Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

Sahara – Kupa piachu

S

Na „Saharę” Brecka Eisnera poszedłem z nadzieją, iż obejrzę sobie wartki, nie wymagający myślenia film przygodowy. Obietnica ujrzenia następcy Indiany Jonesa wydawała mi się dość kusząca. Niestety Dirk Pitt (Matthew McConaughey) nie dorasta do pięt swemu protoplaście. Wyszedł z tego kolejny nudny film akcji.

Produkcja oparta na prozie Clive’a Cusslera zabiera nas na przeszło dwie godziny w malownicze plenery Afryki, gdzie wspomniany bohater ma za zadanie odnaleźć wrak pancernika z czasów wojny secesyjnej. Los stawia na jego drodze piękną panią doktor Evę Rojas (Penélope Cruz), która poszukuję przyczyny epidemii, zagrażającej Nigerii i Mali. Sprzeczne z pozoru cele nie przeszkadzają naszym bohaterom w zawarciu sojuszu i wspólnym rozwiązywaniu teorii spiskowej dziejów. (więcej…)

Jazda – Czeskie kino drogi

J

Czeskie produkcje kinowe nie są, niestety, w Polsce reprezentowane zbyt obficie. W ciągu roku nie pojawia się ich w naszych kinach więcej, niż sam mam palców u jednej ręki – a rzec trzeba, że jestem recenzentem całkowicie zdrowym. Przynajmniej na ciele. Psychikę mam jednak mocno zwichrowaną, co przejawia się chorobliwą miłością do obrazów… właśnie czeskich. Wyobraźcie sobie więc ten uśmiech, potocznie zwany „bananem”, który pojawił się na mojej twarzy wraz z premierą dzieła, jakim niewątpliwie jest „Jazda” Jana Sveraka (scenariusz i reżyseria). Szkoda tylko, że ów film trafił do Polski w 12 lat od premiery światowej… (więcej…)

Mechanik – Mechanizm "Mechanika"

M

„Już świta. Znów się budzę… Nie, to nie jest dobre określenie – ja wcale nie spałem. Nie spałem od roku. Wstaję ze swojego łóżka i idę przez ciemny korytarz do łazienki. Chyba znów schudłem… Tak, zostało ze mnie już tylko 50 kilo mięsa. Bo tym właśnie jestem – mięsem. Niedługo po prostu zniknę…”.

Napisanie recenzji „Mechanika” przychodzi mi z trudem. Jak tu opisywać film ze świadomością, że każde zdanie może przez przypadek zdradzić zbyt wiele i przez to zabrać komuś radość z oglądania? Choć – czy na pewno radość? Może gdybym Wam zdradził treść, to uchroniłbym Was przed tym horrorem, jaki się przeżywa podczas seansu… Ale nie, to by było za proste. (więcej…)

Hazardziści – Diabli mi zrobili żart, fioła mam na punkcie kart

H

Pieniądze szczęścia nie dają, prawda? Prawda. Ale za to pozwalają być miło nieszczęśliwym, prawda? Prawda. A czy jest tak, że kto nie ryzykuje, ten nie traci? Tak właśnie jest… Z tego płynie też prosty wniosek – jeśli chce się zyskać, trzeba ostro zagrać. A co jest stawką? Oczywiście, że pieniądze! A czasem nawet dużo więcej. Jeśli przegramy – cóż, nasz problem. Jeśli wygramy i tak nie będzie nam lżej na duchu, ale za to będziemy mogli dalej ryzykować. Wtedy możemy siebie nazwać hazardzistami.

Ot, cała filozofia Mike’a (Matt Damon) i Robala (Edward Norton) – dwóch gości, którzy urodzili się z taliami kart w rękach. Raz byli na wozie, raz pod wozem – to normalne przy takim stylu życia. Robal trafił za to do pudła, a Mike stracił prawie cały dorobek swojej wieloletniej pracy oraz, po kilku dodatkowych partyjkach pokera, również swoją dziewczynę. Teraz jednak, po kilku latach, wracają do gry, gdyż pieniądze są im potrzebne, jak nigdy wcześniej – albo szybko wygrają 15 kawałków, albo zostanie im zaserwowany szwedzki masaż. Nie pozostaje im nic innego, jak tylko zrobić tournee po kilku najbardziej rentownych klubach karcianych. (więcej…)

Omen – Mogło być znacznie gorzej

O

Już na długo przed pójściem na seans nowej produkcji Johna Moore’a (autora „Za linią wroga”) spodziewałem się, że będę mógł zacząć recenzję od słów: „06.06.06. rzeczywiście miał miejsce koniec świata – a przynajmniej jego kinematograficznej części”. Czemu więc nie dostaliście do rąk tekstu z takim właśnie wstępem? Otóż, jak się okazało, film Moore’a nie jest aż taki zły, jak większość osób oczekiwała. Daleko mu niestety do poziomu swego praojca, ale przynajmniej nie miesza z błotem legendy pierwszego obrazu o Antychryście.

Wszystkim niewtajemniczonym widzom zdecydowanie należy się przynajmniej oględny zarys fabuły, która jest dokładną kalką tej, opowiedzianej przeszło dwie dekady temu. Ponownie widz staje się świadkiem narodzin Antychrysta – dziecka, którego nadejście zostało zapowiedziane w Piśmie Świętym. Młody Damien (Seamus Davey-Fitzpatrick) trafia pod dach ambasadora Stanów Zjednoczonych, Roberta (Liev Schreiber), i jego żony (Julia Stiles). Kate nie zdaje sobie sprawy z tego, iż jej biologiczne dziecko umarło przy porodzie, a młodzieniec, którego wychowuje, został jej ofiarowany jako „zastępstwo”. Już w wieku pięciu lat rodzice zauważają, że ich syn nie jest taki, jak pozostałe dzieci. Co więcej, wokół rodziny zaczyna się zacieśniać krąg niewyjaśnionych wydarzeń – niania Damiena popełnia samobójstwo na przyjęciu urodzinowym, a Robert staje się celem ataku nawiedzonych księży. (więcej…)

Zatańcz ze mną – popkulturowy majstersztyk

Z

Po seansie „Zatańcz ze mną” doszedłem do wniosku, że kręcenie filmów tylko i wyłącznie dla pieniędzy również może być pewnego rodzaju sztuką. Lub – co może bardziej adekwatne – wyzwaniem. Nie jest łatwo, korzystając jedynie z utartych schematów, stworzyć produkcję, na którą ludzie nie tylko przyjdą, ale i zachęcą do niej swoich znajomych. Peterowi Chelsomowi (reżyseria) udało się to wręcz perfekcyjnie! Jego „Zatańcz ze mną” osiąga szczyty prostoty i naiwności, a mimo to wciąż przyciąga ludzi do kina lub przed telewizory.

Głównym bohaterem jest John Clark (Richard Gere), będący ucieleśnieniem zwyczajności. Od kilku tygodni marzy mu się wyrwanie z otaczającej go rutyny – mimo, iż ma wspaniałą rodzinę i dobrą pracę, pragnie od życia czegoś więcej. Z pomocą przychodzi mu… szkoła tańca, którą mija co wieczór, wracając do domu. Pewnego razu postanowił zaryzykować i zapisał się na kurs dla początkujących. Treningi szybko stały się jego nową pasją, co zaowocowało późnym wracaniem do domu i poważnymi podejrzeniami jego żony – Beverly (Susan Sarandon) – przed którą trzymał wszystko w tajemnicy. W film jest również wpleciony wątek pięknej Pauliny (Jennifer Lopez), która po spektakularnej przegranej na Mistrzostwach Świata w tańcu towarzyskim, odwróciła się plecami do całego rodzaju ludzkiego. Jak łatwo się domyślić, ma ona duży wpływ na Johna i jego decyzje. (więcej…)

Dark Water – Mętna woda

D

Ostatnio na rynku kinematograficznym można zaobserwować bardzo ciekawą tendencję w dziedzinie horrorów. Kilka znanych w kraju kwitnącej wiśni dreszczowców zostało „zepsutych” na amerykańską modłę i to ponoć bezpretensjonalnie. Co ciekawe, w rzekomej desakracji dzieł mistrzów brali udział… sami mistrzowie. Właśnie dostaliśmy kolejny (po „The Ring 2”) przykład takiego procederu – jest nim najnowsza produkcja Waltera Sallersa (reżyseria) oraz… Hideo Nakaty, który napisał scenariusz, popełniając plagiat na swoim własnym filmie o tym samym tytule, tyle, że sprzed niespełna trzech lat.

Fabuła obydwóch filmów jest bliźniaczo podobna. Rozwódka walczy o prawo do opieki nad swoją sześcioletnią córką. Razem wprowadzają się do starego mieszkania (na ekranie tego w ogóle nie widać – o jego kiepskim stanie możemy się jedynie dowiedzieć z ust dozorcy), w którym już po kilku dniach zaczynają się dziać rzeczy, które mogą uchodzić za paranormalne. Na suficie pojawia się przeciek, a z kranów zaczyna płynąć tytułowa „czarna woda”, wyglądająca na swoisty, wiślany muł. Czego tu się bać – my to mamy na co dzień. Dochodzi nawet do eksplozji paru ubikacji i zalania kilkunastu metrów kwadratowych klepki – jednak to nadal tylko woda. Woda, która nie robi najmniejszego wrażenia. (więcej…)

Prometeusz – Ładny Obcy?

P

Nie jestem fanem serii „Obcy”. Ale też nie mogę powiedzieć, żebym nie darzył jej szacunkiem, w szczególności, gdy mowa o pierwszej części, znanej u nas jako „Ósmy pasażer Nostromo”. Wiedząc, że premiera „Prometeusza” się zbliża, odświeżyłem sobie stare dzieło Ridleya Scotta. Co tu wiele mówić – niczym drugi „Terminator”, ten film się po prostu nie zestarzał i pewnie już się nie zestarzeje. Świetna scenografia, rewelacyjne efekty specjalne (nie mylić z komputerowymi), Sigourney Weaver i, tak jest, napięcie. Niesamowite napięcie, które nawet po ponad 30 latach od premiery nie pozwala oderwać wzroku od monitora. A „Prometeusz”? No, ładny jest… (więcej…)

Step Up Revolution – Głupi… i genialny film taneczny

S

Seria „Step Up” ma szczególne miejsce w moim sercu. To właśnie pierwszy „Step Up” sprawił, że polubiłem coś, co można byłoby nazwać współczesnymi filmami sportowymi. Jasne, nie ma już szans na prawdziwego „Rocky’ego”, ale muszę przyznać, że na otarcie łez taki „Never Back Down” jest naprawdę niezły. I do tego te wszystkie produkcje taneczne… nawet jeśli ktoś nie lubi tańczyć, to ciężko się nie zachwycić cudownymi choreografiami, które często wyglądają wręcz nierealnie. Zaś czwarta część tanecznej sagi podbiła poprzeczkę jeszcze wyżej. I to w kilku kategoriach.

Pierwsze dwie części miały niewinnie głupią fabułę – ot, zbuntowany chłopak, panienka z dobrego domu i wirujący seks. Lub na odwrót – zbuntowana panienka, cała zgraja dobrze wychowanych dzieciaków i wirujący seks. Trzecia część fabułę miała już po prostu głupią. Zaś „Revolution”… cóż, tu głupota osiągnęła poziom artystyczny. Tym razem dostaliśmy hybrydę – zbuntowaną panienkę z dobrego domu, która wraz z mieszkańcami slumsów układa rewolucyjne układy taneczne, które zmieniają świat. (więcej…)

American Beauty – Życie w jednym błysku

A

Piękne życie – czym też ono jest? Amerykanie na to pytanie dali własną odpowiedź, którą później nazwali stylem życia, a my, Europejczycy, nazwaliśmy z kolei plagą, choć sami się jej poddajemy. Szybki samochód, duża willa, basen, kariera. Później żona, dziecko, ale dopiero po trzydziestce i to tylko jedno – trzymajmy się konwencji. Jednak ta definicja jest ciut przydługa, więc dajmy jej nazwę – wydaje mi się, że „wyścig szczurów” brzmi dobrze. Teraz postawmy drugie pytanie – czy to życie na pewno jest piękne?

Lester Burnham po wypaleniu skręta szybko dał odpowiedź – nie! Po czterdziestu latach życia postanowił zrobić krok w bok i pozwolić innym szczurom dalej się ścigać. Na znak manifestu, zrezygnował z pracy, nie zapominając jednak o zastraszeniu szefa i zabezpieczeniu sobie finansowo przyszłości. Sprzedał starą Toyotę i kupił wymarzonego Pontiaca. Zaczął trenować, by spodobać się koleżance jego własnej córki – żona niestety nie zaspakajała jego potrzeb od lat. W końcu też powiedział prosto w twarz małżonce, co uważa o ich związku, który umarł mniej więcej dekadę wcześniej i teraz był jedynie tworem doktora Frankensteina. (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze