Styczności ze starymi komiksami o naszym rodzimym zabójcy potworów nie miałem zbyt wielkiej. Czytałem kilka z nich wieki temu i… może to głupie, ale najbardziej po tych wszystkich latach zapadła mi w pamięci fikuśna fryzura Geralta. Reszta zaś, ze szczególnym naciskiem na treść, jest dla mnie pustą kartką. Dlatego też teraz, kiedy miałem okazję zabrać się za dwa zeszyty wydane ostatnio przez Dark Horse Comics, mogłem wyrobić sobie „drugie pierwsze wrażenie” o komiksowej wersji „Wiedźmina”.
Fabuła w swej konstrukcji przypomina w pewnym stopniu opowiadania Andrzeja Sapkowskiego, które swego czasu zostały wydane w dwóch tomach przez wydawnictwo Supernova. Podróżując zapomnianym szlakiem, Geralt spotyka samotnego łowcę, któremu brakuje dosłownie trzech ćwierci do czarnej śmierci. Podczas kłusowniczego procederu – znanego szerzej jako łowienie ryb – biedak nie zauważył, że sam jest obserwowany przez topielca. Jego szczęście, że akurat drogą przechodził specjalista do spraw topielców. Tak zaczyna się jedna z wielu przypadkowych znajomości Geralta z Rivii. I, tradycyjnie, prowadzi ona do przygody niemałego kalibru, która angażuje znacznie więcej potworów, niźli tylko tego jednego topielca.
Historię czyta się bardzo szybko i przyjemnie, w szczególności, że narracja raczej nie jest z tych spokojnych i stonowanych. Akcja pędzi do przodu, tak jak Geralt pędzi od potwora do potwora, skracając wszystko na swojej drodze o głowę czy inną mackę. W trakcie lektury miałem jednak pewien problem z dialogami – i nie zwróciłbym na to uwagi, gdyby nie fakt, że akurat „Wiedźmina” za młodu pochłonąłem ze smakiem i to w ekspresowym tempie. Otóż, Geralt w najnowszym komiksie bardziej z charakteru przypomina Jaskra, w szczególności, jeśli chodzi o relacje z innymi bohaterami. Jest zaskakująco gadatliwy, nie stroni od żartów i z chęcią opowiada rozmaite historie o swoich przygodach. I na przestrzeni 48 stron nawet nie w głowie mu zadbanie o ciągłość populacji* z jakąś nagą czarodziejką w roli głównej!
Co ciekawe, zarzut ten dotyczy przede wszystkim angielskiej wersji. Pierwszy zeszyt czytałem w języku Shakespeara, a drugi – Mickiewicza. I miałem silne wrażenie, że rodzima wersja znacznie lepiej oddaje klimat postaci.
Niestety, najgorzej na tle całości wypada oprawa wizualna. O ile statyczne kadry nie wyglądają źle – w szczególności dzięki przyjemnemu dla oka sposobowi kolorowania – o tyle te wypchane akcją odstraszają niechlujnymi pociągnięciami ołówka. Większa część każdego z zeszytów wygląda, jakby była robiona naprędce i bez szczególnego zaangażowania artysty. Pod tym kątem „Wiedźmin” od Dark Horse przypomina mi bardziej typowy komiks promujący grę, a nie samodzielne dzieło, które samo się broni.
Ale! Gdybym z kolei miał ocenić „Witchera” jako właśnie formę promocji wersji elektronicznej przygód Geralta, to werdykt byłby całkiem pozytywny. Czytałem takich rzeczy już naprawdę sporo i te dwa zeszyty na tle konkurencji to kawał niezłej, marketingowo-komiksowej roboty. Jeśli ktoś ma ochotę na lekką, dynamiczną akcję, która osłodzi mu czas oczekiwania na premierę trzeciej gry, powinien czuć się tą lekturą ukontentowany. A i ortodoksyjni fani „Wiedźmina” pewnie nie będą zgrzytać zębami. Sam z chęcią chwycę za kolejne zeszyty, gdy tylko się pojawią.
*Wiem, wiem – wiedźmin nie może mieć dzieci. Taki żarcik.
Brzmi ciekawie- spróbuję dorwać. Gdzie zakupiłeś?
Dostałem od miłego człowieka z CD-Projekt RED. :-]
” I na przestrzeni 48 stron nawet
nie w głowie mu zadbanie o ciągłość populacji* z jakąś nagą czarodziejką
w roli głównej!”
Jako fanatyczny, wielbiciel ksiazkowego Wiedzmina, nie moge zrozumiec, jak to moze Ci sie kojarzyc z Jaskrem…
Fakt, niezręcznie wyszła mi ta kombinacja zdań. To, co zacytowałeś nie tyczyło się już podobieństwa do Jaskra tylko ogólnego, nie-geraltowego zachowania. Jak będę miał wenę, postaram się to jakoś sensownie przepisać. ;-]
Wiedźmina lubię z opowiadań. Z dłuższej formy już mniej. A komiksy Polcha i Parowskiego jakoś mnie nie zachwyciły i nie wiem nawet czy przeczytałem więcej niż jeden. Ciekawi mnie jednak co tam DC wymyśliło z naszym najnośniejszym fantastycznym bohaterem w roli głównej. Jak znajdę to przeczytam. Choć już widzę, że „obrazki” mi się nie podobają :/
Ciekawi mnie, że artysta, który dostał „Witchera” do narysowania, nie chciał się choć trochę bardziej do swojej roboty przyłożyć. Jest to komiks z potencjałem na sporą grupę czytelników – ktoś mógłby przy okazji zabłysnąć.
Wizualnie ten „Wiedźmin” chyba nie mógł być gorszy. BTW: szkoda że Dark Horse nie zaproponowało narysowania tego np. jakiemuś Polakowi – byłby to na pewno fajny ukłon i dla CDP Red (jako polskiego studia) i dla autora książki (Polaka) i największej grupy fanów tej literatury (czyli Polaków). Jest kilku naszych rysowników, którzy produkują się za oceanem i to całkiem fajnych rysowników pod względem stylu. Kudrański, Oleksicki, Pawlak (ostatnio nawet DH wydało, albo na dniach wyda, jego steampunkowego „Toshiro”) czy nawet Kowalski – jest więc w kim wybierać 🙂
„Wizualnie ten „Wiedźmin” chyba nie mógł być gorszy.”
Uwierz mi, w kategorii „growy komiks” to jest… naprawdę OK. Sporo tego czytałem i – w sumie niestety – mam porównanie. ;-]
Co do reszty tego, co napisałeś – zgadzam się, tak by było fajniej. Ale tu raczej wchodzie w grę czysty biznes, a amerykańskie wydawnictwa są otrzaskane z robieniem takich promocyjno-growych komiksów. Co nie zmienia faktu, że szkoda, iż zamiast „growego komiksu”, nie zrobili z tej wersji „Wiedźmina” poważniejszego projektu.