Podczas jednego z wakacyjnych wyjazdów przeczytałem w końcu drugi tom przygód Koniasza w opowieści zatytułowanej „Wilk samotnik”. Niestety, przez zabieg zastosowany przez Fabrykę Słów, tak naprawdę nie mam za bardzo o czym pisać. Czemu? Otóż, już po przeczytaniu pierwszych kilku stron czuć, że wcale nie jest to tom drugi rozbudowanej powieści, a dalej ten sam tom pierwszy książki, która powinna być sprzedawana w jednym kawałku. Jeśli powieść jest dzielona na tomy, w przeważającej większości przypadków czemuś to służy, a pojedyncze części tworzą w jakimś stopniu autonomiczną całość. W tym wypadku mamy do czynienia po prostu z dosyć długą książką rozbitą na dwie niezbyt długie książki. Za jedyne 70 zł łącznie. Wiem, nikt nie kazał mi kupować, ale nie zmienia to faktu, że czuję niesmak. Nie pierwszy zresztą raz – rozwodziłem się już nad tym tematem przy okazji sagi „Upiór Południa” Mai Lidii Kossakowskiej, ale w tamtym przypadku, mimo że tomy były naprawdę krótkie, miały przynajmniej pewną autonomię.
Nie ma co jednak płakać nad rozlanym mlekiem, przejdźmy do samej powieści.
Jako się rzekło, tom drugi startuje dokładnie tam, gdzie pierwszy się urwał. Postanowiłem nie pisać Wam nic o fabule, ponieważ jeśli nie czytaliście jeszcze poprzedniej części, to trafilibyście na, siłą rzeczy, wielkiego spoila. Wiedzcie jednak, że tempo akcji nie opada na dłużej niż kilka stron, a i to często nie starcza na złapanie oddechu. Przygody Koniasza pochłania się z przyjemnością niemalże jednym tchem. Przyznaję jednak, że w przeciwieństwie do pierwszej połowy historii, teraz drapałem się już czasem po głowie ze zdumienia. Nie jestem fanem fabuły opierającej ocalenie głównego bohatera na czystym szczęściu, zrządzeniu losu, którego prawdopodobieństwo zaistnienia wynosiło jeden do miliona. Wiem, mistrz Pratchett już wielokrotnie udowadniał, że szansa jedna na milion sprawdza się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, ale powiedzieć o Koniaszu, że jest w czepku urodzony, to po prostu za mało. To jest też powód, dla którego wolałem „Na ostrzu noża”, gdzie Koniasz przetrwał dzięki swoim umiejętnością i umiarkowanej ilości szczęścia. A nie dzięki tylko i wyłącznie szczęściu. Nie jest to jednak tak wielki zgrzyt, żebym uznał książkę za nieudaną. Po prostu, tak jak napisałem, nie jest to w żadnym wypadku jeden z moich ulubionych zabiegów.
O „Wilku samotniku” Żambocha trzeba powiedzieć jedno, żebyście wiedzieli, na co się decydujecie, sięgając po tę książkę – to literatura fantastyczno-przygodowa-pociągowa, która tylko i aż zapewni Wam bardzo miłą podróż tramwajem. Jest prawie tak dobra, jak „Na ostrzu noża”, ale – jak powszechnie wiadomo – prawie robi wielką różnicę. „Na ostrzu noża” zostało mi w pamięci, „Wilk samotnik” raczej tej sztuki nie powtórzy.
Chyba w końcu kupię „Na ostrzu noża”. Zawsze chciałem zabrać się za tą książkę, ale jakoś nigdy nie było motywacji. Czas to zmienić 😉
Witam.
Przeczytałam „Samotnego Wilka” t 1. Okazało się, że t 2 owego tytułu jest towarem deficytowym. Czy mogę nabyć od Pana drugą część książki?
Cześć i czołem. :-] Sprawdzę, czy mam jeszcze w domu i dam znać. Od razu na wszelki wypadek uprzedzę, że jeśli będę sprzedawał, to tylko w komplecie. Nie ma sensu zostawiać sobie tylko jednej części. :-]