Na „Saharę” Brecka Eisnera poszedłem z nadzieją, iż obejrzę sobie wartki, nie wymagający myślenia film przygodowy. Obietnica ujrzenia następcy Indiany Jonesa wydawała mi się dość kusząca. Niestety Dirk Pitt (Matthew McConaughey) nie dorasta do pięt swemu protoplaście. Wyszedł z tego kolejny nudny film akcji.
Produkcja oparta na prozie Clive’a Cusslera zabiera nas na przeszło dwie godziny w malownicze plenery Afryki, gdzie wspomniany bohater ma za zadanie odnaleźć wrak pancernika z czasów wojny secesyjnej. Los stawia na jego drodze piękną panią doktor Evę Rojas (Penélope Cruz), która poszukuję przyczyny epidemii, zagrażającej Nigerii i Mali. Sprzeczne z pozoru cele nie przeszkadzają naszym bohaterom w zawarciu sojuszu i wspólnym rozwiązywaniu teorii spiskowej dziejów.
Na pierwszy rzut oka, fabuła jest wręcz ideałem, jeśli chodzi o filmy przygodowe. Niestety, w trakcie seansu szybko doszedłem do wniosku, że brakuje mi czegoś bardzo ważnego – dynamiki. Niektóre sceny trwają niemiłosiernie długo, co dla filmu przygodowego jest gwoździem do trumny. Co gorsza, sceny pościgów też nie powodują podniesienia się poziomu adrenaliny. Nie dość, że brakuje im finezji, to jeszcze efekty specjalne nie powalają wykonaniem. Fakt ten może dziwić, gdyż w produkcję wsadzono 130 milionów dolarów.
Największym zaskoczeniem był jednak dla mnie odtwórca głównej roli. Pamiętacie Matthew McConaughey’ego z „Kontaktu”, gdzie prezentował typ spokojnego myśliciela? Cóż, zmienił się wręcz nie do poznania – teraz obwodem swojego bicepsa mógłby spokojnie konkurować z Arnoldem. Niestety, wraz z przyrostem masy mięśniowej, ubyło mu gdzieś po drodze uroku…
Oczywiście, film ma też mocne strony. Najlepiej spisuje się Steve Zahn, odtwórca roli Ala Giordino – pomocnika Dirka. Mimo iż dialogi nie są najwyższych lotów, on potrafi z nich wykrzesać tę iskrę, która zawsze śmieszy publiczność. Drugą mocną stroną produkcji, są wspomniane plenery, które naprawdę mogą cieszyć oko.
„Sahara” byłaby może i filmem godnym polecenia, gdyby nie to, że w ramach kina przygodowego są znacznie lepsze pozycje. Z drugiej strony, jeśli ktoś jest zatwardziałym fanem gatunku, to nie powinien być zbytnio zawiedziony. Jeśli zaś o mnie chodzi, to cieszę się, że producent wykupił licencję na utwór „Sweet Home Alabama”, który bardzo umilił mi projekcję.
24.04.2005
Chyba widziałem ten film w telewizji. O dziwo działo się sporo, ale nudno. Ciekawszy już dla mnie był „Hidalgo” Z Mortensenem, gdzie akcji było jak na lekarstwo 🙂
ten film dość często jest emitowany w telewizji na tvnie lub polsacie, filmy nie miałem okazji obejrzeć.