Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tony Hawk's Project 8 – Jeszcze jeden trick, jeszcze tylko jeden!

T

Seria gier z Tonym Hawkiem na okładce to taki sztandarowy przykład tasiemca, przy którym podstawowa algebra zaczyna zawodzić, a do zliczenia wszystkich części cyklu wraz ze spin-offami wymagane jest wspięcie się na wyższe szczeble matematycznej abstrakcji. Po krótkiej umysłowej gimnastyce udało mi się dojść ostatecznie do wiarygodnych wyników – omawiany poniżej Project 8 jest… cóż, ósmym „pełnym” tytułem z kolei, pomijając rozmaite reedycje.

Trzeba przyznać, że seria ta sporo już przeżyła, a poziom kolejnych odsłon potrafił być najróżniejszy, ale zawsze plasował się zdecydowanie ponad przeciętną. Po rewelacyjnej tetralogii Por Skater przyszła pora na powiew ożywczego dresiarstwa wraz z dwiema odsłonami Undergrounda (który to podtytuł był w owych latach naprawdę modny). Później nastały czasy przekombinowanego, niedopracowanego i tnącego się chyba na każdej platformie American Wastelanda, który mimo wszystkich swoich wad zrobił bardzo duży krok w stronę freeroamu. A P8? Cóż, to już po prostu ostatni krok na ścieżce prowadzącej do w pełni otwartego świata. Ale też coś więcej. Wreszcie odświeżono grafikę (sic!), przemodelowano rozwój postaci czy chociażby zrobiono solidne sesje motion-capture z większością – jeśli nie ze wszystkimi – występującymi w grze pr0.

Czy w takim razie Project 8 stał się ponownie synonimem doskonałości, tak jak to kiedyś miało miejsce z THPS2? Cóż, aż tak dobrze, niestety, nie jest. Ale powiem wam jedno – obecny jest tu duch starych, dobrych Pro Skaterów, co oznacza dziury czasoprzestrzenne naprawdę pokaźnych rozmiarów w naszym życiorysie…

Hi, my name is Tony Hawk

Podobnie jak m.in. w Underground 2, naszym mentorem, przewodnikiem i ogólnie rzecz biorąc Yodą jest nie kto inny, jak właśnie ów wirtuoz czterech maleńkich kółek, Tony Hawk. Do dyspozycji dostaliśmy sporych rozmiarów miasto, którego kolejne dzielnice będziemy odblokowywali wraz z postępami w rozgrywce. A czym te postępy są wyrażone? Otóż, Tony postanowił znaleźć ośmiu najlepszych skate’ów-amatorów i zrobić z nich gwiazdy. Do Project 8 przystąpiło łącznie 200 zainteresowanych z całej okolicy, a my – rzecz jasna – startujemy z samego dołu i mamy się wspiąć na szczyt.

Swojego skilla, wraz z miejscem w rankingu, będziemy mogli szlifować na – dosłownie – pierdylionie zadań rozsianych po wszystkich dzielnicach. Jest tu po prostu wszystko! Ścieżki do przebicia manualami, krawężniki do grindowania, przepaści do przeskoczenia, bobry do uratowania, butelki taniego winiacza do zebrania. Na szczęście, twórcy pamiętają, że kwintesencją wszystkich części był mimo wszystko tryb Classic i nie zabrakło go również tym razem. Niewtajemniczonym graczom spieszę z wytłumaczeniem. Podczas tego modułu rozgrywki dostajemy 10 zadań do wykonania w obrębie jednej dzielnicy i tylko 2 minuty, by się ze wszystkim wyrobić. Jeśli chcemy uzyskać najwyższe notowanie, musimy się spiąć i rozbić bank za jednym zamachem.

Co ciekawe, nie tylko ukończenie każdego z klasycznych wyzwań jest podzielone na trzy stopnie jakości – amateur, pro oraz sick. Identycznie ma się sprawa z ok. 80% pozostałych zadań. Jeśli satysfakcjonują nas najniższe noty, możemy zakończyć na krótkim grindzie i poszukać jakiegoś innego zajęcia. Jeśli jednak marzy nam się miejsce na podium, musimy w każdym przypadku wykręcić chory wynik. I możecie mi wierzyć, że wymogi stawiane przed graczem w takiej sytuacji są naprawdę CHORE. Praktycznie zawsze trzeba powtórzyć podejście kilkanaście razy, przemierzyć „na sucho” trasę, nauczyć się na pamięć każdego krawężnika. Project 8 w żadnym razie nie jest grą łatwą! Na szczęście, wyzwania zostały tak zbalansowane, że nawet nowi gracze powinni sobie poradzić, gdyż pierwszych 6-7 godzin gry to łagodna rozbiegówka.

These were some sick moves, dude!

A co się zmieniło, poza wspomnianymi wyżej rzeczami? Trochę tego się nazbierało. Między innymi na nowo został przemyślany stopień realizmu – czy raczej jego braku. Wykręcanie 1440 stopni obrotu bez zadyszki jest już pieśnią przeszłości. Sporo więcej uwagi trzeba też poświęcać lądowaniu, gdyż teraz znacznie łatwiej połamać sobie gnaty, jeśli trochę zboczymy z toru lotu. A co do łamanych gnatów – z tą jakże przyjemną czynnością też jest połączona mini-gra! Jak łatwo się domyślić, polega na złamaniu możliwie wielu kości. Niestety, moduł ten nie został zbyt dobrze dopracowany i tak naprawdę nadal, po wielu godzinach gry, nie do końca rozumiem od czego zależy skuteczne maltretowanie naszej postaci.

Kolejnym novum jest opcja Nail the Trick. Po odpaleniu specjalnego typu wyzwania, kamera zostaje na czas skoku wycentrowana na nogach dzielnego skatera, a my – za pomocą obu analogów – odpowiadamy za… każdą ze stóp z osobna. Oczywiście, cel jest prosty i oczywisty, czyli wykręcenie możliwie chorego combosa. Pomysł po prostu genialny, a do tego – świetnie zrealizowany. Warto dodać, że ostały się takie „ficzery” z poprzedniczek, jak np. tryb focus, pozwalający na spowolnienie czasu, czy też reverty – tricki, pozwalające ciągnąć wszelkie combosy niemal w nieskończoność.

Jako się wcześniej rzekło, remanentowi podległa również oprawa graficzna i animacje. Niestety, o ile motion-capture wyszedł naprawdę nieźle, co świetnie widać przy wspomnianym Nail the Trick, o tyle strona video kontynuuje złą passę serii. Ostatnim tytułem firmowanym przez Tony’ego Hawka, który naprawdę prezentował się dobrze, był chyba… THPS3. Wszystkie następne – jak i niestety Project 8 – pozostają w tyle za aktualną generacją gier o tak circa 2 lata. I to widać. Bardzo. Tekstury są marnej jakości, modele brylaste, a cienie… No, cieni za bardzo po prostu nie ma. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że – niczym American Wasteland – THP8 potrafi strasznie szatkować framerate i częstować graczy okazyjnymi pokazami slajdów! Zastosowany engine powinien się znaleźć albo na wysypisku, albo w słowniku, przy definicji określenia „epic fail”.

Na szczęście, elementem nadal trzymającym bezwzględnie wysoki poziom jest oprawa dźwiękowa. Tradycyjnie, soundtrack po prostu miażdży swoją jakością i doborem utworów. Co powiecie na Wolfmother i Eagles of Death Metal? A to tylko pierwsze przykłady z brzegu – takich rodzynków jest w tym cieście po prostu cała masa!

I want you on Project 8

Jeśli nie graliście dotąd w żadnego Tonyego Hawka, a wizję jazdy na desce rodem z konkurencyjnego Skate uważacie za nazbyt realistyczną, to THP8 jest tytułem dla was. Ponieważ, widzicie, to taki przypadek gry, gdzie wszystkie usterki techniczne odstawia się na bok, gdyż grywalność jest niemal bezbłędna i bliska doskonałości. Project 8 mógłby spokojnie służyć za definicję syndromu jeszcze jednego tricka, jeszcze jednego wyzwania. Jeśli siądziecie „na chwilkę” do konsoli, siup-dup i już zżarło wam dwie godziny życiorysu. Ot tak, siup-dup.

A jeśli jesteście starymi wyjadaczami i graliście większość poprzednich przednich przedstawicieli serii? Niżej podpisany – zaliczający się zdecydowanie do omawianej kategorii ludzi – stwierdza z ręką na sercu, iż Project 8 po prostu nie możecie ominąć. Tony Hawk nadal rządzi i tyle. Poniżej, w ramce, widnieje 8/10 – do dziewiątki zabrakło niestety szlifu technicznego. Jeśli potraficie jednak przeboleć kulejący engine, to i jedno oczko możecie sobie spokojnie doliczyć.

2008-12-18. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x