Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Dziennik rumowy – Kobiety, wino i pianino? Bardziej rum i morza szum

D

Z twórczością Huntera S. Thompsona po raz pierwszy zetknąłem się podczas seansu z „Las Vegas Parano” (czy jak kto woli – w oryginale: „Fear and Loathing in Las Vegas”). Książka, na podstawie której powstał ów film, już leży na półce i czeka na swoją kolej. Tymczasem dane zaś mi było poznać inną powieść tegoż autora – „Dziennik rumowy”.
Czemu w taki pokrętny sposób dochodziłem do tego, co ostatnio przeczytałem? Z prostego względu – występuje tu pewna analogia. Otóż, „Dziennik rumowy” też został już sfilmowany i właśnie wchodzi do polskich kin*. Co więcej, tak jak w przypadku „Las Vegas Parano” przed kamerą stanął Johnny Depp. Wersji kinowej jeszcze niestety nie widziałem, ale mam w planach jak najszybciej to nadrobić – wtedy pewnie upichcę tekst podobny do tego o „Fight Club”. Tymczasem zajmijmy się „wersją tekstową” „The Rum Diary”. 

Paul Kemp, w której to roli wkrótce zobaczymy wspomnianego Johnny’ego Deppa, jest podróżnym dziennikarzem i właśnie zawitał do Puerto Rico. Gdyby się nad tym zastanowić, a samemu bohaterowi lepiej przyjrzeć, wypadałoby go raczej nazwać „dziennikarzem-włóczęgą”, który ucieka przed wszystkim… bo tak. Nie chce dać się wpakować w sztywne ramy, nie chce, by mu ktoś dyktował jego obiekty pożądania. Niestety, ostatnio obchodził 32. urodziny i musiał sam przed sobą przyznać, że takie życie mu niestety zbrzydło. Ma dosyć ciągłych przeprowadzek, ma dosyć ciągłego uciekania, wiązania się z niewłaściwymi ludźmi i bycia pionkiem w ich grze. Czy jednak w San Juan uda mu się tak łatwo zwalczyć stare nałogi?

„Dziennik rumowy” to jedna z tych na tyle sugestywnie napisanych powieści, że człowiek zaczyna się pocić, kiedy ją czyta. Czuje upał, czuje wilgoć, a wieczorami czuje zimną bryzę znad morza. Czuje też smak rumu na języku. Ponieważ czego, jak czego, ale rumu w tej książce zdecydowanie nie brakuje. „Tu jest Polska, tu się pije”? Przeczytajcie „The Rum Diary” i rozważcie jeszcze raz ten temat. Warto zaznaczyć, iż powieść zawiera wątki autobiograficzne – jestem ciekaw, na ile wiarygodnie zostały oddane ilości spożywanego alkoholu (i zaskakująco dobry stan bohaterów dnia następnego).

Podczas lektury miałem jednak jeden problem – otóż, żadnego z bohaterów nie da się lubić. Paul Kemp jest tchórzliwym oportunistą, który dla wygody jest w stanie zaakceptować wszystko: dziennikarskie chałturzenie, łapówkarstwo, łgarstwo czy bicie kobiet. Z jednej strony, raz na jakiś czas dobrze taką książkę przeczytać – z drugiej: nie ukrywam, że zawsze lektura jest dla mnie w takim przypadku trochę utrudniona.

„Dziennik rumowy” jest ciekawym połączeniem trudnego romansu z dramatem i powieścią podróżniczą o zabarwieniu autobiograficznym. Z jednej strony, pod kątem językowym czyta się niezwykle lekko i przyjemnie, z drugiej zaś: sama treść sprawia, że czasem musiałem sobie zrobić chwilę przerwy, mimo że sama powieść należy do gatunku tych krótkich. Cóż, teraz tylko trzeba się przejść do kina i sprawdzić, jak Johnny Depp uporał się z nową, ciekawą rolą.

Za materiał do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Niebieska Studnia.

*Warto zaznaczyć: w Polsce film będzie dostępny pod tytułem „Dziennik zakrapiany rumem”. Bo tak. A na plakatach oczywiście nie mogło zabraknąć takich sloganów, jak „Johnny Depp wrócił na Karaiby” oraz „Kocha, lubi… i nie szanuje”. Bo tak. Wiele gorzej być nie mogło…

Subscribe
Powiadom o
guest

2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Paweł Skuza
11 lat temu

Czytałem kiedyś artykuł o Thompsonie. Podobno postacie które występują w literaturze to jego alter ego. Mi się wydaje, że chyba właśnie taki był. Może trzeba poznać tego artystę bliżej. Dla mnie Las Vegas jest filmem ponadczasowym, a niektóre sceny robią wrażenie naprawdę straszne, mam na myśli Dr Gonzo jak się przeistacza w diabła z sześcioma cyckami:D

KoZa
Reply to  Paweł Skuza
11 lat temu

Tak, i „Dziennik rumowy” też był oparty na jego przeżyciach, tak mocno autobiograficznie. Zresztą, z tego co pamiętam, gdyby nie sukces „Lęku”, „Dziennik” nigdy nie zostałby wydany. Mimo że Thompson napisał go wcześniej, pierwszy raz został wydany chyba dobrych kilka lat po „Fear and loathing”.

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

2
0
Would love your thoughts, please comment.x