Operation Anchorage ciężko było nazwać satysfakcjonującym DLC. Miało swoje zalety, ale nawet dla wiernych fanów trzeciej odsłony Fallouta było to po prostu za mało. Czy The Pitt wraca na właściwe tory i oferuje – o zgrozo – fabułę?
Odpowiedź brzmi… tak, jak najbardziej. Wszystko zaczyna się od zasłyszanego w radiu komunikatu czy raczej – sygnału S.O.S. Jeśli poczuwacie się do bycia dobrym mieszkańcem Pustkowi, na pewno skorzystacie z okazji, by dowiedzieć się, komu też można by tu pomóc. Większy problem pojawia się podczas gry postacią na wskroś podłą, gdyż brakuje sensownej motywacji do podjęcia zadania. Można na szczęście wyjść ze słusznego założenia, że skoro ktoś już się pofatygował, by nas błagać o łaskawe spojrzenie w jego stronę, to zapewne skrywa się również za tym możliwość zarobku i zdobycia dodatkowego sprzętu.
Gdy już dotrzemy do miejsca rendez vous z człowiekiem w opresji, dowiadujemy się, o co rozchodzi się cały rumor. Otóż, nasz nowy znajomy jest zbiegłym niewolnikiem z The Pitt – postapokaliptycznej mieściny, która powstała na gruzach Pittsburgha. Co zaskakujące, nie chodzi jedynie o sztampowe uwolnienie uciskanego ludu spod tyranii złego magnata. Większym problemem jest to, iż ów lokalny władca jest ponoć w posiadaniu zarazem lekarstwa i szczepionki na… choroby popromienne. I nie chce się nim podzielić. A The Pitt stoi niemalże centralnie w leju po bombie. Łatwo się domyślić, że zła sytuacja niewolników stała się jeszcze gorsza, a nasza w tym głowa, by im ulżyć. Nie pozostaje nic innego, jak przeniknąć w szeregi ciemiężonych i rozpocząć rewolucję.
Pomysł z pozoru wydaje się czarnobiały i sam go też za taki postrzegałem. Nie widziałem też za bardzo możliwości do bycia „tym złym”. Owszem, w paru sytuacjach dało się donieść straży na niewolników, ale nie osiągało się w ten sposób wymiernych korzyści. Wszystko szło tak podejrzanie gładko i jednowymiarowo niemal do samego zakończenia, które… naprawdę obraca wszystko do góry nogami. Co więcej, jakiego wyboru nie dokonamy, będzie on co najwyżej szary. Przyznaję się, że w pewnym momencie odłożyłem pada na bok i przemyślałem sprawę, zastanawiając się, co właściwie chcę w tej sytuacji zrobić. Bardzo miła odmiana po większości zadań z podstawki i całym Operation Anchorage.
Jeszcze mała uwaga dla osób, które – tak jak i ja – postanowiły grać we wszystkie DLC w porządku chronologiczny. Otóż, dysponując sprzętem z Operation Anchorage dałoby się bez problemu przejechać przez The Pitt walcem, robiąc z będących tam gruzów jeszcze większe rumowisko. Warto po prostu zapomnieć o tym, że odwiedziło się zbrojownię Bractwa Stali i przejść przez drugie DLC zgodnie z zamysłem twórców, gdyż oferuje naprawdę niezłą zabawę.
Niestety, znalazło się ponownie miejsce na naprawdę kolosalną nieścisłość. Mianowicie, wniknięcie w szeregi niewolników wymaga – jak łatwo się domyślić – przekazania całego swojego dobytku pod tymczasową opiekę zleceniodawcy. Natomiast w pewnym momencie scenariusza wszystkie nasze klamoty odnajdujemy nagle w jednej ze skrzyń. Bez żadnego uzasadnienia fabularnego. Zabrakło też jakichś bardziej pobocznych questów, które wymagałyby spędzenia większej ilości czasu między „zatrudnionymi inaczej” i wczucia się w ten klimat. Tu zaś dochodzimy do największego mankamentu The Pitt – przez całość można spokojnie przejść w ciągu około dwóch godzin, wliczając w to czas na podziwianie widoczków.
Swoją drogą, warto nadmienić, że drugie DLC jest kolejnym okazem pięknie zaprojektowanych miejscówek. The Pitt wygląda przytłaczająco i naprawdę można poczuć przygnębienie, gdy przechadza się między szkieletami domów. Gdyby tylko jeszcze dorzucić do tego drugie dwie godziny zabawy, składające się z czysto pobocznych zadań, mielibyśmy prawdziwą perełkę. A tak, na konto Bethesdy ląduje „tylko” mocna ósemka.
Na wszelki wypadek nadmienię – tak jak i w przypadku Operation Anchorage, drugie DLC do Fallouta 3 dostało ode mnie ocenę jako dodatek, nie jako samodzielna gra. Co więcej, wziąłem poprawkę na to, że rozszerzenia kupują ludzie, którym podstawka danej gry się podoba. I to właśnie dla nich to 8/10. Jeśli komuś nie podobał się F3 w swej pierwotnej formie, to już chyba nic tego nie zmieni.
2009-11-19. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.
O ile Fallout 3 mi się spodobał, to dodatki do niego niezbyt. Dzióra (ah te polskie tłumaczenie) była co prawda jednym z lepszych, ale i tak wolałbym aby twórcy popracowali na czymś większym niż DLC.
Ja bym wolał by całe F3 zostało zakopane gdzieś głęboko i błagam niech nikt mnie znowu nie zmusza do wyliczanki co złego jest w F3 bo mnie ściśnie.
Robię porządki w tekstach i czasem znajduję komentarze sprzed 10 lat, na które nie odpowiedziałem 😀 Ciekawe, czy dostaniesz notyfikację. ;-]
Minęło tyle lat od premiery F3, ja pierniczę… I tak, wolałbym, żeby zakopali. Do dziś się moja opinia o nim nie zmieniła.
Jezu tyle lat i moja opinia się tylko pogorszyła na temat Falloutów. 😛
Wykopałeś prawdziwą skamienine.
Tak blogowa archeologia 😀 Uzupełniam braki w tekstach. Do recek publikowanych na Gaminatorze miałem tylko pierwszy akapit lub dwa i link do Gamiego. Cóż, Gamiego już nie ma… A ja chcę skompletować możliwie pełne archiwum swoich tekstów. :-]
Fajnie, że wpadłeś!