Przez długi czas bolał mnie fakt, że nie mam na koncie przeczytanych książek ani jednej pozycji autorstwa Stephena Kinga. Jakoś tak się składało, że kompletnie mijałem się z jego powieściami – ciężko mi nawet sprecyzować dlaczego. Chyba jednym z powodów był fakt, że King ma już tak zatrważająco dużo opowieści na koncie, że człowiek po prostu nie wie od czego zacząć. Los jednak chciał, że na pierwszy ogień poszła „Ręka mistrza”, gdyż dostałem ją na urodziny i w ten sposób nie musiałem się dalej kłopotać z wyborem.
O fabule siłą rzeczy będę pisał z pozycji czytelnika całkowicie świeżego. Słyszałem opinię, że King posługuje się ciągle tymi schematami przy tworzeniu swoich bohaterów (niektórzy nawet się upijają, wyliczając je). Nie wiem, możliwe, sam na razie nie mogę tego potwierdzić, ani temu zaprzeczyć. Jedno jednak nie pozostawia dla mnie wątpliwości – wszystkie jego postacie są łatwe do zapamiętania i po prostu wypchane po brzegi cechami charakterystycznymi. Przez „Rękę mistrza” przewijają się łącznie dziesiątki mniej lub bardziej ważnych indywiduów, z których każde zapada w pamięć. Nie mam pojęcia, jak się osiąga takie efekty, ale chciałbym tak umieć.
Głównym bohaterem jest Edgar Freemantle. Do dziś był dobrze sytuowanym przedsiębiorcą budowlanym ze świetnie prosperującą firmą. Sielanka jednak dobiegła końca – podczas inspekcji jednego z placów budowy jego samochód został przygnieciony przez dźwig, miażdżąc ciało kierowcy. Edgar nie tylko stracił w tym wypadku rękę, ale też zdrowie psychiczne, zaś kolejne miesiące jego życia były pasmem cierpienia i rehabilitacji połączonych z rozwodem. Nie pozostało mu nic innego, jak zmienić swoje życie i spróbować – w pewnym sensie – od nowa. Miał to szczęście, że nie musiał się w ogóle przejmować finansami. Postanowił więc wyjechać na Florydę, do domu na wyspie Duma Key, który po prostu ładnie prezentował się w folderze reklamowym. Tam zajął się malarstwem, które kiedyś go bardzo interesowało, ale na które po prostu nie miał czasu. Teraz miał cały czas na świecie. Szybko się okazało, że po wypadku coś się w nim zmieniło, nie tylko fizycznie czy psychicznie, ale również duchowo. Jego obrazy – w których malowaniu zaskakująco szybko nabył niebywałej wprawy – często zawierały ledwo uchwytny element proroctwa. Próbując zrozumieć, co się z nim dzieje, zaczął przez przypadek rozgrzebywać też brudy właścicieli wysypy Duma Key, tym samym wplątując się w bardzo złożoną intrygę, angażującą nie tylko tragedie z przeszłości, ale też siły nadprzyrodzone.
King w międzyczasie bardzo sprawnie wplata w swoją powieść coraz to nowe postacie, z których część awansuje do pierwszoplanowej ligi. Mogłoby się wydawać, że moje streszczenie wstępu do fabuły jest naprawdę rozbudowane (sami pewnie zauważyliście, że rzadko zdarza mi się napisać aż tak długie) – sęk w tym, że to tylko wierzchołek góry lodowej. „Ręka mistrza” jest niezwykle złożoną powieścią, przy okazji wymagającą sporej uwagi od czytelnika. Rozwija się w bardzo specyficznym tempie. Zdarzyło mi się przeczytać jednego wieczora 200 stron. Lekturę kończyłem z uczuciem, że w sumie nie wydarzyło się w tym czasie nic kluczowego i akcję mógłbym streścić w kilku zdaniach. Z drugiej strony, właśnie we wspomnianym „międzyczasie” zdążyła się pojawić masa postaci i faktów, które wpływ na fabułę miały dopiero dużo później.
Jest to powód, dla którego „Rękę mistrza” radziłbym czytać wtedy, kiedy naprawdę macie czas na taką powieść. Jeśli będziecie robili sobie zbyt długie przerwy, część faktów wyparuje Wam z głowy i, siłą rzeczy, ciężko będzie w pełni docenić złożoność intrygi.
Jak się zapewne domyślacie, w pełni polecam tę powieść Kinga. Wciąga, trzyma w napięciu i wprowadza w horrorowy – lecz nie: straszakowy – nastrój. Może zakończenie nie usatysfakcjonowało mnie w pełni, ale z drugiej strony… Po tak silnym związaniu się z bohaterami, nie mam pojęcia, jaki finisz uznałbym za w pełni zadowalający. Jak dotąd, „Ręka mistrza” to jedna z lepszych książek, jakie w tym roku przeczytałem. Inni autorzy będą musieli się bardzo postarać, żeby ten stan zmienić.
Zachęcające 🙂
Miło Cię widzieć na blogu. :] Z tego co pamiętam, mieliśmy kiedyś okazję wymienić się paroma „tweetami”. :]
Świetna książka, jak zresztą zdecydowana większość autorstwa Kinga, chociaż z reguły za te naprawdę dobre uważam powieści napisane w pierwszych latach jego twórczości. Ręka mistrza okazała się więc dla mnie mnie miłym zaskoczeniem.
Mam dokładnie tak samo, jak piszesz we wstępie – z przyczyn nieznanych jakoś zawsze mijałam się z Kingiem. I też ostatnio doszłam do wniosku, że czas najwyższy to zmienić. 🙂
Póki co zacznę od najnowszego Dallas ’63 (które z zaskoczenia przyszło do mnie pocztą któregoś dnia), a potem będę polować na Mroczną Wieżę, Bastion i TO. Mam nadzieję, że będę ze swojego spotkania z Kingiem równie zadowolona. ^^
Owe „Dallas ’63” wszyscy mi polecają, więc może będzie to następna książka Kinga w kolejności. :]
Jako wierny fan twórczości Stephena Kinga, cieszy mnie, że w końcu pojawiła się tutaj o nim wzmianka :).
„Rękę Mistrza” wspominam jako jedną z najprzyjemniejszych (choć może to nieco niefortunne słowo) lektur ostatnich lat.
Bardzo lubię, gdy akcja toczy się swoim tempem – niewymuszenie, powoli, dając czas na zaznajomienie się z bohaterami i ich otoczeniem. Powieść napisana w takim tonie wymaga nie lada umiejętności – łatwo byłoby zanudzić czytelnika zbyt długimi opisami zwyczajnego (mogłoby się wydawać) życia. Kingowi jednak wychodzi to świetnie, a nie jest to jego pierwsza książka w tym stylu.
PS. W tej chwili kończę czytać „Dallas ’63” i również jestem oczarowany ;).
Tak, podziwiam tę umiejętność napisania cegły – w dużej mierze obyczajowej – na 800 stron i utrzymanie czytelnika w stanie fascynacji postaciami. Tak jak pisałem w tekście – zazdroszczę, po prostu. ;]
Po lekturze zadaję sobie pytanie: czy jakaś książka przebije tą??????? Moim zdaniem to naj naj najlepsza powieść Króla.
A mógłbyś mi polecić jakąś książkę Kinga, która jest w podobnych klimatach? Wiesz, mała mieścina, zawiesisty klimat etc. Byłbym wdzięczny. :-]
„Dallas ’63” i „Pod Kopułą” czyli niemalże ostatnie pozycje. —
Tomek Omelan
OK, dzięki. :] Ten kilmat małych, dusznych mieścin niesamowicie mi pasuje. To chyba też są cegły, więc może na wakacje ze sobą wezmę. :]
Pochwalę się. Obiecałem sobie to od dawna, że utworzę sobie arkusz do natychmiastowego zapisywania takich polecajek, żeby później nie zapomnieć. I… własnie utworzyłem. ;-]
Noworoczne postanowienie? 🙂
Troszkę coś w ten deseń. :] Kolejnym postanowieniem powinno być szybsze odpisywanie na komentarze…
Przepraszam, ale Dallas nie jest w tym klimacie 🙂 Za to jest rewelacyjne, jedna z moich ukochanych książek!
Dzięki za polecenie. :-] Ostatnio sporo książek Kinga przeczytałem, ale Dallas akurat jeszcze nie. Na bank kiedyś do niego dojdę, poneiważ na razie zanosi się na to, że wszystkiego jego powieści będę chciał poznać. :-]
To tak jak ja, zbieram, czytam, kocham 🙂