Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Agent JFK #1: Przemytnik, Miroslav Żamboch – Quo vadis, Żamboch?

A

Z lekturą każdej kolejnej książki Miroslava Żambocha robi mi się coraz bardziej… smutno. To facet, który napisał kiedyś nietuzinkowego „Sierżanta”, proste, ale nieziemsko wciągające „Bez litości” czy uwielbiane przeze mnie „Na ostrzu noża” z Koniaszem w roli głównej. Naprawdę, jeśli nie znacie tych książek, a lubicie przygodową fantastykę, polecam sięgnąć po nie. Po tych powieściach coś się stało… Co? Nie wiem. Może Żamboch zakochał się sam w sobie? Możliwe. Grunt, że zaczęły pojawiać się takie potworki, jak „Wylęgarnia” czy, o zgrozo, „Mroczny zbawiciel”. A teraz „Agent JFK”… Do dziś nie wierzę, że to, co przeczytałem, nie tylko ktoś napisał, ale – co więcej – że ktoś to wydał…

Fabuła jest prosta – po prostu jej nie ma. Głównym bohaterem, jak łatwo się domyślić, jest niejaki JFK, czyli John innymi słowy. Akcja zaczyna się w momencie, gdy ów jegomość ratuje jakiegoś bezimiennego biedaka z płonącego budynku. 15 stron później jest już w innym świecie i zajmuje się przemycaniem mleka kokosowego z jeszcze innego świata. Co, nie wierzycie? Ha, też nie wierzyłem! I teraz uwaga – ponoć ma się pojawić tego czegoś aż 47 tomów (złoty interes, tak swoją drogą), a 14 w języku czeskim już zostało wypuszczonych. Czekam, aż Fakt u nas zakupi prawa do całości i będzie wydawał po 4.99 raz w tygodniu.

Nie kpię z Was – przedstawione powyżej streszczenie fabuły naprawdę jest oparte na tym, co zastałem po otwarciu pierwszego tomu „Agenta JFK”. Słyszałem, że ta seria jest żenująca, ale nie myślałem, że aż tak. Autor skacze od sceny do sceny z prędkością błyskawicy – nie mamy żadnego podkładu narracyjnego, postaci pojawiają się równie szybko, jak znikają. Ba, nawet główny bohater nie posiada żadnych innych cech charakteru poza byciem twardym (szkoda, że jeszcze nie zagryzał porannej kawy „suplami”, krzycząc przy tym „SIŁA!”). Najpierw John znajduje się, dajmy na to, na polanie pod ostrzałem armii z innego wymiaru, 10 stron później układa się już z mafiozem w uniwersum #3, by chwilę później pracować dla agendy #2 w układzie planetarnym #6. Tego po prostu nie idzie zdzierżyć.

To jedna z tych powieści, w przypadku których można powiedzieć „siedząc w łazience o poranku, po nieprzespanej nocy, napisałbym coś lepszego”. I nawet się nie skłamie.
PS: Swoją drogą, zastanawiam się, czy ta seria naprawdę nie jest skierowana – albo wręcz: napisana na zlecenie – do jakiegoś czeskiego odpowiednika Faktu lub innego Super Ekspresu. „Powieści” mają po 150 stron, a w „wymaganiach sprzętowych” w ogóle nie wymieniają minimalnej wartości IQ niezbędnej do zrozumienia tekstu (bo i nie ma tu czego rozumieć). Jeśli tak faktycznie jest, to chyba na miejscu Fabryki Słów byłoby mi głupio wydawać takie coś po 25-30 złotych… Choć, jak wspomniałem, interes jest to iście złoty.

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Niecny
14 lat temu

Hmm, szkoda. Nawet wielka szkoda. Na początku mojej przygody z Żambochą, byłem bardzo zaciekawiony jego twórczością, na prawdę fajnie się go czytało. Na ostrzu noża, Krawędź żelaza, Bez litości – porządna fantastyka. Co do Mrocznego Zbawiciela – myślałem, że to wypadek w pracy lub po prostu nie łapię tego post-apokaliptycznego klimatu. Kolejnych jego książek już nie kupowałem, odpychały mnie opisy.
Jednak niedawno widziałem chyba 2 kolejne tomy o Koniaszu, masz może jakąś wiedzę o ich poziomie? Myślę o ewentualnym przyszłym zakupie.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

2
0
Would love your thoughts, please comment.x