Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Wake – Scott Snyder i jego Wodny Świat

W

Morska postapokalipsa jest tematem cokolwiek śliskim (ha ha). Nie wiedzieć czemu, ciężko jest z niej wycisnąć coś sensownego i wiarygodnego. Może dlatego, że utarło się, iż najbardziej przerażającym mieszkańcem oceanów jest rekin, a ten swoją niszę w popkulturze już ma i bynajmniej nie jest ona – ta nisza – związana z życiem po końcu świata. Już dawno temu Kevin Costner próbował ożenić „Mad Maxa” z morską opowieścią i skończyła się to spektakularną klęską pod postacią trudnego w odbiorze filmu „Wodny Świat”. Dosyć niedawno zaś za podobny temat złapał się Scott Snyder, którego dotąd znałem głównie z rewelacyjnych komiksów o Batmanie (przypomnijmy: mowa o „Court of Owls”, „Death of the Family” oraz „Year Zero” i „Endgame”). Jak sobie poradził z „The Wake”?

Na wstępie trzeba zaznaczyć, iż wspomniane „życie po końcu świata” nie jest tematem przewodnim całej serii. Pierwsze pięć zeszytów pokazuje drogę do apokalipsy, a drugie pięć – w zaskakująco płynny sposób – przenosi akcję 200 lat do przodu, prezentując czytelnikowi to, co zostało z ludzkości. Cała opowieść kręci się wokół odnalezionej na dnie oceanu rasy syren. Bynajmniej nie należy ich kojarzyć z uroczą Ariel – wyobraźcie sobie raczej znaną bohaterkę Disneya w wersji „gender bender”, czyli po zmianie płci. I po intensywnych latach na siłowni. I po piłowaniu zębów. I ze złym nastawieniem do obcych, w stylu teksańskim – strzelamy do wszystkich, którzy wejdą na naszą posesję. A nasza posesja obejmuje ponad 70% powierzchni Ziemi. Już po was.

Pierwszą część historii czyta się szybko, lekko i wręcz wyśmienicie. Nie przez nadmierną złożoność, a przez świetną rękę Snydera do pisania postaci. Pierwszoplanowa bohaterka, doktor Lee Archer, jest silną, zawadiacką kobietą, która lepiej dogaduje się z waleniami niż z ludźmi. Towarzyszy jej sklecona na szybko ekipa naukowców do rządowych zadań specjalnych – i każdy z członków tego tymczasowego stowarzyszenia ma niesamowicie silny, zapadający w pamięci charakter. To jest po prostu magia talentu Snydera – na przestrzeni dwóch zeszytów potrafi tak zarysować tych 6-8 postaci, że każdemu z osobna będzie się kibicowało.

Całość niestety traci jakość po przejściu do drugiej fazy opowieści. Żeby nie było wątpliwości – kolejne komiksy wyraźnie sugerują zmianę czasu akcji i mój zawód nie wynikał z nagłej rotacji obsady bohaterów. Tu chodzi o problem zbieżny w naturze z tym, który miał „Wodny Świat”. Po prostu świat przedstawiony nie jest nawet za grosz wiarygodny. Relacje społeczne po końcu świata są nakreślone na szybko i mało dokładnie. Wyraźnie widać, że „Wake” cierpi na zbyt małą liczbę dostępnych zeszytów. Łatwiej jest w pięciu zeszytach przedstawić dobrą historię osadzoną w świecie nam znanym i bliskim. Ale pięć zeszytów na ukonstytuowanie zupełnie nowego, fantastycznego uniwersum, stworzenie bohaterów, utkanie intrygi i jeszcze zaserwowanie satysfakcjonującego finału? To za mało, i tyle. A, jak na złość, Snyder chciał na dokładkę wycisnąć z tak małej objętości jeszcze więcej niż w ogóle wypadałoby próbować. Efektem tego stała się fantasmagoryczna, niespójna opowieść, w której autor pływał po wierzchu swoich szalonych wyobrażeń, mających w jego myślach pewnie znacznie więcej sensu.

Pozytywnie na odbiór „Wake” na pewno nie wpływa niedbała kreska Seana Murphy’ego. Wszystkie dziesięć zeszytów wygląda na wyrwane ze szkicownika i naprędce pokolorowane. Niechlujne ilustracje w ogóle nie ułatwiają zrozumienia szalonej wizji scenarzysty, przez co cały komiks w efekcie wygląda na sklecony na prędko, na kolanie. Gdyby całą serię rozbudować o przynajmniej pięć kolejnych zeszytów, przytemperować odrobinę poziom szaleństwa i przygotować budżet pod zatrudnienie solidniejszego artysty, „Wake” mógłby być ciekawą powieścią obrazkową. W aktualnym stanie uważam jednak efekt pracy duetu Snyder-Murphy  za słabego reprezentanta możliwości utytułowanego scenarzysty historii z Batmanem. Tyle, na ile poznałem dorobek Scotta Snydera, ma on w swoim repertuarze wiele znacznie lepszych pozycji.

Subscribe
Powiadom o
guest


6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Vincent Venoir
9 lat temu

O proszę, zupełnie zapomniałem o tym, że komiks oryginalnie został podzielony na dwa trade’y i czytałem tylko jeden, który mi się podobał. Przez czekanie na następną część, zupełnie wypadło mi z głowy, że w ostatnich kadrach pojawia się przejście do umiejscowienia akcji w post apokaliptycznej przyszłości i… chyba wyszło mi to na dobre 🙂 A od Murphy’ego wszyscy polecają mi Punk Rock Jesus, po którego mam zamiar sięgnąć niebawem, bo pokochałem ten jego brudny i pewny styl.

KoZa
Reply to  Vincent Venoir
9 lat temu

Zaskoczyłeś mnie, że podchodzi Ci kreska Murphy’ego – mi kompletnie nie leży. Według mnie Ty i ekpia z Artifexu rysujecie nieskończenie lepiej. ;-]
Co do drugiego tomu – tak, raczej szczęśliwie Cię ominął. :-]

DD
DD
9 lat temu

Czy tylko ja lubiłem „Wodny świat”?

KoZa
Reply to  DD
9 lat temu

Też kiedyś go lubiłem. Przestałem, jak obejrzałem po wielu latach przerwy. Przez strasznie długi czas nie rozumiałem, czemu ludzie się czepiają… do niektórych filmów lepiej nie wracać.

DD
DD
Reply to  KoZa
9 lat temu

A mi właśnie podobał się bardziej po paru latach 😛

KoZa
Reply to  DD
9 lat temu

Zazdroszczę. 😛

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

6
0
Would love your thoughts, please comment.x