Trzecią w te wakacje książką Bułhakowa, którą wziąłem na warsztat, były „Fatalne jaja”. Podobnie jak w „Psim sercu” tematem przewodnim są eksperymenty naukowe, które potrafią w nieoczekiwany sposób wpłynąć na ludzkie życie – szkodząc zamiast pomagać. W przeciwieństwie jednak do „Diaboliady”, satyra jest znacznie łatwiejsza do zrozumienia dla osób słabo wtajemniczonych realia Związku Radzieckiego.
Ponownie jednym z głównych bohaterów jest naukowiec. Wynalazł on specjalny rodzaj skondensowanego promienia świetlnego, który jest w stanie przyśpieszyć rozwój zwierząt i zmotywować jest do wzmożonej prokreacji. Cud techniki został przetestowany jednak jedynie na płazach i to w warunkach laboratoryjnych. Niestety, w Rosji wybuchła zaraza, która zdziesiątkowała pogłowie kur na farmach, zaś ów wynalazek wydaje się być cudownym remedium na zaistniały problem. Sęk w tym, że kąpani w gorącej wodzie towarzysze przez przypadek zaczęli naświetlać jaja węży, zamiast pozostałych w magazynach jaj kurzych…
„Fatalnych jaj” nie czyta się już aż tak przyjemnie, jak „Psiego serca”. Jest to jednak lektura znacznie przystępniejsza – jak już wspominałem we wstępie – od „Diaboliady”.