Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

CategoryRecenzje filmów

Szklana Pułapka 5 – Bruce Willis na tropie uranu

S

Tak się jakoś dziwnie złożyło, że byłem na najnowszej odsłownie „Umieraj Twardo” – znanej u nas jako „Szklana Pułapka” z jakiegoś dziwnego powodu – w kinie od razu w dniu premiery, ale… nie miałem kiedy o tym napisać czy zrobić materiału. A uznałem, że o kim, jak o kim, ale o Bruce’ie Willisie zawsze miło się pisze, więc trzeba do tego tematu siąść. Co ciekawe, choć nie obiecywałem sobie zbyt wiele po najnowszych przygodach Johna McClane’a, to to, co zobaczyłem na srebrnym ekranie, zaskoczyło mnie bardzo miło.

Bruce „Fuckin'” Willis postanawia wybrać się do Moskwy, ponieważ – jak dowiedział się od znajomego z w wydziału – właśnie tam można znaleźć jego syna. Syna, co trzeba zaznaczyć, z którym od dłuższego czasu nie miał kontaktu. Jak się okazuje, jabłko od jabłoni nie spadło zbyt daleko, gdyż potomek, tak jak i rodziciel, lubi się pakować w kłopoty. Niestety, najwyraźniej przeszedł na mroczną stronę owych tarapatów, gdyż za swoje wybryki trafił do więzienia. Młody McClane jest uwikłany w międzynarodową intrygę szpiegowsko-terrorystyczną, a co za tym idzie – świeżo przybyły do Rosji John również pakuje się w tę samą zawieruchę.
(więcej…)

Wallace i Gromit: Klątwa królika – Powrót po latach

W

„Pamiętam dobrze ideał swój…” – tymi słowami zaczyna się sławny utwór Dżemu, „Wehikuł Czasu”, w którym Ryszard Ridel wspomina minione lata. Czasami także odpływam myślami do tego, co już nigdy nie wróci – na ogół są to czasy dzieciństwa, które jakiś czas temu się skończyło. Przypominają mi się wtedy bajki, które uwielbiałem oglądać – lastelinkowe animacje. Pamiętam takie nieśmiertelne hity, jak czescy „Sąsiedzi”  czy bardzo znane dzieła Nicka Parka, które nawet były kiedyś wyświetlane w polskich kinach. Gdy dowiedziałem się, że brytyjski spec od filmów poklatkowych znów wrócił do pracy, to mimowolnie zakręciła mi się łezka w oku. (więcej…)

Kill Bill – Billów dwóch

K

„Kill Bill”… Czym też on jest? Czy mamy do czynienia z kolejnym kiepskim filmem akcji, którego sukces jest oparty na znanym nazwisku twórcy, czy też trafił się kąsek wyjątkowo smaczny dzięki swej subtelności i dopracowaniu do perfekcji wszystkich szczegółów? Z tym pytaniem mierzyło się już wielu recenzentów i jeszcze wielu się zmierzy – jak widać przyszła pora na mnie. Nie pozostaje mi nic innego, jak przedstawić swoją wersję prawdy absolutnej.

W rozwiązaniu tego problemu ważne jest odpowiednie podejście do sprawy. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że „Kill Bill”, mimo iż jest produkcją dwu częściową, w rzeczywistości stanowi spójną całość. Zajmowanie się naraz tylko jedną z nich jest niczym wystawianie opinii na temat „Władcy Pierścieni” po przeczytaniu jedynie „Drużyny Pierścienia”. Jest tu jednak jeden haczyk „Vol. 1” oraz „Vol. 2” są, z punktu widzenia klimatu, niebem i ziemią. (więcej…)

Zodiac – Film, który zmierza donikąd

Z

Staram się zbyt mocno nie nastawiać na wysoką jakość filmu ze względu na takie przesłanki, jak na przykład nazwisko reżysera. Przyznaję, że jednak czasem jest to dla mnie wręcz niemożliwe. Kocham kryminały kręcone przez Finchera i kiedy zabieram się do obejrzenia kolejnego z tychże filmów, nie jestem w stanie wyciszyć swojej nadziei na wciągające, trochę brutalne, trochę brudne kino. I kiedy kończy się na tym, że oglądam coś na poziomie “Zodiaca”, czuję, niestety, straszny zawód, mimo że przecież miałem sobie nic nie obiecywać.

Rzecz rozchodzi się o tytułowego seryjnego mordercę, który co parę lat paraliżował Stany Zjednoczone lękiem, to popełniając, to przypisując sobie liczne zabójstwa. Jego historia zainteresowała nie tylko policję – bardziej z zawodowego punktu widzenia, siłą rzeczy – ale też ludzi postronnych. Takich jak rysownik Robert Graysmith (Jake Gyllenhaal), który nie tyle się go bał, co się nim fascynował i pragnął rozwikłać jego tajemnicę. Zresztą, mnie, jako widza, Zodiac też zainteresował, ale… (więcej…)

Zielona Mila – Szlak pielgrzyma

Z

Mawia się, że kiedyś wszystkie książki Stephena Kinga doczekają się swych kinowych adaptacji. Patrząc na rynek kinematograficzny, można odnieść wrażenie, że ta przepowiednia jest naprawdę bliska spełnienia. Dla reżyserów już przestały mieć znaczenie trudności techniczne czy merytoryczne, związane z upchnięciem tysiąca stron prozy w trzygodzinnym filmie, gdyż mogą być spokojni, że kręcą pewniaka. Owszem – bywało równie i produkcje oparte na kanwie twórczości mistrza nie zawsze były udane. Wystarczy wspomnieć średnio ciekawego „Łowcę Snów”. Z drugiej strony, dostaliśmy już takie perełki, jak „Misery” – jeden z najlepszych thrillerów w historii. Dzięki umiejętnościom Franka Darabonta (reżysera „Skazanych na Shawshank”), „Zielona Mila” zdecydowanie zalicza się do tej drugiej kategorii. (więcej…)

Matrix Reaktywacja – Śmierć "Cybernetycznego boga"

M

Nieraz w historii kina było już tak, że film oddawany do sal kinowych był dokładnym przeciwieństwem tego, co obiecywali w przedbiegach twórcy. Często zapewniali, że dostaniemy obraz przełomowy, wkraczający w nową erę kinematografii, łączący w sobie dynamiczną akcję, efekty specjalne, jakich świat nie widział, a do tego okraszony niebanalną fabułą i mistrzowskim aktorstwem. Choć wydawało się to niemożliwe, pierwszy „Matrix” rzeczywiście dał nam to wszystko i jeszcze więcej – nowe spojrzenie na świat. Nic więc dziwnego, że idąc do kina na drugą cześć trylogii, obdarzoną podtytułem „Reaktywacja”, wszyscy liczyli na jeszcze jeden krok naprzód – lub przynajmniej na utrzymanie poziomu. Niestety, choć raz muszę się zgodzić z krytykami – ten cel był z założenia niemożliwy do wykonania i… rzeczywiście nie został osiągnięty. (więcej…)

Dwoje do poprawki – Niesamowity duet genialnych aktorów

D

Gdy dowiedziałem się, że w „Dwoje do poprawki” wystąpi – obok Meryl Streep – nie kto inny, jak Tommy Lee Jonesa, uznałem, że muszę obejrzeć ten film, nawet jeśli główni bohaterowie będą spali przed telewizorem przez cały czas trwania seansu. Miałem przeczucie, że niezależnie od tematu, ten film po prostu musi się udać – tacy aktorzy potrafią z byle czego zrobić kinematograficzny diament. Dodatkowo cieszyła mnie obecność na planie Steve’a Carella, który może geniuszem na miarę dwóch poprzednich nazwisk nie jest, ale i tak bardzo go lubię. I jak? Miałem rację, że ten film nie mógł się nie udać? Cóż, nieskromnie mogę powiedzieć, iż wychodzi na to, że… tak, miałem.
Małżeństwo Kay (Meryl Streep) i Arnolda (Tommy Lee Jones) rozłazi się w szwach. Od wielu lat nie śpią w jednym pokoju, nie mówiąc już o jednym łóżku. Wszelkie szczere przejawy czułości też nie wchodzą w grę. Sfrustrowana i nieszczęśliwa kobieta postanawia postawić wszystko na jedną kartę – zmusza męża, by wyjechał z nią na intensywną terapię dla małżeństw. Oczywiście, ekspertem od skołatanych serc okazuje się nie kto inny, jak Steve Carell. (więcej…)

Zakochani w Rzymie – Dla mnie to kolejny Woody Allen, po prostu

Z

Chciałbym, żeby wszyscy mnie dobrze w tym zakresie zrozumieli „po prostu kolejny Woody Allen” to dla mnie określenie jak najbardziej pozytywne. Tego chciałem od „Zakochanych w Rzymie” – kolejnego filmu Woody’ego Allena. To jeden z tych autorów – nie wiem, czy już o tym wspominałem, może przy okazji Terry’ego Pratchetta – od których wezmę wszystko to, co zechcą stworzyć i mi dać. Od Pratchetta wezmę każdą powieść, od Allena każdy film. Tak, podobało mi się nawet „Poznasz przystojnego bruneta”. Myślę, że między dlatego, iżlubię filmy Allena, a nie moje wyobrażenie o filmach Allena. A to duża różnica. Nie uważam też, żeby Woody Allen się kiedyś „skończył” (no, chyba że na „Kill ’em All”, na tym chyba wszyscy kończą).

Skoro tę informację mamy już za sobą, możemy przejść do samego filmu. „Zakochani w Rzymie”, jak sugeruje sam tytuł, to kolejna „wizytówka”, tym razem – kto by się spodziewał – Rzymu. Plakat sugeruje, jakoby mielibyśmy śledzić głównie perypetie Penelope Cruz, Aleca Baldwina, Ellen Page (tak, ta z „Incepcji” i „Juno”) oraz Jesse Eisenberga (znanego też jako Marka Zuckerberga; możecie go znać również z genialnego „Zombieland”). Innymi słowy – dwoje weteranów i dwie znacznie nowsze twarze. W rzeczywistości jednak i głównych bohaterów i wątków jest znacznie więcej. Wszystkie zaś są mniej lub bardziej zwariowanymi wątkami miłosnymi, opowiedzianymi z właściwą dla Allena swadą. Co więcej, sam Allen też stanął po drugiej stronie kamery! Jego występ jest dokładnie taki, jak zawsze, czyli dla fanów – idealny. (więcej…)

Niezniszczalni 2 – I'll be back, yippee-ki-yay!

N

„Niezniszczalni 2” są filmem tak genialnie zrealizowanym, że nawet teraz, pisząc te słowa, nie mogę się zdecydować, czy chcę z tego zrobić dłuższy tekst, czy może jednak streścić się w dwóch-trzech akapitach. Z jednej strony zalet jest tyle, że można byłoby się o nich nieźle rozpisać. Tak jak rzadko mi się to zdarza, tak teraz mógłbym rozpływać się w zachwytach nad każdą z postaci z osobna. Z drugiej jednak strony, jako się rzekło, w zakresie realizacji „Niezniszczalni 2” to szczyt geniuszu. Jeśli się do tego dołoży listę nazwisk, każdy fan hamburgerowych filmów akcji będzie wiedział, że maksymalna nota to dla tej produkcji po prostu za mało.

Fabułę możemy pominąć. Najpierw nasi twardziele odbijają kogoś gdzieś. Niestety, nie wszystko idzie dobrze – druga banda twardzieli ubiła jednego z naszych twardzieli, więc przychodzi pora na zemstę. Po jednej stronie barykady stają samobieżne „testosterony” pod wodzą Sylwestra „Rambo” Stallone’a, po drugiej zaś wodzirejem jest nie kto inny, jak Jean Claude „Kickboxer” Van Damme (znany też jako „Ich Czterech”). Trzeba tu jednak zaznaczyć, że od początku wiadomo, kto wygra to starcie, gdyż po stronie Sly’a są między innymi: Jason „Transporter” Statham, Arnold „Terminator” Shwartzenegger, Chuck „Strażnik Teksasu” Norris czy Bruce „Yppie-kai-yay” Willis. Losy tej potyczki, siłą rzeczy, są przesądzone. (więcej…)

Dlaczego nie! – Dlaczego nie? A dlaczego tak?!

D

Boli mnie bardzo dusza, serce i mózgownica (głównie to ostatnie), gdy widzę, jak w świecie kinematograficznym marnują się pieniądze. W szczególności gdy idzie tu o polską sztukę kręcenia filmów, która nigdy na nadmiar gotówki nie narzekała. Produkowanie takich „obrazów”, jak „Dlaczego nie!” jest po prostu marnowaniem kapitału, który mógłby starczyć na pokrycie potrzeb kilku twórców, którzy nie czują musu, by główny bohater biegał po planie z telefonem komórkowym, wartym trzy tysiące złotych…

Ryszard Zatorski, spec od polskich komedii romantycznych (ma na koncie wyreżyserowanie „Tylko mnie kochaj” oraz „Nigdy w życiu”), ponownie przedstawił nam bajkę, która się pewnie śni noc w noc niejednej dziewczynie. Dobrze, może trochę przesadzam, gdyż tym razem owa bajka jest już tak miałka i nieciekawa, że raczej nie jest obiektem pożądania specjalnie dużej rzeszy widzów. Małgosia (Anna Cieślak) jest biedną studentką z prowincji, która stara się o posadę w firmie reklamowej. Podczas swych licznych prób zwrócenia na siebie uwagi poznaje Jana (Maciej Zakościelny), którego bierze za zwykłego ochroniarza. Żyjąc w tym przeświadczeniu, spędza z nim kilka pomnych chwil (czyli ok. pół filmu) w plenerze. Wyobrażacie sobie, jakie musi być jej zaskoczenie, gdy okazuje się, iż Janek tak na prawdę jest… prezesem?! Niezwykłe, prawda? Kto by się mógł tego spodziewać… (więcej…)

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze