Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Sherlock Holmes 2: Gra cieni – Błyskotliwy powrót błyskotliwego detektywa

S

Guy Ritchie jest jednym z tych twórców, którym po prostu ufam. Widziałem prawie wszystkie jego filmy i w najgorszym wypadku nie schodził poniżej niczego, co w moim subiektywnym rankingu oceniłbym jako bardzo dobre. Na ogół zaś oscylował gdzieś w okolicach absolutnej rewelacji. O pierwszy film z Downeyem Jr. w roli Sherlocka Holmesa obawiałem się tylko do momentu, kiedy dowiedziałem się, kto jest reżyserem. O drugi film już w ogóle się nie martwiłem. Ponieważ reżyser się nie zmienił.
Fabuła „Gry cieni” nawiązuje bezpośrednio do wydarzeń z „jedynki”. Szczęśliwie, nie trzeba być świeżo po seansie, by dobrze się bawić, choć jeśli ktoś poprzedniczki w ogóle nie oglądał, na seans z drugą częścią raczej wybierać się nie powinien. Tym razem Sherlock trafia wreszcie na godnego siebie przeciwnika oraz na sprawę detektywistyczną, która ma szansę przejść do historii. Profesor Moriarty, pracujący wytrwale na tytuł Napoleona zbrodni, zaczyna usuwać ze swojej drogi kolejne pionki, mając na celu również jedyne osoby, które uważa za ewentualne zagrożenie – Holmesa i Watsona. Jedną z podstawowych zagadek jest zaś kierunek, w którym zmierza prowadzona przez niego gra.

Kontynuacja przygód legendarnego detektywa jest bardzo odmiennymi filmem od obrazu z roku 2009. Tym razem nie będziemy spacerowali wyłącznie po zatłoczonych uliczkach Londynu – w planach jest zwiedzenie sporej części Europy, raczej bez przystanku i chwili na wytchnienie. Jako się rzekło, zmieniły się również zasady gry, gdyż Sherlock Holmes nie mierzy się już z przeciwnikami intelektualnie wymoczkowatymi względem niego. Pomysł ten został zresztą świetnie wykorzystany w filmie, prezentując starcie dwóch wielkich umysłów. Mam też wrażenie, że „Gra cieni” jest bogatsza w detale, które początkowo wydają się kompletnie nieistotne, po czym powracają po godzinie seansu, okazując się kluczowymi elementami zagadki. Czułem się, jakby nie tylko Holmes prowadził grę z Moriartym, ale też Guy Ritchie z widzem. I bardzo mi się to podobało.

Co się tyczy Ritchie’go – nie wiem, czy jest drugi reżyser, który potrafiłby w tak dynamiczny i atrakcyjny sposób sfilmować przygody detektywa. Może jeszcze David Fincher potrafiłby tego dokonać – skoro umie zamienić zawody wioślarskie w połączenie dramatu z filmem akcji, to zapewne potrafi również wszystko inne. Wracając jednak do Holmesa – ta produkcja po prostu kipi od niesamowitych ujęć, świetnie wykorzystanych spowolnień czasu i pomysłowych konwencji monterskich. Guy Ritchie nie boi się też autoironii – zamiast operować jedynie sprawdzonymi zagrywkami z jedynki, potrafi sam się z nich naśmiewać.

Zdaję sobie sprawę, z faktu, że niektórzy bardzo źle przyjęli nowego Holmesa. Sam widziałem, jak ludzie wychodzą w trakcie seansu z kina, część znajomych miała też podobne doświadczenia. I, szczerze mówiąc, kompletnie nie wiem, z czego może to wynikać. Robert Downey Jr. oraz Jude Law są jak zwykle genialni w swoich rolach. Scenariusz ocieka błyskotliwym humorem, zaś fabuła wiedzie widza po swych trudnych do przewidzenia zakrętach. Do tego dochodzi piękna oprawa wizualna. Czego chcieć więcej? Wspominam o tym problemie, ponieważ zawsze staram się doradzić, czy na dany film warto poświęcić czas i pieniądze, czy też nie. Osobiście, „Grę cieni” polecam bez zawahania – dla mnie to jeden z najlepszych filmów ostatnich lat, bawiłem się po prostu wyśmienicie. Zaś po seansie miałem temat na naprawdę długą rozmowę ze znajomymi – mało który film potrafi aż tak zagrzać do dyskusji i roztrząsania szczegółów. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że jeśli przejdziecie się do kina, będziecie bawili się nie gorzej ode mnie.

Subscribe
Powiadom o
guest

20 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu

„Scenariusz ocieka błyskotliwym humorem, zaś fabuła wiedzie widza
po swych trudnych do przewidzenia zakrętach. Do tego dochodzi piękna
oprawa wizualna. Czego chcieć więcej?”
Zgodzę się co do dobrej, czy nawet jeszcze lepszej, gry aktorskiej, humoru oraz świetnych efektów wizualnych. Ale według mnie w tym filmie zabrakło właśnie fabuły… Która była idiotyczna i kompletnie bezsensowna. Ten film miałby sens tylko w przypadku, gdyby Holmes był Asasynem, a Moriarty Templariuszem. Oglądając film, miałem wrażenie, że byłem na całkiem dobrej komedii akcji, ale na pewno nie było to nic spod znaku zagadki i kryminału.
Żeby nie było – nastawiałem się, że to będzie Hollywoodzki Holmes nie mający nic wspólnego z książkowym – ale mimo wszystko oczekiwałem czegoś, co będzie miało w sobie chociaż krztę inteligentnej zagadki. A otrzymałem naprawdę dobrze zrobioną farsę. W zależności od tego co kto oczekuje, film można polecać lub nie. Ja jestem, co mnie bardzo dziwi, w mniejszości, nie dlatego, że filmu nie lubię, ale po prostu uważam, że był przeciętny.

KoZa
Reply to  Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu


Żeby nie było – nastawiałem się, że to będzie Hollywoodzki Holmes nie mający nic wspólnego z książkowym (…)”
Ja mam jedno podstawowe pytanie – ile powieści o Holmesie przeczytałeś? :] Ja mam na razie za sobą jedną – „Studium w szkarłacie” – i zaskoczyło mnie właśnie to, jak dużo wersja Ritchiego ma wspólnego z oryginałem. O konotacjach fabularnych się nie wypowiadam – ponieważ, jako się rzekło, tylko jedną opowieść znam – ale kreacja postaci jest zaskakująco trafna. 

Michał 'Niecny' Mallek
Reply to  KoZa
13 lat temu

Czytałem jedną książkę, która była zbiorem opowiadań z kilku innych pozycji o Holmesie, coś w rodzaju przekroju innych dzieł Książka mnie zachęciła, początkowo czytałem głównie dlatego, że wypada i miałem akurat w domu, więc pewnie sięgnę po kolejne części. Jednak mówiąc o Hollywoodzkim Holmesie miałem na myśli głównie tą całą walkę, strzelaniny i popisy akrobatyczne, a nie charakter. Ogólnie stosunki między Holmesem i Watsonem są oddane nad wyraz trafnie.  Czy oni sami także? Niestety nie pamiętam tak dobrze już książki.

KoZa
Reply to  Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu

To jest właśnie bardzo ciekawa sprawa – otóż, sam myślałem, że Sherlock na bank nie był szermierzem i świetnym bokserem. Obstawiałem, że trafniejszym przedstawieniem tej postaci jest to, co znamy ze starych filmów – wycofany wysoki mężczyzna, który raczej nie zażywa aktywności fizycznej. 
Gdy czytałem „Studium w szkarłacie”, mocno się zaskoczyłem – otóż, Doyle właśnie takiego Sherlocka stworzył. Boksera, szermierza i ekscentrycznego inteligenta (choć może mimo wszystko mniej ekscentrycznego niż w filmie). Ritchie dodał do tego zaś to, na czym się zna, czyli efektowne opakowanie, które na dobrą sprawę wcale nie ingerowało tak bardzo w oryginał (nie pamiętam, jak było z Watsonem i jego problemem alkoholowym; cały czas piszę tu też o warstwie kreacji postaci a nie stricte wątku fabularnym). 

Michał 'Niecny' Mallek
Reply to  KoZa
13 lat temu

Nie wiem dlaczego, ale nie mogę odpowiedzieć Ci niżej. (Zniknął przycisk) to odpowiem do wypowiedzi wcześniejszej…
Nie utożsamiałem  nigdy Holmesa z kimś takim jak Herkules Poirot wykreowany przez Agatę Christie. To, że był bokserem i szermierze i pewnie dobrze strzelał na dodatek to jedna sprawa. Jednak walka z kozakiem w stylu Prince of Presja, czy Assasins Creed to już jest Hollywood ;] Ale faktycznie może na wyrost jest to moje „nic wspólnego z książkowym”. Raczej chciałem akcent położyć na innej wersji, a nie na odcięciu się całkowitym.

KoZa
Reply to  Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu

Zablokowałem możliwość odpowiedzi powyżej któregoś tam „zakorzenienia”, żeby Disqus nie robił się za wąski. A jak odpowiedziałeś na wcześniejszy, to i tak kolejność zostaje zachowana, więc chyba to rozwiązanie się sprawdzi. :] (szkoda, że nie ma większych możliwości edycji tego zakorzenienia). 
A co do reszty komentarza: dla mnie to jest dosyć ciekawy zabieg i chyba nigdy się z niczym takim nie spotkałem. Otóż, według mnie, Ritchie głównie interpretuje wizualnie styl obu postaci, ale samego stylu za bardzo nie rusza. Wkłada stary koncept w możliwe najnowsze ramy – ciekawy zabieg i, jak dla mnie, jeszcze ciekawszy efekt. Ale myślę, że szerzej się na ten temat rozpiszę, gdy przeczytam więcej powieści Doyle’a. :]

Mr. ??
Mr. ??
13 lat temu

Jak dla mnie film bardzo dobry podobnie jak pierwsza część.
Tym razem jest podróż po Europie 1891 roku, akcja w pociągu z przebranym za kobietę Holmesem czy fabryce broni no i pierwszy samochód.
Moja ocena 8/10 dla obu części Sherlocka Holmesa Guya Ritchiego.  
 

Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu

O gustach się nie dyskutuje. My trochę podyskutowaliśmy, ale mimo różnic, i tak chciałem pogratulować Ci kolejnego udanego materiału. ;]
Możesz zdradzić jakie recenzje ukażą się w najbliższym czasie? Czy to tajne informacje? ^^

KoZa
Reply to  Michał 'Niecny' Mallek
13 lat temu

Osobiście, bardzo lubię tego typu „dyskusje o guście” – kiedy ludzie się nie atakują, tylko wymieniają poglądami. :]
A co do kolejnej recki – na pewno będzie to „Kot w butach” – mam już napisany tekst i nagrany głos, pozostało tylko zmontowanie.

Emmi
Emmi
13 lat temu

W moim odczuciu pierwsza część Sherlocka wypada lepiej niż „Gra cieni”, co oczywiście nie oznacza, że nowy Holmes jest zły, bo nie jest 🙂 Sherlock Holmes Ritchiego z 2009 roku był czymś odkrywczym i kipiał świeżością ukazania przygód jednego z najsłynniejszych detektywów. „Gra cieni” w pewnym stopniu powiela schematy przedstawione w jedynce, niektóre sceny ciągnął się za długo, a były też takie, których brak raczej nie wpłynąłby na fabułę. Co nie zmienia faktu, że film warto, ba, nawet trzeba zobaczyć 😉
Teraz czekam na recenzję „Kota w butach” 🙂

Adam Jank
Reply to  Emmi
13 lat temu

Jak wyżej, niestety. W „dwójce” zabrakło mi zagadkowości i tej nieco cięższej atmosfery. Niby tematyka taka, że można by ją kroić nożem – potężna wojna w Europie, wyścig zbrojeń – a wyszła lekka komedia ze świetnym zestawem fajerwerków. No i mam wrażenie, że pierwszy film był, bo ja wiem, bardziej stylowy.

KoZa
Reply to  Emmi
13 lat temu

„Kot w butach” będzie już niedługo. :]

Mikołaj
Mikołaj
13 lat temu

Sam film był niezły, ale rzeczywiście momentami się dłużył. Było też zdecydowanie za dużo slow-mo.

dociekliwy
dociekliwy
13 lat temu

Z innej beczki:
KoZa nie robiłeś kiedyś recenzji filmu Drive na gaminatorze, bo jeśli tak, to gdzieś ją wcięło

KoZa
Reply to  dociekliwy
13 lat temu

Nie, nigdy „Drive” nie recenzowałem (ale w skrócie: jestem zachwycony tym filmem). Za to mam w planach tekst o Ryanie Goslingu, więc może Cię w przyszłości zainteresuje. :] 
Swoją drogą, zdaje się, że się nie znamy – witam na blogu. :]

Tiszka
Tiszka
13 lat temu

Z jednym się nie zgodzę – zabrałam na „Sherlocka” moich znajomych, którzy jedynki nie oglądali. I powiem Ci, że bawili się świetnie 🙂 To jeden z tych filmów (czy może jedna z takich fabuł), gdzie każdą część można oglądać niemal samodzielnie, jakkolwiek znajomość innych na pewno podnosi poziom „funu” 🙂

i.l.s.h.g.c.i
i.l.s.h.g.c.i
13 lat temu

Mi się osobiście bardzo podobał. I racja- świetny temat na godzinne rozmowy 🙂

KoZa
Reply to  i.l.s.h.g.c.i
13 lat temu

Witam na blog, zdaje się, że pierwszy raz komentujesz. :] Swoją drogą, przyznaję, że Twój nick nie należy do najłatwiejszych do napisania. ;-]

DD
DD
13 lat temu

Dla mnie zdecydowanie gorszy od cz. pierwszej. Jakiś taki nijaki, brak głębi, intrygi- za to dziur w fabule mamy aż nad to. No ale opinia opinią.

Wolverinka
Wolverinka
12 lat temu

O tak, taka wersja Sherlocka Holmes’a mi zdecydowanie pasuje. Same książki sir Artura Conana Doyla jakoś nigdy do mnie nie przemawiały. Zdecydowanie bardziej wolę Herculesa Poirot 🙂 no, ale wracając do filmu. To obie części mi się bardzo podobały. Może jedynka troszkę bardziej, ale to tylko troszkę

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

20
0
Would love your thoughts, please comment.x