Po umiarkowanie ciekawej i przyjemnej przygodzie z „Diaboliadą”, postanowiłem nie rezygnować z dalszego obcowania z pracami Bułhakowa. I cieszę się z tego faktu niezmiernie, gdyż lektura „Psiego serca” z nawiązką wynagrodziła mi wcześniejszy zawód.
Tym razem nie miałem już do czynienia z wydanym samodzielnie opowiadaniem, a faktyczną minipowieścią (biorąc za wyznacznik objętość, oczywiście). Rzecz kręci się wokół moskiewskiego naukowca – i lekarza zarazem – prowadzącego liczne eksperymenty na ludziach i zwierzętach, z poszanowaniem zasad sztuki. Jako że odniósł w swym życiu liczne sukcesy, z których mogli skorzystać również możni Rosjanie, jego status pozwalał na przeprowadzenie nawet najbardziej szalonych doświadczeń. Jednym z takich było przeszczepienie Szarikowi – ulicznemu kundlowi – ludzkiej przysadki mózgowej i narządów rozrodczych.
„Psie serce” jest nie tylko satyrą, ale i opowieścią z morałem, zaś główni bohaterowie są zdecydowanie dalecy od bycia bezrefleksyjnymi. To historia o tym, że naturę najlepiej zostawić w spokoju, a nawet najbardziej – zdawałoby się – przełomowe odkrycie może być całkowicie bezwartościowe ze względu na to, jakie skutki za sobą pociąga. W ramach poznawania klasyki literatury, zdecydowanie warto po tę pozycję sięgnąć.
Ha! Ja po pięciu latach mam podobną jak ty ścieżkę w czytaniu Bułhakowa. Tylko, że ja najpierw przeczytałem „Fatalne jaja” później „Diaboliadę”, a na końcu „Psie serce”, które mnie urzekło i szalenie się podobało.
„Psie serce” pamiętam do dziś – „Fatalne jaja” trochę, a z „Diaboliadą” słabo. :-]
Korzystając z okazji, witam na mojej stronie. :-]