Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryGry

Asphalt: Urban GT 2 – Pomieszanie z poplątaniem

A

Lubisz, gdy Twoje nowiutkie Lambo Gallardo świeci się na fioletowo po odpaleniu potrójnego nitro? Wygrywanie czołowych dzwonków w starciach „ja i mój chopper versus tamta śmieciarka” to Twój chleb powszedni? Uważasz, że najlepsze, co może spotkać kierowcę pędzącego 300kh/h, to wszechobecna nuda? Asphalt 2 Urban GT to gra dla Ciebie…

A teraz pytanie – ile osób odpowiedziało twierdząco na wszystkie te pytania?
Przyznam, że na początku mocno się zdziwiłem i to… pozytywnie. Cóż ujrzały moje oczy na okładce pudełka i przy odpaleniu gry? Merolek… Lambo… No, no – panowie z Gameloftu zadali sobie sporo trudu i wykupili licencje do jednych z najpiękniejszych i najszybszych samochodów świata! Od razu wziąłem się za przeglądanie parku maszyn i widok naprawdę mnie zadowolił. Mimo nieobecności kilku tak ważnych marek, jak np. Ford i jego Mustang, zdecydowanie nie mogłem narzekać na brak fajnych wózków, którymi każdy facet chętnie by się porozbijał po mieście. Trzeba też dodać, że ich wygląd został naprawdę dobrze odwzorowany, jak na możliwości PSP. Wydaje mi się, że pod tym kątem Asphalt 2 jest nawet lepszy od Sega Rally.

Po nacieszeniu oczu widokiem tych wszystkich cacek, nie pozostało mi już nic innego, jak odpalenie wyścigu. W tym momencie zaczęły się już schody. Głównie w dół.

Jedna, wielka pomyłka…

Nie mam pojęcia, co wziął concept designer, zanim siadł do pracy, ale na pewno był to mocny specyfik. Od początku do końca Asphalt 2 nie potrafi się zdecydować, jaką grą chciałby być. Twórcy upchnęli tu wszystko, co tylko dało się wymyślić: zbieranie bonusów, potrójne nitro, pościgi ze stróżami prawa, niszczenie przeciwników, złomowanie własnego wozu, super skoki, radary policyjne… Pomyślałby człowiek, że powinna to być zaleta, nieprawdaż? Niestety, tak nie jest. Żaden z tych elementów nie został dopracowany.

Weźmy pod lupę takie, na przykład, potrójne nitro – jeśli zbierzemy odpowiednio dużo power-upów na trasie, mamy możliwość włączenia mega-dopalacza. Gdy w tym momencie chociaż muśniemy przeciwnika, ten z pewnością zaliczy dachowanie. Zaś jeśli to my się wpakujemy prostopadle w ścianę, mamy 90% szans na przetrwanie dzwonka. Natomiast znacznie większe prawdopodobieństwo zezłomowania własnego auta jest przy… delikatnych otarciach o bandę. Kolejnym kuriozum jest helikopter policji, który może nas… aresztować! Jedyne, co musi zrobić, to wystarczająco długo namierzać nas laserem. Ja rozumiem, że arcade’ówki rządzą się własnymi prawami, ale przynajmniej śladowe pokłady logiki byłyby na miejscu.

Co zaś tyczy się samych przeciwników – zdecydowanie najlepiej wychodzi im celowanie w wąskie latarnie uliczne. Jechanie szeroką autostradą niestety już ich trochę przerasta. A jako że możliwości oferowane przez potrójne nitro dają graczowi poważną przewagę nad adwersarzami, twórcy postanowili, że… część przeciwników będzie startowała z przewagą nawet ok. 1/4 okrążenia. Jak widać – zamiast popracować nad AI, woleli pójść drogą na skróty. Choć to i tak nic nie zmieniło, ponieważ pierwsze miejsce w peletonie ma się na ogół po kilkunastu sekundach i nie traci się go aż do końca wyścigu. Zero wyzwania.

Jak już wcześniej wspomniałem, Asphalt 2 jest przepakowany różnymi opcjami. Dla przykładu, raz na wyścig trafiamy na radar policyjny – im wyższy mandat, tym… więcej bonusowej kasy za wygranie wyścigu. OK, tak też można podejść do tego tematu. Co ciekawe, gdy ta funkcja się odpali, kamera zmienia kąt, a my w tym czasie… cóż, na ogół lądujemy na latarni. Ten zabieg zdecydowanie poprawił grywalność. Podobne efekty są odpalane przy złomowaniu przeciwników i policji, więc okazji na wpakowanie się w mur mamy naprawdę sporo.

Te wszystkie „błyskotliwe pomysły” to i tak nic w starciu z największą wadą gry – Nudą przez wielkie „N” (niech prawdziwe „big N” mi wybaczy). Wszystkie wyścigi wygrywałem bez najmniejszego wysiłku nawet wtedy, gdy mój wóz miał stratę rzędu 100 koni względem przeciwników, a ja przy okazji zerkałem jednym okiem na mecz. Zmiana poziomu trudności nie pomogła, niestety. Jeszcze „ciekawiej” jest, gdy to nasz wóz ma przewagę mocy – wtedy dublowanie jest całkowitą normą nawet przy marnych dwóch okrążeniach. A tak przy okazji – grania na trzy okrążenia nie życzę nawet wrogowi. Wynik i tak jest oczywisty po połowie pierwszego przebiegu, a pozostałe dwa i pół to już tylko męcząca formalność.

Martwiące też jest to, że dla twórców z Gameloftu urozmaicanie rozgrywki polega m.in. na wprowadzeniu kilku kategorii wyścigów, z czego każda kategoria jest podzielona na oddzielne imprezy, zaś imprezy są rozdrobnione na wyścigi. Łącznie dostaliśmy chyba z kilkaset „wyzwań” – zaliczenie wszystkich zajęłoby chyba kilka dni. Co gorsze, teoretycznie mamy kilka typów wyścigów, ale w praktyce każdy wygląda niemal identycznie. Teoretycznie wyjątkiem są występy w roli policjanta, który zwalcza bezprawie na ulicach, co – w rzeczywistości – powiewu świeżości też nie wprowadza, gdyż całość sprowadza* się do odpalenia potrójnego nitro…

Technikalia…

Strona audio-wizualna nie jest już taką totalną porażką, jak opisana wyżej grywalność. Jako się rzekło, auta są odwzorowane naprawdę solidnie – nie ma się wątpliwości, na jaki model się akurat patrzy. Trasy, choć raczej niezbyt szczególne, też nie powinny wydziobać graczowi oczu. Za to poważną wątpliwości wzbudzają „animacje” kraks, których tak naprawdę nie ma. Podziw wzbudziło u mnie dachowanie policjanta… na motorze. Omal mi PSP z rąk nie wypadło.

To, co w warstwie video zdecydowanie najbardziej boli, to wręcz zerowe wrażenia przy osiąganiu astronomicznych prędkości (tak rzędu 350km/h). Dopiero po odpaleniu nitro pojawia się jakieś rozmycie, ale nadal świat za oknem mija nas nieznośnie wolno…

Na plus można poczytać muzykę – w szczególności utwór z repertuaru Maximo Park, który przygrywa w menu. W trakcie wyścigów lecą na ogół jakieś radosne beaty, nie wpadające w ucho, ale też nie przeszkadzające w rozgrywce. Natomiast znów prawie upuściłem konsolkę Sony, gdy usłyszałem po raz pierwszy głos „komentatora”. Nie będę wnikał, co ściśnięto owemu… ekhm… panu, ale na pewno użyto do tego imadła. A później może poprawiono heblem, kto wie…

Laski na ratunek…

Mam silne wrażenie, że Gameloft czuł przez skórę, że z drugą odsłoną Asphalta jest coś „nie tak”, więc pokusił się o tani, acz skuteczny, chwyt. W podsumowaniach wyścigów mamy okazję napatrzyć się za każdym razem na nieźle roznegliżowane fotki dziewczyn z Pussycat Dolls – atut wizualny to oczywisty, ale raczej nie zapisuje się na konto grafiki, hyhy. Niestety, nawet takie brzytwy (tudzież żylety, jak to woli) nie uratowały w najmniejszym stopniu tonącej ścigałki Francuzów. Tak między nami, tej gry chyba nic by nie uratowało…

25.06.2008. Tekst był napisany na zlecenie portalu Gaminator.pl.

Zuma Deluxe – Zuma – po prostu

Z

Zuma – tytuł, który wielu graczom kojarzy się z zarwanymi nocami. Wbrew pozorom nie jest to żaden eRPeG, massive on-line shooter czy RTS, lecz… gra logiczna. Za to jaka! W ciągu kilku lat została wielokrotnie nagrodzona, doczekała się kilku raczej przeciętnych klonów i trafiła na astronomiczną liczbę platform. W tym również na microsoftowe Xpudełko za pośrednictwem Xbox Live Arcade. (więcej…)

Blazing Angels 2: Secret Missions of WWII – Podniebne tajemnice II Wojny Światowej

B

Pamiętacie wszystkie te strzelanki z samolotami w roli głównej, których głównym założeniem było: „Leć na północ i skop tyłki wszystkim Szkopom/Japończykom/ufokom albo wszystkiemu na raz i nie daj się zabić”? Owe radosne młócki doczekały się wreszcie swojej wersji, prawdziwie godnej XXI wieku – z piękną grafiką 3D, tonami realistycznie odwzorowanych pojazdów, wybuchami i dźwiękiem wysokiej jakości… Ba, nawet z fabułą, która „jest”, a nie tylko „być powinna”!
O czym mowa? O serii Blazing Angles, a w tym konkretnym przypadku – jej drugiej odsłonie z podtytułem Secret Missions of WWII. (więcej…)

Prince of Persia Classic – Prawdziwa zabawa z czasem

P

Zacznijmy od czegoś banalnego. Najlepiej ze szczyptą podkładu historycznego. Prince of Persia to gra-legenda. Dzieło, które zainspirowało kolejne pokolenia developerów do tworzenia coraz bardziej wymyślnych produkcji o bezimiennym dziedzicu z Persji. Po latach ewolucji z dosyć prostej – choć rewolucyjnej – platformówki 2D pozostało niewiele. Twórcy z Ubisoftu – autorzy chyba najbardziej popularnej ze współczesnych serii o Księciu – sprawili, że nasz protagonista zyskał nie tylko trzeci wymiar, ale również czwarty, dzięki któremu nauczył się poruszać w czasie. Jak łatwo się domyślić, nie były to już oszczędne w wyrazie gry, lecz produkcje naprawdę epickie. I wtedy na arenę wszedł Gameloft mówiąc: „A my to zrobimy po staremu!”. Tak powstał Prince of Persia Classic przeznaczony na Xbox Live Arcade. (więcej…)

ATV Offroad Fury Pro – Adrenalina zakazana

A

Znudziłeś się Sega Rally? Lubisz cztery kółka, ale nie koniecznie musisz mieć dach nad głową? A może lubisz czasem sprawdzić swoje umiejętności na motorze? Jeśli odpowiedziałeś twierdząco na powyższe pytania, to może się okazać, że ATV Offroad Fury Pro jest grą właśnie dla Ciebie. I dla tych wszystkich, którzy po prostu lubią lekko trącące arcadem wyścigi w błocie.

Tym, co rzuca się w oczy jako pierwsze, jest kilka typów pojazdów, czego – szczerze mówiąc – po samym tytule się nie spodziewałem. Myślałem, że dane mi będzie jedynie skakać po hopkach na quadach i… tyle. A tu miłe zaskoczenie – do dyspozycji dostaliśmy również motory crossowe, buggy, wozy rajdowe, ciężarowe i skutery śnieżne. Zaskoczenie jest tym silniejsze, że nawet na stacjonarnych konsolach mało który tytuł może się poszczycić taką różnorodnością. Ale. Tak, oczywiście, musi być pewne „ale”, żeby graczowi nie było zbyt dobrze. Jak się szybko okazuje po przeprowadzeniu krótkich testów, ATV prowadzi się niemal identycznie jak motor crossowy, a buggy to wypisz wymaluj samochód rajdowy, tyle że trochę wolniejszy… W rzeczywistości mamy dwie silnie zróżnicowane grupy pojazdów – są to: ATV i motor kontra cała reszta dostępnego żelastwa. Całe szczęście, w tym wypadku mamy już do czynienia z dwoma zupełnie różnymi modelami prowadzenia, co ostatecznie i tak wychodzi twórcom ze studia Climax na plus. (więcej…)

Lego Star Wars II: The Original Trilogy – The Original Klocek Trilogy

L

Lego. Niegdyś była to marka kojarzona wyłącznie z klockami dla dzieci małych, dzieci dużych i dzieci… dorosłych. A jak sprawa ma się teraz? Cóż, teraz jest to marka kojarzona nie tylko z klockami, ale też z grami komputerowymi, które na „klockowym” dziedzictwie bazują i to z niezłym skutkiem. A trzeba Wam wiedzieć, iż owe gry również trafiają nie tylko do dzieci małych i dużych, ale też tych już naprawdę dorosłych. W szczególności tych, którym saga Gwiezdnych Wojen jest bliska sercu.

Jak zapewne wielu z Was pamięta, pierwsza część Lego Star Wars – bazująca na tak zwanej „nowej sadze” Gwiezdnych Wojen – była sporym zaskoczeniem dla rynku. Okazała się diablo grywalna, zabawna, przyjemna, a co za tym idzie – zgarnęła naprawdę dobre noty – tak wśród recenzentów oraz krytyków, jak i wśród graczy. Niezależnie od wieku. Korzystając więc z okazji, studio developerskie, Traveller’s Tale, postanowiło pójść za ciosem i stworzyć część drugą, opartą na kanwie starej trylogii. Decyzja okazała się dobrą nie tylko dla portfela twórców, ale również dla graczy, którzy po raz drugi dostali do rąk naprawdę świetną platformówkę. (więcej…)

Kung Fu Panda: The Game – Dobry film… Dobra gra?!

K

Nie tak dawno miałem okazję przejechać się walcem po Teenage Mutant Ninja Turtles – egranizacji ze stajni Activision. Egranizacji, dla której byłoby lepiej, by nie trafiła nigdy na półki sklepowe. Teraz zaś do testów dostałem Kung Fu Pandę, czyli… tak, nie mylicie – znów produkcję na podstawie filmu i znów licencję dostało nasze ulubione studio. I teraz pytanie – z czego wynika fakt, że TMNT było prawie niegrywalne, Spider-man 3 i Shrek The Third co najwyżej przeciętne, a KFP… jest naprawdę bardzo dobrą platformówką? Skąd to się wzięło? Żal za grzechy? Większa kasa? Groźba śmierci, jeśli tytuł zostanie spaprany? Nie mam pojęcia, ale z punktu widzenia gracza – my wyszliśmy na tym dobrze. (więcej…)

TMNT – Teenage Mutant Ninja Turtles – Nie tykać nawet kung fu kijem…

T

Activision już dawno mnie przyzwyczaiło do faktu, iż ich egranizacje znanych przebojów kinowych ciężko nazwać dobrymi grami. Jednak w przypadku takiego trzeciego Spider-mana czy też Shrek The Third można było się przynajmniej posunąć do bardzo odważnych stwierdzeń w stylu „nawet da się grać”. Szkoda, że tak ciepło nie jestem w stanie się wyrazić o swoich doświadczeniach z Teenage Mutant Ninja Turtles, które – bardzo delikatnie rzecz ujmując – są tragiczne od początku do końca. Zasadniczo, w tym miejscu można byłoby zakończyć recenzję, gdyż naprawdę odradzam zbliżanie się do tego tytułu. Recenzencki obowiązek wymaga jednak ode mnie, bym opinię uzasadnił – tak też więc zrobię. (więcej…)

FaceBreaker – Nie dla casuali, nie dla pr0

F

Na dzień dobry zadam pytanie: po co robić bijatykę, która – sądząc po ilości dostępnych ruchów – wymierzona jest w casuali, zaś poziomem trudności dostosowana do prawdziwych pr0? Nie wiecie? Ja też nie. I twórcy, czyli panie i panowie z EA Canada, też pewnie nie wiedzą, mimo że sami są autorami jednej takiej produkcji… Rzecz jasna, mowa o ich najnowszym „dziele”, FaceBreakerze. (więcej…)

Dead Rising – Bez taryfy ulgowej

D

Czym jest globalizacja? To ten moment w historii świata, kiedy Japończycy robią grę o amerykańskim supermarkecie opanowanym przez plagę zombie i wychodzi im to lepiej niż developerom z U.S.A. Witam w Willamate, wrzucie na tyłku stanu Kolorado, gdzie blisko 54-tysięczna populacja właśnie zamieniła się w żywe trupy. Witam w Dead Rising. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze