Zawsze byłem fanem niemalże wszystkiego, co związane z zombie. Filmy o żywych trupach to obowiązkowy punkt każdego szanującego się maratonu z horrorami, a gry o osobach umarłych, ale ciągle na chodzie na ogół gwarantowały masę niezłej rozwałki, niekoniecznie na wysokim poziomie. Z wiekiem zaś coraz bardziej polubiłem tytuły, które pozwalają na półgodzinną odskocznię od akurat wykonywanej pracy. Na styku tych dwóch zakresów znajduje się gra, którą dziś się zajmiemy. Zombie Driver.
Mimo iż gra studia EXOR Studios została wydana tylko po angielsku, jest to nasz rodzimy produkt. Szczerze mówiąc, przez długi czas nie miałem o tym pojęcia i dowiedziałem się tylko przypadkiem. Nie jest to może, co prawda, produkcja, która zapisała się złotymi zgłoskami w annałach komputerowej rozrywki, ale po licznych aktualizacjach stała się odmózgiem wartym rozważenia, w szczególności, jeśli akurat trafi się na promocję na Steamie.Zasada zabawy jest bardzo prosta. Jesteśmy bezimiennym taksówkarzem, który nie zdążył na czas wydostać się z miasta, kiedy na ulicach zaczęła panować epidemia – czy coś tam – zamieniająca ludzi w żywe trupy – czy coś tam. Jako że jesteśmy taksówkarzem, zaczynamy pracować dla rządu – proste i logiczne. Najpierw ratujemy zwykłych ludzi, później studentów, a na deser zostawiamy sobie naukowców et cetera. Oczywiście, naszą taksówkę szybko zmienimy czy to na wóz policyjny, czy na limuzynę, a jeśli nam się trochę poszczęści, to możne nawet na super tajny prototyp samochodu, o którego istnieniu nie wiedzieli nawet jego twórcy. Nie mniej oczywisty jest fakt, że możemy do naszego zestawu czterech kółek domontować zestaw 250 kul do karabinu maszynowego. Albo rakietnicę. Albo strzelające laserami mikrofalówki. Model jazdy jest całkiem przyjemny, kolejne rodzaje broni coraz mocniejsze, a wsiadanie do silniejszych wozów naprawdę pozwala odczuć kopa. Owszem, po drugiej misji każdy gracz bez problemu spostrzeże, że przez całą grę powtarzamy z dokładnie ten sam schemat. Jedź, uratuj, wróć, opcjonalnie wybij po drodze dwa tysiące zombie za dodatkową nagrodę. I tak z 15 czy 20 razy. Innymi słowy, bardzo szybko można stać się nie tylko ofiarą żywych trupów, ale też martwej monotonii. Dlatego też Zombie Driver to gra dobra tylko na krótkie posiedzenia.
Wcześniej wspomniałem o aktualizacjach, dzięki których dziecko studia EXOR stało się w tej chwili wartym rozważenia. Warto trochę tę kwestię naświetlić. Otóż, gdy Zombie Driver pojawił się na Steamie, miał do zaoferowania tylko opisaną powyżej kampanię, która była nie tylko monotonna, ale też diablo krótka. Po trzech, czterech godzinach zasadniczo nie było już sensu ponownie odpalać gry. Natomiast z czasem twórcy zaczęli dodawać kolejne tryby i teraz nie dość, że jest różnorodniej, to i dłużej można się zabawić. Co więcej, doszły moduły, które naprawdę idealnie nadają się do krótkich posiedzeń. Pierwszym przykładem jest opcja challange, w której jeździmy po stosunkowo niewielkim terenie i musimy wytrwać jak najdłużej, zabijając ponownie na śmierć jak najwięcej przeciwników. Drugi tryb to zestaw różnych konkurencji, w których rywalizujemy z AI. Mamy między innymi wyścig z innymi szalonymi taksówkarzami czy jazdę z bombą na pokładzie. Co ciekawe, o wszystkich powyższych dodatkach również dowiedziałem się poniekąd przypadkiem, odpalając Zombie Driver po bardzo długiej przerwie. Podobne zaskoczenia należą do bardzo miłych, w szczególności, że twórcy nie policzyli sobie za to ani grosza.
Największą wadą mimo wszystko, nawet po tych wszystkich zmianach, pozostaje nadal niewystarczająca różnorodność. Pomijam już powtarzalność samej kampanii – dużo gorsza od niej jest powtarzalność zombiaków. W całej grze są ich może ze cztery rodzaje – to mniej niż mamy do wyboru samochodów czy gnatów, czyli coś jest nie tak.
Oprawa audiowizualna w tego typu tytułach nie jest najważniejsza, ale akurat Zombie Driver miło zaskakuje pod kątem grafiki i fizyki. Pierwsza jest ostra i bogata w detale, a druga dodaje pikanterii rozjeżdżaniu zombiaków. Oczywiście, nie jest to dzieło sztuki, ale jak na podobnie małą produkcję, poziom jest bardziej niż zadowalający. Zaskakiwać jednak może niektórych kwestia wymagań sprzętowych. Otóż, mimo ogólnej prostoty, odpalenie gry w pełnych detalach na starszych komputerach wcale nie musi być oczywistością. W szczególności, jeśli odpalicie wszystkie bajery, jak cienie rzucane przez chmury czy iluśtam krotny antyaliasing.
Podsumowując, Zobie Driver jest godnym polecenia odmózgiem, w szczególności, jeśli znajdziecie go w cenie około 20 złotych. W takim przypadku możecie w sumie brać w ciemno, ponieważ przynajmniej kilka godzin gry będziecie mieli zapewnione, a jeśli ten model zabawy wam podejdzie, to minutowa wskazówka zdąży może okrążyć tarczę zegara nawet 10 czy 15 razy.
Kampanie ukończyłem niejako na siłę, by wreszcie mieć ją z głowy – ale przy samych challengach bawiłem się całkiem długo. I jak się udało zrobić złoty medal na jakiejś mniej lubianej mapie i to w słabszym wozie, do tego zbierając wszystkie bonusy i power upy, to satysfakcja była. Obecnie na Steamie Zombie Driver, bez żadnej promocji, chodzi za jakieś 7 euro, czyli już teraz można się zastanowić nad zakupem. A jak jeszcze będzie jakaś promocja, to nie ma nawet co się wahać – zwłaszcza, jak lubi się takie produkcje. 😉
Mi kampania bardzo szybko minęła – pamiętam, że jak skończyłem ostatnią misję, to byłem mocno zaskoczony, że „to już”. :]
A co do ceny – fakt, 7 euro to przystępna kwota za tę produkcję.
Obecnie Zombie Driver jest w promocji na Steam za 1,40 euro. Zdecydowanie warto.
Świetna cena, fakt. :]
Jak pierwszy raz zobaczylem pudelko gry to myslalem ze to zwykle audi masakrujace czlowieka
Zajebisty koniec 17 misj bylem zaskoczony ze zmienilismy sie wzombie