyć tego na własny grunt, napiszę jak wyglądała by taka „kariera” w innych zawodach. Oto przyszły policjant drogówki, który latami buduje zaufanie do swojej osoby w otaczającym go środowisku i bezinteresownie pomaga i doradza wszystkim napotkanym osobom. Pracuje po nocach, by zarobić na kursy językowe – przecież przedstawiciel władzy (zwłaszcza na tak odpowiedzialnym stanowisku, jak policja drogowa) powinien biegle władać przynajmniej trzema językami. Stara się o przedłużenie służby wojskowej, by lepiej posługiwać się bronią. W tym samym celu opłaca wizyty na strzelnicy trzy razy w tygodniu. Codziennie chodzi na siłownię, musi być przecież w znakomitej kondycji fizycznej. Nigdy nie pije, ani nie pali. Nie przeklina i nie ma sprośnych myśli. Pięć razy w roku odnawia kurs na prawo jazdy, musi przecież doskonale znać przepisy ruchu drogowego i być znakomitym kierowcą. Pośród tych, jak i wielu innych starań na które poświęca wiele lat ciężkiej pracy nie ma szans na zostanie policjantem. W najlepszym przypadku może przeprowadzać dzieci na przejściu przed szkołą.
No i znajdzie się wielu, którzy mu wytkną, że James Bond robiłby to lepiej. Niezrażony z dumą zawsze punktualnie stoi na przejściu w odblaskowej kamizelce myśląc o tym, jak bardziej mógłby udoskonalić swoje umiejętności…
I jak wrażenia? Mam nadzieję, że to, co miał do napisania Ostry, zainteresowało Was nie mniej niż mnie. Na razie mamy pewien obraz tego, jak wygląda polski rynek komiksowy z punktu widzenia osoby zainteresowanej. Zaś do tematu stanu rodzimych komiksów na pewno będziemy jeszcze wracali.
PS: Jeśli chcecie lepiej poznać Ostrego, możecie obejrzeć jego profil na Facebooku albo zajrzeć na jedną z kilku stron: tu, tu lub tu. Co nie zmienia faktu, że – jako się rzekło – Ostry na łamach mojego bloga na pewno jeszcze zagości i sam przybliży Wam swoją osobę. I tak, wszystkie rysunki, zdobiące ten wpis, są jego autorstwa.
Buahahha ten Ostry to jakiś żałosny gość, tylko imprezki mu w głowie…
Ależ skąd, wcale nie tylko imprezki!
Jeszcze sex, imprezki, sex, piwsko i sex! 😀
Ej Waldek – a od kiedy to rozmawiasz z wirusami? 😉
Fakt, więcej nie będę bo się jeszcze czymś zarażę 🙂
I słusznie, nie karmić trolli to same zdechną 🙂
Ech, nie zdążyłem usunąć, zanim zjedliście trolla. Tak czy siak, pozwoliłem sobie na mała moderację. :]