Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Czarne Sny, Paweł Kornew – Sopel zaczyna gonić własny ogon?

C

Długo zastanawiałem się, czy napisać o „Czarnych snach” dwa teksty – każdy o jednej z wydanych w Polsce części – czy może jednak tym razem zamknąć się w jednym. Jako że książki przeczytałem jedna po drugiej i nie miałem pod ręką laptopa, żeby w między czasie spisać swoje wrażenia, postanowiłem tym razem jednak skomponować jeden materiał. Prawda jest taka, że i tak by mi się pewnie wszystko pokręciło, więc musiałbym robić dobrą minę do złej gry. Wróćmy się do Sopla, który z kolei… tak, tak – wrócił do Przygranicza.

Przyznaję, że wstęp do trzeciego tomu (tudzież piątej części, ta numeracja mnie kiedyś zabije) przygód Śliskiego trochę mnie zawiódł. Liczyłem na jakiś bardziej rozbudowany opis życia naszego dobrego kolegi w Rosji, po brawurowej ucieczce z magicznego „międzyświata”. A tu jak zwykle wszystko potoczyło się bardzo szybko. Dosłownie po 20 stronach Sopel miał już bardzo silną motywację, żeby jednak ponownie przejść przez portal i wrócić do krainy spowitej mrozem. Przy okazji miał też przeprowadzić mały oddział szturmowy na drugą stronę, ale – jak to zwykle w tej serii bywa – nie wszystko potoczyło się zgodnie z planem.

Problem z kolejnym tomem powieści Pawła Kornewa jest taki, że… to wszystko już było. I „Czarne sny” naprawdę nie przynoszą nic nowego. Utrwalił się schemat, w którym Sopel zostaje zmuszony do wypełnienia jakiegoś niesamowicie trudnego zadania, ale postanawia po drodze odwiedzić najpierw kilku znajomych. Owi znajomi na ogół mają dla niego pomniejsze chałtury – momentami można odnieść wręcz wrażenie, że są to „side questy” – i… tak mijają całe dwie książki. Ponownie, trup ściele się gęsto, Śliskiego wszyscy chcą – delikatnie mówić – wyślizgać, a najlepiej od razu kropnąć i tak ze strony na stronę jesteśmy świadkami czegoś na kształt powieści „survivalowej”. Ma to swój urok. A raczej – miało swój urok, przy trzecim podejściu, już trochę mi się przejadło.

Inna sprawa, że jestem po prostu zły na Pawła Kornewa. Zły za to, że podczas lektury „Czarnych snów” powtarzałem sobie, że chyba po czwarty tom nie sięgnę, ponieważ przecież to są ciągle te same utarte schematy. Powieść zaś na złość kończy się tak, że… „niestety”, jednak chyba mam ochotę na kontynuację. Tu muszę autorowi pogratulować, że mimo używania ciągle tych samych zabiegów… to się po prostu czyta i jednak chce się więcej. Więc przygotujcie się, że do Przygranicza jeszcze wrócimy.

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
sliv
sliv
12 lat temu

Popatrz na to, kto tlumaczy. Dotyczy to zwlaszcza Czarnego Poludnia

KoZa
Reply to  sliv
12 lat temu

W sensie, że jak Rafał Dębski, to źle? Zresztą, mi akurat zdecydowanie brakuje kompetencji, żeby oceniać tłumacza. :-]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

2
0
Would love your thoughts, please comment.x