Peter Molyneux jest znany w świecie komputerowej rozrywki, jako twórca niebojący się nowych czy wręcz nowatorskich rozwiązań. To jemu zawdzięczamy świeże spojrzenie na rozgrywkę – między innymi dzięki takim produkcjom, jak Black & White” Na wieść, iż ów guru graczy wzięło na swoją deskę kreślarską projekt gry cRPG, świat oszalał. Oto była wreszcie okazja na coś nowego w gatunku, który starym wyjadaczom wydaje się już skostniały. Fable stał się nadzieją na oryginalność i renesans komputerowych gier fabularnych. A jaki jest efekt pracy Molyneux? Cóż, niestety, nie w stu procentach zbieżny z oczekiwaniami publiki…
Zacznijmy od tego, iż Zapomniane Opowieści są swego rodzaju pastiszem całego dorobku cRPG. W tym przypadku rzuca się w oczy przede wszystkim historia głównej postaci – bezimiennego herosa, który po ataku bandytów na rodzimą wioskę trafił do… Gildii Bohaterów. Brzmi śmiesznie? To dopiero początek! Wraz z rozwojem wydarzeń, pojawiają się kolejne, dobrze znane graczom wątki z różnych produkcji (np. poszukiwania legendarnego miecza, niemalże półboskie korzenie młodego wyzwoliciela, etc.). Z jednej strony, to rozwiązanie cieszy i śmieszy; z drugiej – sprawia, że nie ma szans na choćby najmniejsze zaskoczenie. Jeśli ktoś miał nadzieje na tajemniczość i przytłaczającą atmosferę rodem z Planescape: Torment lub rozmach Baldur’s Gate II, to niech lepiej porzuci wszelkie złudzenia albo po prostu odpuści sobie Fable. Kolejnym mankamentem tego prześmiewczego rozwiązania jest długość gry – trzeba by się chyba bardzo ociągać, by wydłużyć czas przejścia powyżej 15 godzin (według licznika przy zapisach stanu rozgrywki)! Ponadto produkcji tej brakuje jakiegokolwiek replay ability – po jednorazowym ukończeniu, nic nie ciągnie do powtórzenia przygody, gdyż wszelkie tajemnice można odkryć za pierwszym podejściem.
Mimo iż warstwa merytoryczna Fable summa summarum jest argumentem na niekorzyść zespołu Molyneux, nie da się odmówić ich dziełu wielkiego uroku i licznych zalet. Na pierwszy ogień warto wziąć rozgraniczenie między dobrem i złem. W zależności od naszego zachowania (moralnego, bądź też nie), zmienia się wygląd wirtualnego alter-ego. W skrajnych przypadkach można otrzymać mrocznego podróżnika z biesimi rogami albo świętego wojownika z aureolą, unoszącą się nad głową. Problem w tym, ze jeśli wyjdziemy z założenia, iż chcemy wykreować anioła stróża, a mimo wszystko zdarzy nam się skok w bok i zetniemy kilkadziesiąt niewinnych kmiotków z pobliskiej wsi, to i tak utrzymamy bezproblemowo status chodzącej cnoty. Ten błąd bardzo niekorzystnie wpływa na wiarygodność rozgrywki. Niemniej jednak, sam pomysł i jego wizualna realizacja zasługują na standing ovation!
Kolejnym aspektem, będącym zarazem wadą i zaletą, jest ekwipaż bohatera. Minusem jest jego raczej skromna ilość – kilkanaście typów broni i do tego różne odmiany magicznych dodatków, które jednak ilościowo nie budzą choćby najmniejszego respektu, gdy zostaną zestawione z innymi przedstawicielami gatunku. Z drugiej strony, wykonanie wszystkich elementów jest niezwykle pieczołowite, zostawiając pod tym względem inne tytuły gdzieś daleko za sobą. Każdy z unikalnych mieczy (a tych jest nawet sporo, w stosunku do wersji podstawowych) ma swój własny design. Ponadto wygląd pancerzy jest absolutnie genialny! Gdyby tylko różnorodność była większa, to nie byłoby można mieć żadnych uwag.
Bardzo dobrze jest również rozwiązany rozwój postaci. Dzięki pełnej bezklasowości, można bez najmniejszych problemów zrobić wojownika, miotającego ogniste kule. Ciekawym rozwiązaniem jest podzielenie zdobywanego doświadczenia na cztery typy: ogólne, siły, zręczności i magii (za pierwszy rodzaj można kupić każdą umiejętność, a za pozostałe jedynie z określonej grupy). Szkoda tylko, że przy odrobinie wysiłku da się bardzo szybko stworzyć nieśmiertelnego niszczyciela – spowolnienie zdobywania doświadczenia wyszłoby „Fable” zdecydowanie na zdrowie. Nie wypada też zapomnieć o wachlarzu czarów, który, choć podobnie, jak ekwipunek, nie jest szczególnie rozbudowany, wystarcza całkowicie na 15 godzin zabawy. Dzięki takim zaklęciom, jak spowolnienie czasu, walka wygląda jeszcze efektowniej, a przyjemność z ubijania demonów rośnie lawinowo! Twórcom nie można zarzucić braku staranności – efekty używania magii wyglądają wprost bajecznie!
Można też w bardzo łatwy i przyjemny sposób wpływać na zewnętrzny wygląd herosa (ten niezwiązany z ścieżką dobra bądź zła). Gracz ma do wyboru liczne uczesania, sposoby golenia oraz tatuaże. Można nawet sobie wybrać świetlaną, bądź mroczną odmianę zbroi płytowej, co jest bardzo miłym akcentem dla wszelkich paladynów i masowych morderców-gwałcicieli. Ponadto po skórze postaci można poznać, ile mniej więcej lat ma już na karku. Gdy kończyłem przygodę, mój emeryt miał całe ciało zorane zmarszczkami i starymi bliznami (obserwowanie pojawiania się kolejnych szram na twarzy jest bardzo ciekawym zajęciem). Uważam to za niezwykle eRPeGowe rozwiązanie, którego zawsze mi brakowało w innych produkcjach. Z drugiej strony, można po prostu paść na ziemię z silną nerwicą, gdy człowiek sobie uświadomi, że, owszem, bohater się starzeje, ale już cała reszta NPC-y nie. Komentarzy brak…
Z prowadzeniem postaci jest związany kardynalny błąd twórców – absolutny brak rozbudowanych linii dialogowych. Wszelka interakcja z postaciami, które mają nam coś do zlecenia, ogranicza się do wybierania odpowiedzi „tak” lub „nie”. W Fable mało jest także zdobywania zadań w tradycyjny sposób, czyli poprzez rozmawianie z ludźmi np. w karczmie. Większość prac jest nam zlecana poprzez „karty misji”, które dostajemy bezpośrednio w Gildii Bohaterów. Z tego powodu rozgrywka ogranicza się prawie do samej walki… Na usprawiedliwienie twórców można wspomnieć jedynie o bardzo rozbudowanym systemie „wyrażeń”. Są to specjalne ruchy, które pozwalają nam na przykład rozbawić lub rozzłościć NPCów. W rzeczywistości jednak zabawę nimi kończy się po kilku minutach, gdyż dekapitowanie przeciwników jest mimo wszystko ciekawszym zajęciem.
Ostatnim ważnym elementem jest walka. Ta, choć bardzo efektowna i przyjemna, jest również strasznie uproszczona i w gruncie rzeczy, nie daje większej satysfakcji (w szczególności, że w Fable nie ma raczej żadnych trudniejszych potyczek). Wszystko ogranicza się do ustawiania w kierunku wroga i naciskaniu lewego przycisku myszy, czasem wspomaganego prawym, odpowiedzialnym za czary. Nałogowe korzystanie z łuku też raczej jest pozbawione większego sensu, gdyż przy tej ilości przeciwników, zalewających bohatera, mało jest czasu na celowanie. Zdecydowanie najlepiej sprawdza się wspomniany czarujący wojak.
Zapomniane Opowieści są zdecydowanie jedną z ładniej prezentujących się gier w kategorii cRPG. Ze względu na taką jakość grafiki spokojnie można uznać wymagania sprzętowe za sensowne – gra jest naprawdę porządnie zopytmalizowana. Całe szczęście nie czuć w tym aspekcie konsolowego rodowodu (Fable był przygotowywany również na pierwszego Xboxa). Inaczej sprawa się ma ze sterowaniem, które nie przypomina tradycyjnych gier PC, ale jest zdecydowanie łatwe do opanowania. Gdyby tylko ekipa Molyneux pokusiła się o stworzenie bardziej rozległego świata, którego spenetrowanie zajmowałoby graczowi więcej czasu, niż 15 godzin, można by mówić o naprawdę ciekawej produkcji. A tak? Cóż, według mnie Fable jest dobry i wart uwagi, ale… bez większych rewelacji.
2006-05-07