Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Doktor Jekyll i pan Hyde, Robert Louis Stevenson – Tak się rodzi legenda

D

Po obejrzeniu filmu „Marry Reilly” z Julią Roberts i Johnem Malkovichem (który gorąco polecam, tak swoją drogą), naszło mnie na przeczytanie wiekowej już powieści autorstwa Roberta Louisa Stevensona. W końcu motyw doktora Jekylla i pana Hyde’a jest tak oklepany w kulturze masowej, że nawet jeśli nie widziało się żadnego filmu zogniskowanego na tym temacie, to i tak pewnie słyszało się opowieść o genialnym lekarzu, który za sprawą uwarzonej osobiście mikstury zmieniał się w swoje mroczne alter ego. Rzadko czytam powieści równie stare, więc przy okazji byłem ciekaw, jakie będę miał wrażenia z obcowania z podobnym tekstem.

Konstrukcja opowiadania – tudzież minipowieści – jest dosyć specyficzna. Faktyczna akcja obejmuje jedynie połowę objętości tekstu, druga zaś część jest poświęcona na… tłumaczenie intrygi za pośrednictwem dwóch listów. Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę, że owa intryga wcale skomplikowana nie była, czułem się trochę, jakby mi ktoś tłumaczył oklepany dowcip, wskazując na elementy, kiedy powinienem się śmiać. Nie mam pojęcia, czy tego typu zabieg często był kiedyś używany, czy to raczej i wtedy była rzadkość. Uwagę zwrócił również naiwny sposób na opis postaci i ich czynów – bardzo czarno-biały i narzucający czytelnikowi z góry ocenę, wskazujący dokładnie, kto jest dobry, a kto jest zły. I dlaczego. Miejsca na własne przemyślenia czytelnika w tym zakresie autor praktycznie nie przewidział.

Co się tyczy samej fabuły – tu chyba rozpisywać się nie trzeba, nieprawdaż? Głównym bohaterem jest pewien londyński prawnik, pan Utterson, którego to oczami będziemy obserwowali losy doktora Jekylla i pana Hyde’a. Pierwszy znany jest jako dobroczyńca ludzkości, miły gość wszelkich kulturalnych imprez i uznany naukowiec. Drugi zaś, z niewiadomych dla osób postronnych przyczyn, zatrudniony jest jako asystent pierwszego i dał się poznać jako poczwarna kreatura i wcielenie wszelkiego zła. Dopiero z biegiem czasu ludzie dowiadują się o łączącej ich „więzi”.

Trzeba koniecznie odnotować, że nie tylko jest to powieść z pograniczna horroru i kryminału, ale też pole do autorskich rozważań na temat dobra i zła. Szczerze mówiąc, owe przemyślenia szczególnie frapujące nie są, ale mimo wszystko stanowią pewne urozmaicenie.

Szczerze mówiąc, zastanawia mnie, od czego zależy, że jedna powieść zostaje zapamiętana i reprodukowana na różne sposoby tak, jak to ma miejsce w omawianym przypadku, a druga zostaje po prostu zapomniana. Co miała takiego w sobie historia doktora Jekylla, że ktoś po stu latach zerwał się z łóżka i wykrzyczał w niebogłosy: „to świetny materiał na pornola, kręcimy!”. Nie żartuję, wśród licznych kinowych adaptacji opowieści Roberta Louisa Stevensona są również pornole (wybaczcie łacinę podwórkową, ale sądząc po samych okładkach, filmami erotycznymi tego nie idzie nazwać). Przyznaję, że ze wszystkich wersji srebrno-ekranowych widziałem tylko wspomniane we wstępie „Marry Reilly”, ale za resztę też chcę się zabrać. W szczególności, że w spisie znajdują się i krótkometrażówki z – uwaga – roku 1910, jak i pełen metraż w wersji niemej z roku 1921.

Innymi słowy, choć po wielu latach lektura oryginalnego „Doktora Jekylla i pana Hyde’a” może rozczarować, to sam koncept ma w sobie moc. Choć książka nie przypadła mi szczególnie do gustu, to nie jestem w stanie nic poradzić na fakt, że ciągnie mnie do dalszego zagłębiania się w tę historię. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak Roberta Louisa Stevensona to osiągnął, ale chyba mu zazdroszczę.

Subscribe
Powiadom o
guest

10 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Kamil Nować
13 lat temu

Musical na podstawie książki według mnie jest genialny 🙂

KoZa
Reply to  Kamil Nować
13 lat temu

Miałeś okazję widzieć na żywo czy może jest jakaś sensowna wersja video? :]

Kamil Nować
Reply to  KoZa
13 lat temu

Niestety tylko wersję audio znam 🙁 Kiedyś może poszukam video. A jeśli chodzi o aspekty wizualne to Notre Dame polecam 🙂

KoZa
Reply to  Kamil Nować
13 lat temu

O, Notre Dame widziałem (video, nagrane bodaj w Paryżu) – rewelacja. 

Garwild
Garwild
13 lat temu

Bardzo podobał mi się Twój tekst, a po książkę kiedyś na pewno sięgnę.;)

Anonimowo
Anonimowo
13 lat temu

Miałem dość podobne odczucia w trakcie lektury oryginalnej „Draculi”. Musisz jednak wziąć pod uwagę pewną kwestię: tak jak Stoker, tak Stevenson pewien mit konstruowali, kodyfikowali, tworzyli: stąd mimo naiwności ich dzieł, taka moc oddziaływania. Zresztą: powieść popularna, grozy w tamtych czasach (XIX-wiek) chyba w dużej mierze charakteryzowała się taką konstrukcją, jaką opisujesz. Nie wiem czy wskazane jest przykładanie kryteriów XXI wiecznej powieści grozy, fantasy do dzieł z okresu, gdy gatunek jeszcze nie był ukształtowany. To tak półfilolgiczne uwagi. Powyższa notka – na pewno stanowi ciekawy wstęp do dalszych poszukiwań.
I jeszcze coś do sprawdzenia: piszesz o krótkometrażówce z 1910 roku. Wiem, że np. Filmweb tak klasyfikuje, ale (to wymaga weryfikacji, bo dawno o tym czytałem) przez pierwszą, dwie dekady istnienia kina filmy przeciętnie tyle miały, co dzisiejsze krótkiemetraże. Tj. 10-20-30 minut. Dzisiejsze 90 minut projekcji było rzadkością. Dlatego określenie krótki metraż w tym wypadku może być anachroniczne.
PS: na Twój wpis trafiłem z linka na blipie. Pozdrawiam, A.

KoZa
Reply to  Anonimowo
13 lat temu


Nie wiem czy wskazane jest przykładanie kryteriów XXI wiecznej powieści grozy, fantasy do dzieł z okresu, gdy gatunek jeszcze nie był ukształtowany”
W pełni się z Tobą zgadzam, ale też przyznaję, że nie potrafiłem się przed tym uchronić, choć próbowałem. To było moje pierwsze podejście do takiej literatury, więc pisałem z punktu widzenia kompletnego laika. Bardzo chcę przeczytać właśnie „Drakulę” oraz „Frankensteina”, a może także coś, co się nie zamieniło – z naszego punktu widzenia – w kanon, żeby mieć porównanie. 
„I jeszcze coś do sprawdzenia: piszesz o krótkometrażówce z 1910 roku. Wiem, że np. Filmweb tak klasyfikuje, ale (to wymaga weryfikacji, bo dawno o tym czytałem) przez pierwszą, dwie dekady istnienia kina filmy przeciętnie tyle miały, co dzisiejsze krótkiemetraże. Tj. 10-20-30 minut. Dzisiejsze 90 minut projekcji było rzadkością. Dlatego określenie krótki metraż w tym wypadku może być anachroniczne.”
I tu jest kolejna bardzo celna uwaga – o tym nawet nie pomyślałem, kiedy pisałem – po prostu przyłożyłem swoją XXI-wieczną linijkę. :]
Dzięki za ciekawą wypowiedź – bardzo lubię wchodzić w podobne dyskusje, zawsze można poznać nowy punkt widzenia. Witam na moim blogu i mam szczerą nadzieję, że na jednorazowej wizycie z blipa się nie skończy. :]

Anonimowo
Anonimowo
Reply to  KoZa
13 lat temu

Postaram się zaglądać, a może od czasu do czasu nawet coś skomentować:)
I muszę Ci przyznać, że plan mam podobny, jeśli idzie o klasykę literatury: Dracula już za mną, ale Frankenstein, Dr Jekyll, etc. jeszcze przed. Może literacko nie zachwycają dzisiejszego czytelnika, ale myślę, że warto sięgać do źródeł mitów, które w naszej kulturze (też tej pop) są wszechobecne. To pomaga lepiej zrozumieć źródła pewnych obrazów.

KoZa
Reply to  Anonimowo
13 lat temu

W pełni się zgadzam. Nawet jeśli dana pozycja nie zachwyca literacko, to własnie owe poznawanie mitu i zestawianie go w głowie ze znanymi np. filmami daje dużo przyjemność. :] Gdybyś czytał coś poza wymienionymi książkami, co też zalicza się do klasyki horroru, daj proszę znać. Dopiszę sobie do listy. :]

DD
DD
13 lat temu

O, klasyka 🙂
Pamiętam jak czytałem. Zaskoczyłem się jak dobre to jest.
 

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

10
0
Would love your thoughts, please comment.x