Nie mogę powiedzieć, żebym nie darzył „Robocopa” sentymentem. Kiedy się było małym, tego typu kino było zakazane – i nie bez powodu, to jeden z tych filmów, które faktycznie są bardzo krwawe i brutalne. Tym bardziej obejrzenie go za młodu robiło wrażenie. Ba, lubiłem nawet kontynuację, do której scenariusz napisał Frank Miller, a która jest chyba ze sporą zgodnością fanów uważana za abominację. Byłem niezbyt rozgarnięty, dzięki czemu brak sensu i fabularny bełkot kompletnie mi nie przeszkadzały. Tak, „Robocop”, to jedna z tych marek, które wyryły mi się w pamięci z lat 90-tych.
Ale! Tak, jest tu pewne „ale”. Otóż, o ile ów sentyment do marki czuję, to nie jest on bynajmniej fanatyczny. Jasne, miło mi się wspomina cybergliniarza, ale nie czułem żalu do całego świata, że ktoś śmie go wskrzesić i jeszcze raz, od nowa, puścić do akcji. Nie miałem też żadnych konkretnych oczekiwań, a ewentualną porażkę przyjąłbym najprawdopodobniej ze stoickim spokojem.
I tak dochodzimy do roku 2014, kiedy to do kin trafia remake Robocopa. Szczerze mówiąc, nie wierzyłem, że z tego filmu może wyjść coś dobrego. Już informacje o obniżeniu wieku docelowego widza straszyły – oryginał był klasyfikowany bodaj jako 18+, zaś teraz mamy do czynienia z marnym 13+. Istniało też poważne ryzyko, iż będzie to kolejna przegadana produkcja, z której wszystkie sceny akcji zostały wycięte i pokazane w trailerze.
Cóż, myliłem się. A dzięki temu, że się myliłem, czas w kinie spędziłem naprawdę przyjemnie.
Mamy tak zwaną „niedaleką przyszłość”. Stany Zjednoczone zrobotyzowały już praktycznie cały świat – oczywiście w imię pokoju, dobra i „the American way”. Niestety, tak jak sami mieszkańcy USA chętnie widzą roboty pilnujące porządku na ulicach Teheranu, tak już nie za bardzo chcą je mieć na Times Square. Obawiają się, że roboty mimo wszystko nie wiedzą co jest dobre, a co jest zł. Póki nie wiedzą tego w Azji, Europie czy Afryce, to wszystko jest dobrze. Gorzej, kiedy nie wiedzą tego, przebywając na amerykańskim osiedlu.
Łatwo się domyślić, że producentowi wszystkich tych zrobotyzowanych strażników marzy się zmiana tego stanu rzeczy – amerykański rynek jest szczególnie łakomym kąskiem. Musi jednak najpierw wymyślić rozwiązanie, które i sprawnie obejdzie ograniczenia legislacyjne, i przekona do siebie samych klientów. Potrzebuje maszyny z duszą, która będzie potrafiła posługiwać się ludzkim kodeksem moralnym. Potrzebuje człowieka w robocie. Potrzebuje Alexa Murphy’ego, którego właśnie ktoś wystrzelił w kosmos, detonując mu samochód pod blokiem.
Tak właśnie zaczyna się historia dobrego gliniarza, który trafił w łapy stereotypowej korporacji. I, przyznaję, jest to historia naprawdę przyjemna.
To, co się rzuca w oczy, to fakt, że twórcy chcieli poświęcić trochę swojego czasu, by w filmie było coś więcej niż drętwe dialogi i widowiskowe wybuchy. Ostatnio miałem wrażenie, że produkcje science-fiction mają coraz mniej „science” w sobie, a więcej niczym nie uzasadnionej „fiction”. Ot, jeśli coś się składa z ekranu dotykowego i systemu operacyjnego przypominającego DOS-a, to na pewno jest to już „science”, żadne dalsze podstawy naukowe nie są potrzebne. W przypadku „Robocopa” jest w tym zakresie znacznie lepiej – nie brakuje tu radosnego bełkotu naukowców, który ma nawet jakiś tam śladowy sens. Co więcej, same działanie korporacji też zostały przyzwoicie zakotwiczone w rzeczywistości – obserwowanie, jak ledwo żywy gliniarz zmienia się w obiekt badania na grupach fokusowych, robiło wrażenie i ciekawiło.
Największą zaletą takiego stanu rzeczy jest to, że twórcy zredukowali ilość ckliwych, drętwych dialogów do niezbędnego minimum. Oczywiście, są sceny, w których Alex rozmawia ze swoją żoną, dzieckiem czy najbliższym przyjacielem. Jesteśmy też świadkami dramatu, jaki przeżywa on i jego rodzina. Ale dla równowagi dostajemy też bardzo rozbudowane sceny z życia korporacji czy z wnętrza fabryki/laboratorium, w której Robocop jest tworzony. Całość zaś jest komplementowana bardzo sprawnie nakręconymi scenami akcji. Nie są to może ujęcia, które przejdą do klasyki kina, ale żadnemu z nich nie można było odmówić rzemieślniczej solidności. Zaś wszystkie walki z udziałem wykorzystywanej przez Alexa poszerzonej rzeczywistości wypadły niezwykle zmyślnie.
Mocną stroną filmu, która winduje wszystko na znacznie wyższy poziom, jest aktorstwo. To jest właśnie urok zatrudniania geniuszy do filmu o robocie-gliniarzu. To są po prostu ludzie, którzy ze wszystkiego zrobią widowisko. Samuel L. Jackson jako prezenter telewizyjny sprawił, że chciałbym godzinami oglądać podobnie stronnicze programy publicystyczne – tak długo, jak długo właściciel portfela z napisem „Bad Motherfucker” by je prowadził. To człowiek, który z komentowania wyglądu kotleta potrafiłby zrobić równocześnie dzieło sztuki i kino akcji najwyższej próby. Do tego dochodzi jak zwykle błyskotliwy Gary Oldman w roli naukowca odpowiedzialnego za Project Murphy. Miło było mi również zobaczyć Michaela Keatona, który wcielił się w szefa korporacji – dawno go nie widziałem na wielkim ekranie. Smutno było tylko patrzeć, jak Batman porzuca swoją maskę, by zająć się w pełnym wymiarze szefowaniem korporacji w imię zła i konsumpcjonizmu. Cóż, widać każdego można złamać. Na deser zostawiłem Joel Kinnaman, o którym można powiedzieć dwie rzeczy – został świetnie dobrany do roli i świetnie sobie z tą rolą poradził. Dotąd nie kojarzyłem go w ogóle, od tej pory może będę go pamiętał.
Bynajmniej jednak nie twierdzę, że „Robocop” jest bezbłędny. Niestety, mimo ogólnie wysokiego poziomu scenariusza, zakradło się kilka bardzo wątpliwych rozwiązań fabularnych. Psuły one odbiór całości tym bardziej, że naprawdę niewiele brakowało do takiego stanu, w którym nie byłoby się w ogóle do czego przyczepić. Jako jednak że cała reszta filmu świetnie tuszuje te pomniejsze wpadki, wrażenia po seansie miałem wyborne. Tak, bolał trochę obniżony rating i z miłą chęcią bym obejrzał ten obraz w wersji brutalniejszej, ale… muszę też uczciwie przyznać, iż nie jest to aspekt, który ciągle by przykuwał moją uwagę podczas oglądania. Prawda jest taka, że coraz więcej przemocy można wcisnąć do filmów „13+” i w „Robocopie” to widać. Jeśli więc nie macie szalenie silnego sentymentu względem starej serii i nie uważacie, że jedyna słuszna wersja robo-gliniarza, to ta z roku 1987, to myślę, że możecie zacząć sobie planować czas na seans.
Hm… Ciekawe jaki będzie dla fanatyków 1

P.S. Kolejna świetna recenzja
Dzięki, cieszę się, że tekst się podoba! :-]
A co do recenzji fanatyków, to wiesz… spodziewam się standardu. Że nie ten klimat, że flaki nie eksplodują etc. Żeby jednak nie było – ja rozumiem takie podejście. Sam mam kilka filmów, których remake’ów pewnie nie mógłbym przetrawić nawet wtedy, gdyby cały świat twierdził, że są lepsze od oryginału. ;] Ten typ kinematograficznej miłości tak już ma. ;]
poczekam z oceną do wersji blu ray, bo w mojej głowie jest tylko jedno – GODZILLA!

Kilka filmów? Zdradziłbyś jakie?
Gdyby ktoś zrobił remake „Blues Brothers”, to pewnie sam siebie bym wystrzelił w kosmos, żeby nie być nigdzie blisko świata, w którym takie rzeczy są możliwe. ;]
Właśnie dałeś pomysł scenarzystom XD Remake nie byłby mile widziany, ale spin-off? Metal Brothers albo Rock Brothers byłoby ciekawe
To już od biedy tak, ale tylko pod warunkiem, że Jack Black będzie zaangażowany. ;]
Jack Black w podwójnej roli <3
Powiem Ci, że to mogłoby być naprawdę dobre, w szczególności, jeśli ktoś to potrafiłby nakręcić z szacunkiem do oryginalnych Blues Brothers. :]
Ogólnie, kocham chyba wszystkie produkcje muzyczne/związane z muzyką, w które angażuje się JB. :]
„Ogólnie, kocham chyba wszystkie produkcje w które angażuje się JB. :]”
Zrobiłem ci taki mały edit XDD
Za reżyserię mógłby odpowiadać John Landis, twórca Blues Brothers, pod warunkiem że scenariusz napisze wspólnie z Danem Aykroydem
Zgadzam się. Świetna recenzja. A co do samego filmu, to już od momentu obejrzenia trailera wydawało mi się, że coś z tym filmem jest nie tak…ale pojawia się coraz więcej pochlebnych (a przynajmniej nie negatywnych) recenzji, więc, kto wie, może i ja się na seans skuszę?
Miło czytać, że tekst się podobał – dzięki! :-]
Co do filmu – jeśli nadal masz poważne wątpliwości albo jesteś fanem oryginału, to bezpieczniej może być poczekać na DVD/TV. W takiej sytuacji inwestowanie ok. 30 zł w bilet kinowy może być… ryzykowane. ;]
Tak chyba i zrobię. Jakoś ostatnimi czasy nie ciągnie mnie do kina
telewizor musi mi się zamortyzować 
A co do „Robocopa”, to muszę sobie odświeżyć oryginał, żeby sobie przypomnieć za co ja tak nie lubię tego filmu 
Ostatnio jedyna premiera, na którą jeszcze czekam to „Obrońcy skarbów” Clooneya. I pewnie to będę chciał zobaczyć w kinie
Ja też jestem zadziwiony ilością pozytywnych recenzji, ale wychodzi z nich ten sam wniosek: jak oryginalny Robocop (i serial przy okazji) był satyrą na zachowanie korporacji w latach 80., tak nowy jest satyrą na korporacje współczesne: choćby te badania rynkowe, o których było wiadomo na długo przed premierą filmu i które uważałem za idealnie pasujące.
Jak wyzdrowieję, przejdę się do kina.
W takim razie, jak dojdziesz do siebie i się wybierzesz, to daj znać, jak Ci podeszło. A co do serialu – była jakaś sensowna seria z Robocopem? Pamiętam tylko serial animowany (bodaj Polsat wieki temu emitował), ale – jeśli dobrze kojarzę – jakość była raczej wątpliwa.
Animowanego Robocopa widziałem na wideo, na Polsacie dawno dawno temu leciał serial live-action (z tą holograficzną babeczką), który co prawda był PG-13, ale przykłady absurdalnych reklam i produktów zostały (nawet w kilku odcinkach robiły za plot device), oprócz tego był jeszcze miniserial, którego tytuł wyleciał mi z głowy.
A, i najciekawsze: Ed Neumeier i Michael Miner, twórcy oryginału, stwierdzili że remake im się podoba i jest dobrze zrobiony.
Dzięki, w ogóle nie miałem o tym pojęcia. Aż chętnie bym sięgnął. Muszę dodać do listy.
Bo ja to zawsze wygrzebię coś mało znanego, by nie powiedzieć brzydko kultowego. Nawet jeśli jestem człowiekiem który nigdy nie widział Rocky Horror Picture Show.
Też nadal nie widziałem Rocky Horror Picture Show… Ale robocopowe sugestie dopisałem sobie do listy polecanych. W sumie RHPS też mógłbym w końcu tam dopisać. ;]
Ostatnio miałem wrażenie, że produkcje science-fiction mają coraz mniej
“science” w sobie, a więcej niczym nie uzasadnionej “fiction”. Ot, jeśli
coś się składa z ekranu dotykowego i systemu operacyjnego
przypominającego DOS-a, to na pewno jest to już “science”
DAMN RIGHT!
Co do Robocopa – cieszę się, że go odświeżyli. Zaryzykuję nawet twierdzenie, że oryginał, to takie…kino niskiej klasy, jak filmy z Seagallem. Drętwe dialogi, wybuchy, przesadzona przemoc (mocno przesadzona). Jak to poprawili – jestem kupiony.
Co do oczekiwać, i psioczenia przed premierą – na „Dredd’a” ludzie też narzekali, a teraz? Już jest okrzyknięty kultowym i powstają petycje o kontynuację. Ludzi nie zrozumiesz.
PS: Najważniejsze – czy pozbyli się tej kretyńskiej sceny z robotem kroczącym wywracającym się na schodach?
„Jak to poprawili – jestem kupiony.”
Powiedziałbym, że dialogi są wręcz mocną stroną tego filmu (oczywiście, w kontekście kina akcji). Kilka razy się szczerze uśmiałem, zaś poziom drętwoty i „dramy” był ograniczony do niezbędnego, logicznego minimum.
Co przemocy – tak jak lubię mięsiste filmy, tak naprawdę nie przeszkadza mi, że w nowym Robocopie kończyny nie latają na lewo i prawo. W szczególności, że kilka scen uważam za naprawdę kreatywne, a jedna wręcz zrobiła na mnie wrażenie (żeby nie spoilować, więcej nie powiem – po seansie pewnie się domyślisz, o którą mi chodziło). Spójrzmy też prawdzie w oczy – jeśli coś jest 13+, to nie znaczy, że ludzie się okładają fiołkami po twarzach.
Nowego Dredda też lubię. :] Choć sam jestem fanem starej wersji, niezależnie od tego, jak głupia i słaba była – „I AM THE LAAAW” nic nie zastąpi. ;] Ale nówka-sztuka też dobra, bawiłem się na niej naprawdę fajnie.
„PS: Najważniejsze – czy pozbyli się tej kretyńskiej sceny z robotem kroczącym wywracającym się na schodach?”
Nic podobnego nie ma. ;] Zresztą, tu sens z kolei jest taki, że tym gorszym produktem jest właśnie Robocop, a nie androidy – wsadzenie człowieka do puszki spowolniło czas reakcji i efektywność. Robo został wyprodukowany tylko po to, żeby dało się go wypuścić na rynek Amerykański, ponieważ obywatele nie chcieli widzieć na ulicach „normalnych” robotów. Stąd dodanie pierwiastka ludzkiego kosztem funkcjonalności.
No, to teraz muszę obejrzeć.
A jak moja recka? Jakieś poprawki się szykują, mistrzu pióra?
(dopiero jak nad tym usiadłem uświadomiłem sobie że nie jest łatwo napisać choćby 2 strony na dany temat, nie zdradzając wszystkiego)
Wybacz, jeszcze nie przeczytałem! Mea culpa. Omyłkowo odznaczyłem sobie mail jako przeczytany i tym właśnie się to kończy. Zaraz naprawię błąd (czyt. oznaczę mail jako nieprzeczytany) i niedługo dam Ci znać.
Ostatnio sobie odświeżyłem Dreada ze Scallonym, i powiem jakby wyrzucić Roba Schneidera (Czy jakoś tak) to film zyskałby wiele, chociaż teraz też jest dobrze, kolejny film z dzieciństwa który wcale się nie postarzał dla mnie
Też widziałem Dredda nie tak jakoś strasznie dawno i… nic nie poradzę, kocham takie kino. ;] A z tamtych czas znasz taki cudowny film, jak „Człowiek demolka”? ;]
No jasne
Snipes i Scalony w jednym filmie to je to
i te pamiętne muszelki xD
I burgery ze szczurów, i wystawna kolacja w Taco Bell, i podcieranie się mandatami, i… no, ogólnie to wszystko. <3
Chyba nie tylko ty tak myślałeś oglądając zwiastun, że wskrzeszenie marki może wyjść jej na dobre. Osobiście sam chcę się przekonać, czy jest on wart, co najmniej dobrego kina akcji! Dlatego jutro wybieram się do kina:D
Myślę, że w kategorii „dobre kino akcji” nowy Robocop radzi sobie kompletnie bez problemu, nawet w oderwaniu od wszystkich pozostałych walorów. :-]
Daj znać, jak się seans udał. :-]
Jak najbardziej, dam znać.
Pomijając temat RoboCop’a, oglądałeś może już Ratując Pana Banksa? Nie wiem czemu ale strasznie mam ochotę obejrzeć ten film, tyle tylko że u mnie jeszcze go nie grają!
Właśnie nie widziałam i żałuję. W Warszawie chyba z kolei wyszedł już z kin. Będzie trzeba poczekać na DVD. :] Ogólnie, jakoś dziwnie krótko był ten film w kinach. Może mało kopii było? Dlatego u Ciebie jeszcze nie ma, a u mnie już nie ma.
Jak chcesz zobaczyć na co stać Joela Kinnamana, to obejrzyj koniecznie serial The Killing. Pozamiatał.
Polecano mi jeszcze, żebym obejrzał z nim film „Snabba Cash” (mam nadzieję, że nie walnąłem się w tytule). Albo nawet filmu, z tego bodaj się jakaś miniseria zrobiła. Grunt, że będę go obserwował, ponieważ pierwsze wrażenia związane z jego aktorstwem mam bardzo pozytywne. :-]
Swoją drogą… witam na mojej stronie, miło Cię widzieć w komentarzach. :-]
Są trzy Snabba cashe
widziałam wszystkie i gites majones
Kinnaman rocks 
Dzięki za informację. :] Jak tylko rozprawię się z tegorocznym (no, ubiegłorocznym) kinem oscarowym, w którym ciągle mam zaległości, to się za nie biorę. :]
recenzja fajna, filmu niestety nie widziałem.
a piszę żeby podzielić się informacją że polska grupa translacyjna „wydała” komiks na podstawie pierwotnej wersji scenariusza Robocopa 2.
więcej info na:
http://www.grupa-cfc.pl/projekt/szczegoly/90
Jestem świeżo po obejrzeniu, i powiem że nie było tak źle jak się spodziewałem. Jedynie co mnie najbardziej męczyło to to, że nie czułem w tym filmie Robocopa, tylko jakiegoś śmiesznego pana w kombinezonie. Za bardzo ludzkiego go zrobili, strasznie mi się to nie podobało. W starym Robo też był ten czynnik ludzki, ale nie było go widać aż tak, tam się czuło że to jest maszyna połączona z człowiekiem, a nie Ziutek w zbroi. Jak dla fana to było najgorsze, ale tak to film jest godny polecenia.
To mi się z kolei w tym zakresie podobało to, jak sterowali jego emocjami za pomocą wypuszczania odpowiednich hormonów etc. do jego systemu. I to posuwanie się od skrajności do skrajności – od człowieka, do samej maszyny. Tak samo bardzo spodobał mi się motyw z nadpisywaniem jego działań – tak, że to maszyna decydowała, a Murphy żywił się iluzją, że to był jego własna wola. Aż do dziś to pamiętam, więc pomysł zrobił na mnie pozytywne wrażenie. :]
Najbardziej żałuję że go nie pokazali w tej zbroi co miał być. Przez chwilę był tylko na ekranie jak gostek z PR pokazywał Batmanowi prototyp. Wyglądał identycznie jak stary Robo. In plus zalicze mu to że w 2 będzie miał oryginalne kolory <3
Gość z PR był genialny! Zaś sam projekt zbroi mi się podobał – powód, dla którego został przemalowany na czarno też kupiłem. Ogólnie, Keaton sprawił, że wiele w tym filmie bez problemu kupiłem. :]
Jako że (SPOILER) nie będzie go w 2 to robo został przemalowany na szaro XD (KONIEC SPOILERA)
A co do aktora który grał kolesia od PR strasznie mnie męczy, myślałem że tylko w robo tak na mnie działa, ale w innym filmie, The Art of Steal z Kurtem Russelem (btw na początku dzieje sie w polsce <3) też mnie ten aktor drażnił.
Mi jako aktor nie zapadł w konkretny sposób w pamięci, poza tym, że odtwarzana przez niego postać mi się podobała. :]
I dzięki za cynk z filmem!