Ostatnio mam szczęście w dobieraniu seansów kinowych. Od paru miesięcy nie trafiłem żadnego prawdziwego kinematograficznego rozbitka, za to miałem okazję widzieć prawdziwe perełki, takie jak „Labirynt”. Teraz zaś do kolekcji filmów, o których się pamięta na długo po wyjściu z sali, doszedł wybitny „Wyścig”.
W kontekście tego filmu mogę powiedzieć z ręką na sercu: mam szczęście, że nie interesuję się Formułą 1. Czemu? Ponieważ, gdybym był w temacie, fabuła filmu pewnie nie miałaby dla mnie tajemnic, a zakończenie nie stanowiłoby zaskoczenia. Ponoć historia Nikiego Laudy (w tej roli nieziemski Daniel Brühl) jest dobrze znana osobom fascynującym się tą dziedziną zawodów zmotoryzowanych. A że, jak wieść niesie, film w warstwie dokumentalnej jest przykładem solidnie wykonanej roboty… Cóż, gdybym nie był takim ignorantem i losy Laudy znał, nie siedziałbym pewnie na seansie „Wyścigu” jak na szpilkach.
Niki według wersji kinematograficznej od początku swojej kariery rywalizował przede wszystkim z jedną osobą – z Jamesem Huntem (błyskotliwy Chris Hemsworth). Byli dokładnymi przeciwieństwami. Niki Lauda był chłodnym perfekcjonistą, który rozumiał anatomię samochodu jak nikt inny. Nie był lubiany, ale był podziwiany, zaś ludzie się go bali. Z kolei James Hunt był niezwykłym kierowcą i… ponoć jeszcze lepszym kochankiem. Imprezowanie było jego naturą, zaś naturalny talent, improwizacja, agresja i stawianie życia na szali sposobem na wygrywanie kolejnych wyścigów. Akcja filmu obejmuje wydarzenia od początku karieru obydwu kierowców w wyścigach Formuły 3, a kończy się na Grand Prix z roku 1976. I, uwierzcie mi, wszystko, co się wydarzy na ekranie kinowym w tym czasie, wgniecie Was w fotel.
Dla znawców tematu ponoć wielką zaletą „Wyścigu” jest wierność detalom i świetne ukazanie relacji dwóch kierowców. A co z pozostałymi widzami? Cóż, jako się rzekło, sam jestem jednym z tych „pozostałych widzów”, więc znam odpowiedź na to pytanie. Ten obraz powala absolutnie wszystkim. Można nienawidzić facetów jeżdżących w kółko i wyjść z sali po prostu zakochanym w tym, co się obejrzało. Aktorstwo, błyskotliwe dialogi i cudownie napisany scenariusz zdobyły moje serce w kilka chwil. Do tego zaś dochodzi rewelacyjny montaż, który pojedynek parkowych szachistów zmieniłby w kino akcji. Pamiętacie, jak były nakręcone pokerowe sceny w „Casino Royal”? Albo zawody wioślarskie w „Social Network”? Ron Howard osiągnął dokładnie to samo w swoim filmie, przez co podczas kolejnych wyścigów – a w szczególności podczas finałowego starcia – po prostu pociłem się z wrażenia. Całość została dopełniona idealnie dobraną i skomponowaną muzyką, pretendującą do czołówki oprawy w kategorii, którą osobiście nazywam „filmem sportowym”. Gdy przygrywały ostre gitarowe brzmienia, zmieszane z dźwiękiem silników, człowiek natychmiast czuł siłę, by pobiec w ultramartonie albo pokonać co najmniej pół Iron Mana.
Niezależnie od tego, jaki typ kina lubicie… „Wyścig” i tak Wam się pewnie spodoba. To po prostu warto zobaczyć, w szczególności na srebrnym ekranie, gdyż sceny z bolidami Formuły 1 są obłędne. Jedyne, czego mi tu zabrakło, to przynajmniej kilku ujęć z helikoptera, które pokazywałyby lepiej całokształt zawodów. Z drugiej strony, może właśnie dokładnie tak wszystko musiało być nakręcone, by osiągnąć zamierzony efekt. A to się bez dwóch zdań udało, więc nie będę się wymądrzał.
Aktorskie post scriptum
Na deser jedno luźne przemyślenie. Cieszę się, że widziałem „Wyścig” również ze względu, że zobaczyłem Chrisa Hemswortha w innej roli niż Thor czy „Dom w głębi lasu” . Co tu wiele mówić… jeśli miałem wątpliwości, czy starszy z braci Hemswroth jest aktorem, to już ich nie mam. Z każdym kolejnym filmem Marvela miałem uczucie, że Chris robi postępy, a „Thor: Mroczny Świat” jeszcze bardziej pogłębił to przekonanie. „Wyścig” jest zaś, według mnie, dowodem na jego ewolucję. Chris Hemsworth jest błyskotliwym aktorem i mam nadzieję, że jeszcze nie raz mnie zaskoczy.
Jako fan Formuły 1 film nie miał dla mnie tajemnic. Ale i tak było parę niespodzianek. Film odchodzi trochę od prawdy w kwestii stosunków obu panów. Na torze byli kompletnymi wrogami, ale prywatnie bardzo się lubili. Ale tutaj Hollywood musiało się wtrącić i dodać trochę oliwy do ognia. Świetnie oddano też atmosferę ówczesnej Formuły 1. Piękne bolidy, kobiety i ryczące silniki. Fajnie, że użyto też ujęcia z prawdziwych wyścigów. Specjalnie poszedłem na ten film przed Thorem, by sprawdzić jak Hemsworth sobie poradzi w tej roli. Wyszedł świetnie. Ale film kradnie Daniel Bruhl. Mam nadzieję, że dostanie za tą rolę Oscara, a takie plotki chodzą. FIlm jest świetny. Na początku filmu (choć wiedziałem jak się skończy) kibicowałem Huntowi, by potem przenieść swoją sympatię na Laudę. Polecam ten film każdemu, nie tylko fanom F1 🙂
A tu polecam recenzje, kogoś kto na Formule 1 zna się jak nikt w Polsce:
http://sokolimokiem.tv/?p=10088
Ja akurat miałem takie wrażenia z tego, jak ich relacja była zobrazowana, że oni na swój sposób się lubili i szanowali (i nie chodzi mi tylko o sceny pod koniec filmu, ale też wcześniej). Ale domyślam się, że Hollywood musiało trochę podkręcić atmosferę. Szczęśliwie sens filmu chyba na tym nie ucierpiał, w szczególności biorąc pod uwagę treść ostatnich scen i cudowny monologi Nikiego w finale. :-]
I tak, Daniel kradnie ten film, a jeśli „Wyścig” zgarnie Oscary, to przyklasnę z radością.
Dzięki za link. postaram się w wolnej chwili przeczytać. :]
Przeczytałem zlinkowaną recenzją – świetny tekst, dzięki! :]
Mnie też się „Rush” bardzo podobał. I też nie jestem fanem F1, więc napięcie nie spadło aż do ostatnich scen. Pięknie zrobiony film, w którym tak naprawdę było wszystko co trzeba aby film już w chwili swojej premiery przeszedł do historii kina jako arcydzieło.
Mamy bardzo podobne odczucia po seansie, ale jak masz ochotę to zapraszam do siebie. Kilka dni temu też o „Wyścigu” pisałem.
A tak na marginesie, to ja spociłem się na scenie oczyszczania płuc w szpitalu. Jak sobie przypomnę, to do tej pory przechodzą mnie dreszcze…
O, postaram się zajrzeć w takim razie i przeczytać Twój tekst. :-]
A sceny w szpitalu… były po prostu niesamowite. Mnie chyba najbardziej ruszyła ta, w której Niki próbował założyć kask.
Chris Hemsworth bez zarostu…to takie…niewłaściwe.
Ja go najpierw nie poznałem na plakacie, a później nie mogłem uwierzyć, że to on.
Dzięki za tę recenzję. Nadrobiłam film i jestem bardzo zadowolona z seansu. Świetnie nakręcony, trzymał w napięciu i bardzo podobały mi się główne postacie. 🙂
Tak się cieszę, że film Ci się podobał. :-]