Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

„Sparrow” – Gdzie się podziały te pieniądze?

Jedną z atrakcji – czy raczej w tym wypadku: „atrakcji” – na tegorocznym Horror Festiwalu był „Sparrow”. Ów horror został nakręcony za polskie pieniądze, na polskiej ziemi, z brytyjskimi aktorami, na rynek głównie, bodaj, amerykański. Jak twierdzi sam producent, który zrobił krótką prezentację przed seansem, łączny budżet projektu wynosił, bagatela, 800.000 zł w gotówce i sprzęcie. Film był zapowiadany jako hit i dowód na to, że Polacy potrafią nakręcić dobry horror… Cóż, udowodnił na pewno, że nawet blisko milion złotych to za mało, by wypełnić takie luki, jak brak scenariusza czy brak aktorów.

Fabuła jest prosta, jak konstrukcja maczety. Grupka brytyjskich nastolatków jedzie na weekend do lasu. Organizatorzy uznali za dobry pomysł pojechanie dokładnie na ten camping, który cieszy się możliwie najmroczniejszą sławą. Wybrali miejsce, gdzie – ponoć – wiele osób zginęło już z ręki nawiedzonego leśniczego, biegającego po gaju z maczetą właśnie. Oczywiście, okazuje się, że legenda nie jest legendą, zaś kolejne dzieciaki giną z rąk szaleńca.

O ile sama historia nie jest aż tak istotną kwestią w tego typu slasherach, o tyle sprawnie poprowadzony scenariusz byłby już mile widziany. Niestety, „Sparrow” jest filmem pozbawionym jakichkolwiek walorów. Jest głupi, wypchany po brzegi prostackimi tekstami krążącymi wokół seksu… można odnieść wrażenie, że twórcy zaspakajali jakieś własne fantazje, pisząc wszystkie te wiekopomne dialogi. Oczywiście, o jakimkolwiek suspensie czy strachu nie może być mowy.

Gwoździem do trumny są osoby pałętające się po planie filmowym – użycie słowa „aktorzy” byłoby w tym wypadku poważnym nadużyciem. Postacie nie są w najmniejszym stopniu wiarygodne, ich losem po prostu nie da się przejmować. Wręcz przeciwnie, z satysfakcją liczyłem kolejne trupy, ciesząc się, że film niedługo musi dobiec końca.

Nie byłoby powodu do pisania recenzji „Sparrowa”, gdyby nie cały szum, który towarzyszył mu podczas premiery na festiwalu. Gdybym kiedyś nawet na niego przez przypadek trafił, uznałbym po prostu za jakiś filmik nakręcony przez grupkę niezbyt zdolnych znajomych, którzy chcieli w kreatywny sposób spędzić czas. Ale gdy ktoś mi mówi, że to miał być pełnoprawny film, na który wydano 800.000 zł, robi się po prostu słabo. O takich rzeczach trzeba pisać, ponieważ to najzwyklejsze w świecie marnowanie pieniędzy, które można byłoby spożytkować na jakiś znacznie sensowniejszy cel.

Wracając jeszcze na chwilę do samego Horror Festiwalu 2010 – emitowany przed „Sparrow” amatorski film „Project Zombie”, nakręcony za koszt kilku litrów sztucznej krwi, wypadł znacznie lepiej od relatywnie wysokobudżetowej produkcji. Nie był dziełem sztuki, był za długi i przez to nużący – ale przynajmniej było można się na nim dobrze bawić. Drugie polecam do obejrzenia ciekawskim, pierwsze omijajcie możliwie szerokim łukiem, gdyż ciężko o gorszy film zrealizowany za relatywnie tak dużą sumę.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x