Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

John Carter – Spacer po muzeum Science Fiction

J

Co Wam przychodzi do głowy, gdy widzicie zapowiedź aktorskiego filmu od Disneya? Mi przed oczami odruchowo wyświetlają się na przykład kadry z Brandonem Fraserem w jakimś lepszym czy gorszym filmie familijnym. Tym większe było moje zaskoczenie, gdy się okazało, że „John Carter” nie tylko nie będzie dubbingowany, ale też spadł dosyć daleko od drzewa filmów rodzinnych. Ale czy jest dobry? Czy warto wydać małą fortunę, żeby zobaczyć go w 3D?

Czemu mówię, iż jest to science fiction z przeszłości? Ponieważ, z czego wiele osób może sobie nie zdawać sprawy, „John Carter” jest oparty na powieści z początku XX wieku, autorstwa Edgara Rice’a Burroughsa. Tego typu historie są bardzo urokliwe i mają to do siebie, że po blisko stu latach przestają być „fiction”, a i często okazuje się, że z „science” też miały mało wspólnego. Istniało więc ryzyko, że mimo premiery w roku 2012, „John Carter” już na starcie będzie delikatnie zalatywał starością. I tak też się, niestety, po części stało. (więcej…)

Shaolin Soccer

S

Idealna propozycja dla wszystkich osób, które lubią specyficzne połączenia. Mamy tu trochę akcji, trochę komedii i, oczywiście, trochę filmu sportowego. Całość jest podlana egzotycznym, chińskim poczuciem humoru, naprawdę przyzwoitymi efektami specjalnymi i świetnymi choreografiami akrobatycznymi.

Co więcej, kilka razy naprawdę szczerze się śmiałem, a czas podczas seansu naprawdę szybko mi minął. Jeśli widzieliście na przykład „Kung Fu Hustle” (u nas „Kung Fu Szał”), to mniej więcej tego możecie się spodziewać po „Shaolin Soccer”. Tak, to de facto głupi film, ale… ponownie: tak, polecam go.

Husk

H

Raz na jakiś czas lubię obejrzeć tego typu film. „Husk” to prosty slasher w absolutnie klasycznej formule. Grupa nastolatków rozbija się w okolicy farmy, która wydaje się być opuszczona. Poniekąd jest to prawda nawet – poza psychopatycznym mordercą, nikt w owym przybytku wiejskiej rozkoszy nie rezyduje. „Husk” wyróżnia się w swojej kategorii jedną rzeczą – bardzo przyzwoitą realizacją, podobnie jak na przykład norweski „Hotel Zła” (niektórzy mogą lepiej kojarzyć oryginalną nazwę – „Fritt Wilt”). Ujęcia są dobre, akcja dynamiczna, zaś całość trzyma w charakterystycznym dla dobrych slasherów napięciu.

Jeśli macie ochotę na rzemieślniczo acz dobrze wyreżyserowaną porcję flaków i krwi, to mogę spokojnie polecić.

Matrix – Cybernetyczny bóg

M

Wyobraźcie sobie sen tak prawdziwy, że wydaje się Wam rzeczywistością. Wyobraźcie sobie efekty specjalne tak realistyczne, że zaczynacie się zastanawiać,  co jest jawą, a co fikcją. Wyobraźcie sobie film akcji tak zawiły i złożony, że staje się niemalże obrazem filozoficznym… Przed państwem – „Matrix”.

Czym jest Matrix? Andy i Larry Wachowscy, będący zarazem autorami scenariusza, jak i reżyserami, pokusili się o stwierdzenie, że jest on wszystkim, co nas otacza. Widzimy go w każdej sytuacji: gdy oglądamy telewizję, wyglądamy za okno czy płacimy podatki. Czy w takim razie dali nam swoją wizję Boga? Stworzyli świat tak przekonywający i niesamowity, a zarazem tak podobny do tego, który znamy, że niejedna osoba zadała już sobie pytanie: „A jeśli mają rację? Jeśli mój świat jest tylko iluzją i nie mam na to żadnego wpływu?”. Wachowscy na każdym kroku, w każdej scenie próbują udowodnić swoją tezę, że wszyscy żyjemy w słodkiej nieświadomości, wytaczając coraz to bardziej finezyjne argumenty. Cały ten proces przebiega jednak stopniowo, dozując napięcie, dzięki czemu film nie pozwala oderwać wzroku od ekranu przez cały czas trwania. (więcej…)

Podróż na Tajemniczą Wyspę – Szybki i wściekły Dwayne Johnson i jego driftujące pszczoły

P

O ile nie jestem fanem podróżniczo-przygodowego kina familijnego, o tyle na obejrzenie „Wyprawy na Wyspę Tajemnic” miałem kilka powodów. Dwie osoby, cztery słowa. Michael Caine oraz Dwayne Johnson. Czego chcieć więcej?

Oczywiście, odpowiedź na to pytanie brzmi: można chcieć jeszcze dobrego scenariusza, w miarę zgrabnego prezentowania sensownych wartości (w końcu to film familijny) i jako-takich efektów specjalnych, które nie będą polowały z dzidami na nasze oczy. Co ciekawe, „Podróż…” w ogólnym rozrachunku dała mi nie tylko dwóch aktorów, których bardzo lubię, ale też wszystko, co powyżej wymieniłem. Ukryć zaskoczenia nie sposób. (więcej…)

Angel-A – I'm on a mission from God

A

Premiera filmu „Angel-A” – na tę chwilę czekało przez, bez mała, sześć lat wiele osób. Wielbiciele Luca Bessona mieli nadzieję, iż produkcja ta będzie ostatecznym dowodem na geniusz ich idola – reżysera kilku kultowych filmów, m.in. „Leona Zawodowca” i „Nikity” – który ponownie stanął za kamerą. Natomiast jego zagorzali przeciwnicy, a tych również nie brakuje, liczyli na kolejną wpadkę pokroju chłodno przyjętej „Joanny d’Arc”. Wydaje mi się, że obraz z Jamelem Debbouzem i Rie Rasmussen w rolach głównych dostarczył odrobinę satysfakcji obu wymienionym grupom widzów.
Delektując się czarno-białą panoramą Paryża, poznajemy André (Jamel Debbouze), którywłaśnie zwisa z Wieży Eiffla i błaga o litość. Tak kończą w tym wielkim mieście wszyscy, którzy nie spłacają swoich długów na czas. Można jednak powiedzieć, że szczęście się do niego uśmiechnęło, co prawda szyderczo, ale jednak lichwiarze dali mu czas do północy. Nie mając specjalnie dobrych perspektyw na zdobycie dwudziestu kawałków w sześć godzin, André postanawia zrobić jedyną rozsądną rzecz, czyli skończyć ze swoim marnym, zakłamanym życiem. Biorąc pod uwagę liczbę mostów w mieście zakochanych, utonięcie wydaje się być dość atrakcyjną opcją. Wszystko poszłoby idealnie, gdyby nie to, że na ten sam pomysł wpadła nieszczęśliwa prostytutka, Angela (Rie Rasmussen). André, motywując się resztkami swojej godności, ratuje dziewczynę przed pewną śmiercią. (więcej…)

Kot w Butach – Nie ma odcinania kuponów od sławy, ale szału również brak

K

Spodziewałem się, jak zapewne i wiele innych osób, że „Kot w Butach” będzie kolejnym sposobem na odcinanie kuponów od sławy „Shreka”. Z drugiej strony, miałem też w pamięci, że „Shrek Forever” okazał się zaskakująco dobrym filmem, który miał własny styl i masę świetnych dialogów oraz gagów. Była więc szansa, że futrzak w kaloszach też taki będzie.

Niestety, nie był. Okazał się raczej nijaki.

Trzeba przyznać, że fabuła naprawdę stara się wciągać, jak i nawiązywać do klimatów „Shreka”. Ponownie pod lupę wzięte są rozmaite bajki i baśnie znane z dzieciństwa, przerobione zmyślnie na przygodowy film akcji z gadającymi zwierzętami i nabiałem w roli głównej. Tym razem padło na magiczną fasolę oraz Humpty’ego Dumpty’ego, który ma ochotę podprowadzić z magicznego zamku nie mniej magiczną gęś znoszącą złote jaja. Sęk w tym, że absolutnie niezbędna jest mu do tego pomoc Kota w Butach, którego kilka lat wcześniej zdradził. Na domiar złego, ich śladami podąża para rozbójników – Jack i Jill – którzy również mają chrapkę na gąskę. (więcej…)

Sherlock Holmes 2: Gra cieni – Błyskotliwy powrót błyskotliwego detektywa

S

Guy Ritchie jest jednym z tych twórców, którym po prostu ufam. Widziałem prawie wszystkie jego filmy i w najgorszym wypadku nie schodził poniżej niczego, co w moim subiektywnym rankingu oceniłbym jako bardzo dobre. Na ogół zaś oscylował gdzieś w okolicach absolutnej rewelacji. O pierwszy film z Downeyem Jr. w roli Sherlocka Holmesa obawiałem się tylko do momentu, kiedy dowiedziałem się, kto jest reżyserem. O drugi film już w ogóle się nie martwiłem. Ponieważ reżyser się nie zmienił.
Fabuła „Gry cieni” nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z „jedynki”. Szczęśliwie, nie trzeba być świeżo po seansie, by dobrze się bawić, choć jeśli ktoś poprzedniczki w ogóle nie oglądał, na seans z drugą częścią raczej wybierać się nie powinien. Tym razem Sherlock trafia wreszcie na godnego siebie przeciwnika oraz na sprawę detektywistyczną, która ma szansę przejść do historii. Profesor Moriarty, pracujący wytrwale na tytuł Napoleona zbrodni, zaczyna usuwać ze swojej drogi kolejne pionki, mając na celu również jedyne osoby, które uważa za ewentualne zagrożenie – Holmesa i Watsona. Jedną z podstawowych zagadek jest zaś kierunek, w którym zmierza prowadzona przez niego gra. (więcej…)

Mission Impossible 4: Ghost Protocol – …to naprawdę niezły film?!

M

Seria Mission Impossible to jeden z wielu przykładów na to, jak można na nowo spróbować wydoić kasę ze starego, sprawdzonego pomysłu. A raczej z marki starego, sprawdzonego pomysłu. O ile jednak na ogół są to produkcje jednostrzałowe, tak jak „Miami Vice” czy nowa „Drużyna A”, tak Mission Impossible dorobiła się kolejnych kontynuacji. Sam myślałem, że pomysł wypalił się już po dwójce. Po sześciu latach przyszła jednak pora na trójkę, a teraz, po kolejnych pięciu, na czwórkę. Czy w ogóle warto zawracać sobie głowę kolejną produkcją o zawsze idealnym Tomie Cruisie?
Trzeba Wam wiedzieć, że ani nie jestem fanem tej serii, ani tym bardziej większości aktualnych wyczynów Toma Cruisea. Film ostatecznie jednak obejrzałem, ponieważ większość znajomych, zagorzałych przeciwników „Mission Impossible”, mówiła, że to zaskakująco solidna i miła dla oka produkcja. I mieli rację. Tak, to kolejny film o tym, że Tom Crusie jest idealny. Tak, znowu można odnieść wrażenie, że nie tyle gra sam siebie, co gra własne wyobrażenie samego siebie. Ale w połączeniu z dobrymi efektami specjalnymi i wartką akcją, całość staje się nadzwyczaj strawna i przyjemna. (więcej…)

Revolver – Nikt nie zna reguł

R

Podsumowując moje wrażenia, „Revolver” jest produkcją nietuzinkową, wybitną i zmuszającą widza do myślenia nie tylko po, ale także podczas seansu. Bardzo żałuję, że twórcy tak rzadko porywają się na podobne eksperymenty filmowe. Kinomaniacy tylko by na tym zyskali, gdyż wreszcie mogliby zobaczyć coś prawdziwie oryginalnego. Jakby tego było mało, „Revolver” dostarcza również widzowi sporą dawkę ciekawej filozofii. Guy Ritchie stworzył studium „kantu”, będącego celem życia bohaterów jego produkcji. Ponoć istnieje wzór na przekręt doskonały i myślę, że ma rację. Przypuszczam, że żeby go odnaleźć, trzeba się wyzbyć wszystkich złudzeń – reguł, które napisali inni, by ograniczyć kreatywność naprawę wielkich umysłów. Nic dziwnego, gdyby ta inwencja wyrwała się spod kontroli, to mielibyśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją. A może warto zaryzykować? (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze