W ramach zrobienia sobie przerwy od remontu i sesji, wybrałem sobie film taki, którego głównym zadaniem miało być odciążenie moich przemęczonych zwojów mózgowych. „Skyline” zapowiadał się w miarę obiecująco pod tym względem – obcy, efekty, więcej obcych, więcej efektów. Okazało się jednak, że ludzie potrafią spartaczyć tak prosty pomysł na film. Niebywałe. Co prawda, przekonałem się o tym po raz kolejny, ale… i tak mnie to nadal zaskakuje.
Rzecz się dzieje bodaj w LA. Poznajemy naszą główną parę bohaterów – Pana Bez Charakteru (Eric Balfour) i Panią Przeciętną (Scottie Thompson). Zawiązanie akcji jest absolutnie niezwykłe. Otóż, omawiane dwie osoby po udanej imprezie kładą się spać, a gdy budzą się w nocy – voila, bliskie spotkanie trzeciego stopnia gotowe. Za oknami wszystko świeci się na niebiesko, zaś „naoczni świadkowie” czują dziwną, i samobójczą zarazem, potrzebę bliższego obcowania z nieznanym. Gdyby od tego momentu wszyscy zaczęli biegać z krzykiem, strzelać i ogólnie naśladować Willa Smitha z „Dnia niepodległości”, byłoby naprawdę OK. Niestety, postanowili raczej zabawić się w „Kevina samego w domu” i wzięli się za zakrywanie okien prześcieradłami. (więcej…)