Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Wiedźmin 2 – część może druga, ale wrażenia pierwsze

W

Premiera drugiej części Wiedźmina jest bez wątpienia największym wydarzeniem w polskiej branży gier komputerowych. Tak, wiem, to truizm, ale warto się do niego odnieść, ponieważ… jak bardzo People Can Fly by się nie starało przy okazji Bulletstorma, szum podczas premiery Wiedźmina był po prostu nie do pobicia. Wydaje mi się, że nie przegnę, jeśli po prostu uznam to za fakt. Reklamy wszelkiej maści są po prostu wszędzie – pomijając ulice i internet, znajdziecie też nawet artykuły i sesje zdjęciowe powiązane z łowcą potworów w Przekroju czy Playboyu. Czy jednak całe to zamieszanie jest uzasadnione jakością samej gry? Mam za sobą pierwsze godziny zabawy i postanowiłem się podzielić z Wami swoimi wrażeniami i refleksjami.

Pomyślałem, że zacznę od rzeczy, względem których nie mam tak naprawdę najmniejszych zarzutów. Otóż, nie przesadzają ci, którzy nazywają dziecko CD Projekt RED najpiękniejszym cRPG wszechczasów. Podpisuję się pod tym. Przygotowując ten materiał, starałem się znaleźć jakiegoś ładniejszego przedstawiciela gatunku i po prostu mi się nie udało. Owszem, Mass Effect 2 czy seria Dragon Age są ładne, ale śmiem twierdzić, że do drugiego Wiedźmina niemalże nie mają startu. Lokacje są wykonane pięknie, a bogactwo detali sprawiło, że pierwszy raz od naprawdę dawna, chyba od czasów trzeciego Gothica, po prostu zatrzymywałem się w miejscu, żeby podziwiać widoki. Świetnie prezentują się również animacje postaci oraz tychże postaci modele. Chyba jedyna rzecz, do której jakkolwiek mogę się przyczepić, to włosy, którym do ideału trochę brakuje. Mimika twarzy również nie powala, choć można ją spokojnie nazwać poprawną.

Niestety, przy takich efektach graficznych trzeba liczyć się z potrzebą posiadania komputera rodem z NASA. Oczywiście, w sytuacji, kiedy chcecie się w pełni cieszyć wszystkim tym, co przygotowali projektanci. Słyszałem, że na komputerach spełniających rekomendowane wymagania, gracze często są zmuszeni do grania na minimalnych detalach. Mój komputer, który radzi sobie dobrze z Crysisem na ultra, przy drugim Wiedźminie ustawionym na maksa spada do 20 klatek na sekundę, niestety trochę poniżej poziomu idealnej płynności. Znając jednak RED-ów, którzy lubują się w naprawianiu błędów i wydawaniu edycji poprawionych, optymalizacja pewnie zostanie jeszcze dopieszczona. Warto też dodać, że całość hula na autorskim silników CD Projektu.

W samych superlatywach mogę też mówić o oprawie dźwiękowej – jest obłędna. Wiedźmin 2 to jedna z bardzo nielicznych gier, w których do perfekcji zostały dopracowane tak zwane dźwięki tła. I nie mam tu na myśli muzyki, która – tak nawiasem mówiąc – też jest doskonała. Chodzi o szum lasu, który towarzyszy nam, gdy przemierzamy zarośnięte ścieżki. Albo gwar miasteczka, od którego nie da się uciec, dopóki nie oddalimy się od ludzi. Trochę mniej entuzjazmu budzi we mnie dubbing – jest bardzo dobry, ale niektóre postaci mają jak dla mnie nazbyt egzaltowany sposób wysławiania się. Oczywiście, mówimy tu o polskiej wersji językowej. Swoją drogą, słyszałem w trailerach angielski dubbing i brzmi naprawdę niczego sobie. Bardzo poważnie zastanawiam się nad przetestowaniem Wiedźmina również z alternatywną paczką językową.

Na oprawie audiowizualnej kończy się lista rzeczy, do których tak naprawdę nie mam zastrzeżeń. Dalej jest nadal dobrze, ale już nie tak idealnie.

Zacznijmy od fabuły. Scenariusz startuje miesiąc po wydarzeniach jedynki i… tu był mój pierwszy problem. W Wiedźmina grałem, ale to było trzy i pół roku temu i naprawdę nie pamiętam przebiegu wszystkich wydarzeń – bardzo byłbym ukontentowany, gdyby przed rozpoczęciem właściwej rozgrywki leciał filmik, podsumowujący najważniejsze wydarzenia. Na szczęście, fabuła jest tak skonstruowana, że zaraz po zakończeniu prologu gracz zostanie wciągnięty w jej wir – osobiście, dzięki temu bardzo szybko zapomniałem o wątpliwościach i lukach w mojej pamięci. Po prostu zacząłem się cieszyć nową przygodą.

Co się tyczy samego prologu, jest on, niestety, jak na mój gust średnio skonstruowany. W 95% składa się z walki, przez co obawiałem się, że reszta gry też tak będzie wyglądała. Na szczęście, pierwszy akt jak na razie udowadnia mi, że moje obawy były bezpodstawne.

Właśnie, walka jest dla mnie jedną z najbardziej kontrowersyjnych kwestii w Wiedźminie 2. Po pierwsze, trzeba zaznaczyć, że nie ma ona najmniejszego związku z tym, co znaliście z poprzedniczki. Tam był bardziej Neverwinter Nights, teraz jest… połączenie Gothica 3 z Ninja Gaiden czy innym slasherem. Ale! Trzeba zaznaczyć, że, mimo iż jest zręcznościowy, faktycznie wymaga pomyślunku i taktyki, jeśli nie chcecie powtarzać każdej walki po 5 razy.

Szczerze mówiąc, mam wrażenie, że pod kątem poziomu trudności nowy Wiedźmin to prawdziwy oldschool. Albo ja już tak się zestarzałem, że po prostu nie potrafię grać. O co mi chodzi? O to, że na normalu gra potrafi spuścić tęgi łomot. No, dobrze, może nie tęgi, ale niektóre walki już w prologu powtarzałem po cztery razy. I musiałem korzystać absolutnie ze wszystkiego – uników, bloków, dwóch różnych ciosów mieczem czy znaków, czyli wiedźmińskiego odpowiednika magii. A nawet kiedy bawiłem się w te wszystkie kombinacje alpejskie i tak dwa czy trzy kiepskie uniki na ogół kończyły się zgonem.

Jako że czasu na granie nie mam tak dużo, postanowiłem sprawdzić, jak wygląda gra na łatwym poziomie trudności. I tu, niestety, mam spory zarzut pod adresem twórców – otóż, normal jest bardzo wymagający i to jest super. Wiedźmin 2 sam się nie przechodzi. Chyba że włączycie właśnie easy, na którym Geralt zamienia się w czołg, któremu de facto wystarcza machanie mieczem, a ze znaków korzysta już bardziej dla przyjemności niż z konieczności. Brakuje mi czegoś pomiędzy. Poziomu trudności, na którym byłoby trzeba się trochę nagimnastykować, ale nie ginęłoby się podczas przypadkowego spotkania z nieopancerzonymi bandytami. Oczywiście, możliwe, że to ja już tak wyszedłem z wprawy, ale umówmy się – to nie jest gra skierowana tylko do hardcore gamerów. Są też ex-hardcorzy, tacy jak ja, którzy może już nie mają skilla jak kiedyś, ani też chęci do szlifowania każdego z detalów rozgrywki, ale to nie znaczy, że z drugiej strony mają ochotę na casualową nawalankę.

Co się tyczy walki, nie jest ona jeszcze niestety wolna od bugów. Od czasu do czasu zdarza się kamerze ześwirować – szczególnie łatwo o to, kiedy bardzo intensywnie korzystamy z uników, skacząc po całej mapie. Drugi problem, na jaki trafiłem, to tarczownicy, którzy potrafią automatycznie sparować większość ciosów lecących bezpośrednio na plecy. Szybko się więc okazuje, że nie ma sensu wokół nich finezyjnie skakać, ponieważ te próby w większości przypadków spełzają na niczym przez owe magiczne blokowanie tarczą. Ale to są już pomniejsze problemy i obstawiam, że zostaną szybko poprawione.

Mam jeszcze jedną refleksję związaną z walką. Nie można tego nazwać błędem – to po prostu założenie, które mi nie do końca przypadło do gustu. Otóż, z jednej strony Wiedźmi ma czysto zręcznościowy system walki, a z drugiej – typowo eRPeGowe przeliczanie punktów życia. Dochodzi czasem do takich absurdów, że Geralt potrzebuje nawet dziesięć lekkich ciosów mieczem albo trzy do czterech ciężkich, żeby powalić przydrożnego bandytę. A, jako się rzekło, na normalu sam często i gęsto może zginąć przy odrobinie nieuwagi. Sprawia to, że gdzieś ginie to poczucie przewagi fizycznej, którą Wiedźmin powinien mieć nad swoimi przeciwnikami. Kiedy okłada się kogoś po kilka razy z lewej na prawą, a on ciągle stoi, człowiek zaczyna się zastanawiać, czy ze stojaka wziął miecz, czy może jednak miotłę. Ale jak powiedziałem wcześniej – to nie jest błąd, taka jest po prostu konwencja zastosowanych mechanizmów. I nie mam pojęcia, czy lepiej by się grało, gdyby np. ciosy mieczem i znaki były zdecydowanie bardziej śmiertelne. Jestem ciekaw Waszego zdania na ten, jeśli tylko chcecie, dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie.

Na zakończenie, jeszcze kilka słów o warstwie rolplejowej Wiedźmina 2. Nie będę się zagłębiał w mechanikę, gdyż tę warto poznać samemu – powiem tyle, że jest rozbudowana i na razie mam wrażenie, że będzie satysfakcjonująca. Mamy kilka drzewek umiejętności, parę znaków do wyboru, mutageny wpływające na nasze statystyki, alchemię czy najprawdziwszy w świecie crafting, który umożliwia nam tworzenie nowych przedmiotów u kowala czy garbarza. O ile w warstwie poziomu trudności Wiedźmin maluje mi się na razie na dobry oldschool, o tyle system prowadzenia dialogów to już prawdziwy new age, który został chyba zapoczątkowany przez Mass Effecta. W czym rzecz? Otóż, na ogół mamy do wyboru tylko trzy do czterech kwestii, a każda składa się tylko z kilku słów. Tak naprawdę wybieramy tylko, w jakim kierunku tak pi razy drzwi ma się potoczyć konwersacja, ale później już nie mamy na nią większego wpływu. Nie lubię tego systemu i tęsknię za eRPeGami, w których wybierało się każdą jedną kwestię i to znając jej pełne brzmienie. Na szczęście, dialogi są napisane rewelacyjnie – wręcz błyskotliwie – i pozwalają mi często zapomnieć o tym, że wcale nie to chciałem powiedzieć.

Po pierwszych godzinach wiem jedno – Wiedźmin 2 na pewno nie jest grą idealną, a tak go niektórzy malują. Sęk w tym, że gier idealnych nie ma. Są za to gry, zasługujące na światową sławę i rozpoznawalną markę, ponieważ są po prostu tak dobre. I na razie mam wrażenie, że Wiedźmin taki jest. Wygląda pięknie, brzmi jeszcze lepiej i w tych zakresach niemalże obiektywnie można stwierdzić, iż wpędza konkurencję w kompleksy. Ma do tego nowoczesny, świeży system walki, wciągającą fabułę i ciekawe postacie. Jeśli tylko scenariusz nie spuści z tonu i dalej będzie mnie tak bawił, jak to zaczął robić na początku pierwszego aktu, nie pozostanie mi nic innego, jak uznanie najnowszej gry CD Projekt RED za wielki sukces.

Subscribe
Powiadom o
guest

5 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Tiszka
Tiszka
13 lat temu

Powaliły mnie teksty rzucane przez postaci poboczne 🙂 Nawet, jakby Wiedźmin był gorzej zrealizowany od strony graficznej, to klimacik, który stworzyli panowie z CD, wystarczyłby na spory sukces 🙂
Btw., na budynku CD Projektu na Pradze obok logo jest portret Wiedźmina 😀

inheracil
inheracil
13 lat temu

O, Koza robi nie tylko wideorecenzje, właśnie zacząłem przeglądać tego bloga. Jestem ciekawy twoich wrażeń po zakończeniu tej gry. Moim zdaniem rozczarowuje i to, niestety dość mocno, a im dalej od ukończenia tym moje zdanie mniej pochlebne.  Twórcy zachwalali drugiego „Wiedźmina” jako grę, którą można przejść kilka razy i się nie znudzi. To nie do końca prawda, próbowałem to zrobić i trzeba przyznać, że nawet prolog i pierwszy akt można przejść inaczej poprzez inny wybór opcji dialogowych, co jest ogromnym plusem, bo nie jest tak jak w innych erpegach, że zadajesz dziesięć pytań i wiesz wszystko, wybór innej opcji często skutkuje uzyskaniem innej informacji.  Problem polega na tym, że osią rozgrywki jest śledztwo, a gdy się zna rozwiązanie to rozgrywka traci bardzo, bardzo dużo. Tym więcej, że postaciom w obydwu wersjach aktu drugiego zdarza się mówić dokładnie to samo. Inny problem to małe zróżnicowanie twarzy, jest ich oczywiście dużo więcej niż w pierwszej części, ale i tak nie za dużo. Kolejną sprawą jest monotonia tekstów rzucanych przez npc (nie mówię o dialogach), świetnym przykładem jest karczma i walka na pięści, jak przechodziłem obok „bokserów” kub brałem udział w tej minigrze ściszałem głośniki by się nie denerwować.
Oczywiście najnowszemu „Wieśkowi” nie sposób odmówić szalonej imersywności, nie poszedłem przez niego do kina, mimo że miałem za darmo, tak się wciągnąłem. Podoba mi się też materialistyczne podejście do fabuły, czego nie można powiedzieć o dziełach Bioware, gdzie (poza Mass Effectem) dużą rolę odgrywa plan duchowy, zaświaty, bogowie itp.. 
Imo samo wydanie tej gry pozostawia wiele do życzenia, nie wiem jak te płyty były nagrywane, ale nie byłem w stanie Wiedźmina zainstalować, a napęd czyta nawet podniszczone płyty i nigdy nie miałem najmniejszych problemów. Osób, którym wyskakiwał błąd było całkiem sporo. Poza tym brakowało mi wydania bez tych wszystkich dupereli, na co mi papierowe figurki w wersji podstawowej zupełnie nie wiem. Poza tym ta akcja marketingowa była, delikatnie mówiąc, wkurzająca. Te  wszędobylskie reklamy, oraz „bramki” w empikach i sklepach pokroju „nie dla idiotów” o zawrotnej wysokości 180 cm., przed którymi się trzeba było schylać.

KoZa
Reply to  inheracil
13 lat temu

„O, Koza robi nie tylko wideorecenzje, właśnie zacząłem przeglądać tego bloga.”
Tak, piszę od jakichś… bo ja wiem… 7-8 lat i trochę się tego nazbierało. :] 
„Jestem ciekawy twoich wrażeń po zakończeniu tej gry.”
Przyznaję się bez bicia – Wiedźmin 2 mnie kompletnie nie wciągnął. Po zrobieniu materiału video, pograłem jeszcze trochę i od tamtej pory do gry nie wróciłem (dla porównania, do StarCrafta II wracam non-stop, a stare cRPG ciągle mnie kuszą). Wina leży w tym, że ja po prostu za bardzo ukochałem sobie staroszkolne cRPG a la Infinity Engine i podobne. A Wiedźmin 2 zaś jest tak jedną stopą po stronie staroszkolności, a drugą po stronie nowoczesności i mi ten miks nie pasuje. Poza tym, ciężko mi się gra Geraltem, ponieważ czytałem sagę. Nie lubię grać postaciami, które dobrze znam, lubię sam tworzyć swoich bohaterów. 

inheracil
inheracil
Reply to  KoZa
13 lat temu

Nie jestem w stanie wracać do jakiejś gry (chociaż próbowałem ;)). Dla mnie są interesujące jako forma narracji. Mechanika rozgrywki jest ważna, ale na pierwszym miejscu jest historia. Wiem, że każdy szanujący się fan RPG powinien mnie zlinczować, ale to jaką kostką wykonywany jest rzut obrony, a jaką ataku tak naprawdę odciągają od tego co w grze komputerowej ważne – historii i poczucia wpływu na świat przedstawiony. Stare cRPG mają świetne scenariusze, ale bizantyjską mechanikę
De gustibus… Mnie fakt, że znałem Geralta (też czytałem Sapkowskiego) nie przeszkadzał, może dlatego, iż nie pamiętam szczegółów i, ewentualne, nieścisłości i niekonsekwencje pozostały niezauważone. Nie wiem co lepsze – kreacja nowej postaci, takiej jaką chcemy, wtedy siłą rzeczy będzie słabiej osadzona w świecie (najpewniej sierota, albo amnezja), czy też gra mocno zakorzenionym bohaterem jak Geralt (chociaż jego też nie ominęła utrata pamięci ;P). Obydwie drogi mają swoje plusy i minusy.

KoZa
Reply to  inheracil
13 lat temu

„Nie jestem w stanie wracać do jakiejś gry (chociaż próbowałem ;)). Dla mnie są interesujące jako forma narracji. Mechanika rozgrywki jest ważna, ale na pierwszym miejscu jest historia.”
Są gry, do których mogę ciągle wracać – na przykład Fallouty. Tylko że tam nie chodziło ani o mechanikę (choć ją kocham), ani o fabułę, tylko o klimat i gigantyczne możliwości. I jeszcze raz klimat. I klimat.
„Stare cRPG mają świetne scenariusze, ale bizantyjską mechanikę”
Ja właśnie za scenariusze je cenię. Tak jak i dla Ciebie, mechanika jest dla mnie drugoplanowa (choć lubię, jeśli daje spore możliwości rozwoju). Te gry dawały wolność, której dziś często brakuje – pozwalały faktycznie kreować postać, którą się grało i odgrywać rolę. A o to przecież w tym chodzi. 
„Mnie fakt, że znałem Geralta (też czytałem Sapkowskiego) nie przeszkadzał, może dlatego, iż nie pamiętam szczegółów i, ewentualne, nieścisłości i niekonsekwencje pozostały niezauważone.”
Dla mnie problemem jest też brak spójności między jedynką i dwójką – jedynkę kończymy wymiataczem, a w dwójce bez żadnego powodu musimy Geralta znowu uczyć miotania sztyletami i parowania ataków.
„Nie wiem co lepsze – kreacja nowej postaci, takiej jaką chcemy, wtedy siłą rzeczy będzie słabiej osadzona w świecie (najpewniej sierota, albo amnezja), czy też gra mocno zakorzenionym bohaterem jak Geralt (chociaż jego też nie ominęła utrata pamięci ;P). Obydwie drogi mają swoje plusy i minusy.”
Według mnie, najciekawsze jest połączenie tych dwóch dróg. Vide seria Mass Effect czy Baldur’s Gate. Pierwsza część osadzała bohatera w świecie, a druga z tego czerpała. W Mass Effecie posunięto się zresztą o krok dalej, gdyż decyzje z jedynki miały realny wpływ na scenariusz dwójki. Ale takie podejście wymaga niesamowitej konsekwencji i jest znacznie trudniejsze niż wsadzenie do gry sieroty albo bohatera z historią napisaną przez kogoś innego.
Ale są też przypadki świetnych „jednostrzałowców” – Torment z genialnie pomyślaną amnezją, Arcanum ze startem jako „szary zjadacz chleba”, Fallout z początkiem podróży w Krypcie. 

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

5
0
Would love your thoughts, please comment.x