Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Batman #01-03 – Ten prawdziwy, detektywistyczny

B

Z tego, co zdążyłem już zauważyć, wynika, iż twórcy komiksów często zapominają o tym, kim właściwie jest bohater, którym w danej chwili się zajmują. W przypadku Spider-Mana, scenarzyści często pomijają fakt, iż Peter jest nie tylko ścianołazem, ale też naukowcem, redukując jego postać do atletycznie zbudowanego osiłka. To samo często spotyka Batmana. Niejeden twórca, konstruując swą misterną historię, z uporem maniaka pomijał fakt, iż Bruce jest przede wszystkim detektywem, a nie stałym bywalcem siłowni Pyton. W nowej serii DC „New 52” to właśnie cykl o prostej nazwie „Batman” kładzie największy nacisk na aspekt „holmesowski” opowieści o Człowieku Nietoperzu.

O ile niesamowicie podobają mi się historie przedstawione w „Batman & Robin” i „Detective Comics”, o tyle to właśnie „Batman” póki co najmocniej obudził we mnie Sherlocka Holmesa. Tym razem Nietoperek musi się zmierzyć z przeciwnikiem, który do tej chwili wydawał się być tylko legendą. Przebrany za sowę (no… wygląda groźniej niż brzmi) jest wysłannikiem tajnego zgromadzenia, które ponoć od czasów kolonialnych rządzi Gotham City. Przy okazji robi to w sposób tak skryty, że nawet Bruce Wayne nigdy nie trafił na żaden trop z nimi związany. Już pierwsze dwa zeszyty pozwalają nieźle wciągnąć się w fabułę, zaś trzeci zostawił mnie z uczuciem prawdziwego niedosytu.

Warto dodać, iż jest to kolejna opowieść z serii tych, w których Batman na dobrą sprawę pracuję sam. Mimo iż w pierwszym zeszycie przewija się łącznie czterech różnych Robinów – od razu widać, iż „New 52” nie wykastrowało całej mitologii z tej serii. Na szczęście, scenariusz jest tak napisany, iż nagłe pojawienie się nadmiaru postaci kompletnie nie boli i nie doskwiera.

Wizualnie „Batman” odstaje zarówno „Detective Comics”, jak i „Batman & Robin”, choć od tego drugiego mniej. Kreska jest dosyć prosta, momentami można wręcz odnieść wrażenie, iż niedbała, ale mimo wszystko zachowuje sporo uroku i – tak jak w przypadku pozostałych serii – nie brakuje jej mroku.

W ogólnym rozrachunku – na trzy przytoczone serie w ramach „New 52” wszystkie trzy są warte uwagi, każda z trochę innych względów. „Batman” to kolejna dobra okazja żeby wgryźć się w opowieści o… cóż, Batmanie.

PS: Jeszcze jedna taka mała uwaga. Trzeci komiks czytałem z miesięcznym odstępem od pierwszych dwóch. To, niestety, czuć – w szczególności, kiedy równocześnie czyta się jeszcze kilka innych serii o tej samej postaci. Zastanawiam się trochę, czy nie warto czekać, aż konkretne wątki fabularne się zakończą i dopiero wtedy brać się za poszczególne serie „na jeden raz”.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x