Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Mass Effect: Bring Down the Sky – Słońce wybuchło, a Księżyc spadł na Ziemię

M

Pierwsze DLC do Mass Effecta powinno być czymś epickim, nie sądzicie? Z drugiej strony, jak tu dodać coś do gry, która i tak traktuje o ratowaniu całego uniwersum i na dodatek to naprawdę z pompą? Panie i panowie z BioWare wybrnęli z tego problemu obronną ręką – dodali pomniejsze zadanie, w którym ratujemy „tylko” jedną planetę.

Ową planetą jest skolonizowana Terra Nova, która lada chwila może zniknąć z map galaktyki. Wszystkiemu winni są batariańscy terroryści, który postanowili uszczuplić populację we wszechświecie o kilka milionów istnień. Przejęli stację kosmiczną na mobilnej asteroidzie i przy pomocy gigantycznych silników… obrali kolizyjne kurs ze wspomnianym ciałem niebieskim. Shepard o całym zajściu dowiaduję się od razu po uzyskaniu dostępu do Normandy, czyli chwilę po mianowaniu na Widmo przez Radę w Cytadeli. Cóż można więc zrobić innego niż ruszyć uciśnionym z pomocą. Osoby grające w stylu odbiegającym od ideału świętego wojownika zawsze mogą zmotywować swoją wyprawę chęcią pozyskania nowego ekwipunku i kredytów.

I, w rzeczy samej, faktycznie można wejść w posiadanie przedmiotów niedostępnych w podstawowej kampanii. Choć jeśli ktoś specjalnie w celu poznania Bring Down the Sky skorzystał z opcji „New Game +” – tak było w moim przypadku – to żadne z uzyskanych trofeów raczej nie powali go swoją mocą. Poza tym, możecie również zapracować na jedno dodatkowe osiągnięcie, warte 50 Gamer Score.

Poziom trudności całości jest, jak mi się zdawało, trochę wyższy od tego prezentowanego przez kampanię podstawową. Choć powodem tego mógł być również fakt, iż miałem blisko roczną przerwę od obcowania z Mass Effectem przed odpaleniem DLC i po prostu wyszedłem z wprawy. Mimo wszystko, cały wątek fabularny uległ pod naporem moich ciętych ripost i celnych strzałów po mniej więcej dwóch godzinach, może niecałych.

Jak na dodatek warto 400 Microsoft Points, dwie godziny przebiegu są niezłym wynikiem – wystarczy wspomnieć nieszczęśnie krótkie a droższe dodatki do Fable 2. Trzeba też oddać to ekipie z BioWare – naprawdę potrafią wymyślić epicką nazwę. Bring Down the Sky… to po prostu działa na wyobraźnię. Choć muszę też zaznaczyć, że faktyczna skala zadań nie jest już tak duża, jak tytuł by wskazywał, i po zakończonej zabawie czuje się wyraźny niedosyt. Zabrakło kilku pomniejszych zadań, które wykonywałoby się przy okazji. Jakiejś lekkiej rozbiegówki, pozwalającej wczuć się w klimat. Mimo wszystko, jest naprawdę nieźle i solidna siódemka w tabeli ocen wydaje się stopniem naprawdę zasłużony tudzież na miejscu.

2010-02-23. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x