Urok abonamentu PlayStation Plus polega na tym, że regularnie zdarza mi się dzięki niemu poznawać tytuły, których nie planowałem, a które, po ukończeniu, zapadają mi w pamięci. Idealnym przykładem takiej gry jest „Remeber Me”. Kupując konsolę Sony, na pewno nie miałem w planach zapoznania się z losami Nilin. Skoro jednak gra trafiła na mój dysk praktycznie za darmo, postanowiłem dać jej szansę. Co miałem do stracenia? W najgorszym wypadku przepadłaby mi z życia godzina, której potrzebowałbym na stwierdzenie, czy „Pamiętaj mnie” mi się podoba, czy jednak leci do wirtualnego koszta.
A jako że jestem właśnie w trakcie drugiego podejścia do wątku głównego, możecie się pewnie domyślić, iż bynajmniej „Remember Me” nie zostało utylizowane po kilku kwadransach.
Wspomniana wyżej Nilin cierpi na syndrom Bezimiennego – tego z „Tormenta”, nie z „Gothica”. Nie pamięta kim jest, nie wie, skąd się wzięła w aktualnym punkcie na skrzyżowaniu prostych czasu i przestrzeni, nie ma też pojęcia, czemu ubrano ją w biały kaftan. W zrozumieniu sytuacji pierwotnie nie pomaga jej również za bardzo głos, który słyszy w głowie, a który natychmiast zaczyna jej wydawać polecenia, mające na celu, rzekomo, pomóc Nilin w wyrwaniu się z niewoli. Po udanej akcji w stylu „Planu ucieczki”, szybko okazuje się, że dziewczyna w przeszłości była tak zwanym Łowcą Pamięci. Dzięki umiejętnemu posługiwaniu się współczesną technologią przechowywania wspomnień, Nilin potrafiła je wykradać i modyfikować – skojarzenia z „Incepcją” są tu całkiem na miejscu. Niestety, w trakcie jednej z akcji została złapana, osadzona, zaś jej umysł wyczyszczono. Teraz ma przed sobą dwa tradycyjne cele – zrozumieć w pełni kim jest i zrobić z rzyci jesień średniowiecza temu, kto odważył się dotykać jej wspomnień. Przy okazji warto byłoby też się dowiedzieć, czyj głos rozbrzmiewa jej w głowie.
Styl rozgrywki jest ciekawą wariacją na temat platformowych aspektów znanych z „God of War” i mechaniki walki a la „Batman: Arkham Asylum”. Czas będziemy dzielili w miarę równomiernie między oglądanie rozbudowanych przerywników fabularnych, okładanie się po facjatach i rozwiązywanie łatwych zagadek przestrzennych połączonych ze wspinaczką oraz skakaniem. Każdy z elementów został wykonany z rzemieślniczą solidnością. Zastosowane rozwiązania może nie powalają na kolana, ale dzięki tej specyficznej lekkości bytu czas przed konsolą mija niezwykle przyjemnie. W szczególności w kontekście walki, która z jednej strony oferuje nam rytmiczne uderzanie, kontrowanie i unikanie ciosów połączone z budowanie własnych kombinacji. W zależności od tego jak ułożymy ciosy, będziemy szybciej regenerowali zdrowie, odświeżali umiejętności specjalne albo zadawali więcej obrażeń. Bawienie się tym modułem daje sporo frajdy i umożliwia dostosowanie zabawy do własnego stylu gry.
Kompletnie oryginalnym rozwiązaniem jest możliwość manipulowania wspomnieniami swoich wrogów. Podczas tych sekwencji odtworzone zostaje dla nas jakieś zdarzenie, w którym możemy modyfikować poszczególne elementy w celu osiągnięcia innego zakończenia. Prostym przykładem jest na przykład odblokowanie bezpiecznika w broni, która w oryginalnym wspomnieniu nie wypaliła, a po naszej ingerencji – pluła ołowiem aż miło. Niestety, tak jak zakochałem się w tej koncepcji, tak z całą stanowczością twierdzę, że potencjał został przez twórców zmarnowany. Takich sekwencji w „Remember Me” mamy łącznie… cztery. Średnio jedną na dwa rozdziały. Nie mamy też możliwości wpływania na pomniejszych przeciwników, w celu, dla przykładu, przekabacenia ich na naszą stronę. Owszem masa nawiązań do niszczenia i pamięci, i umysłów pojawia się, ale głównie w postaci stylizowanych ciosów kończących.
Jest to dla mnie w sumie jedyny element gry, w projektowaniu którego twórcy zawiedli. Niestety, jest to na tyle duży problem, że „Remember Me” traci przez niego charakter. Mimo faktu, że cały świat gry został zaprojektowany wokół kradzieży pamięci, sama opcja w zakresie mechaniki rozgrywki praktycznie w ogóle nie została wykorzystana.
Nie zmienia to faktu, że ów pomysł jako narzędzie fabularne sprawdził się, według mnie, świetnie. Historia momentami trochę za mocno przeciągała strunę, jakby chciała koniecznie pokonać moje Willing Suspension of Disbelief, ale w ostatecznym rozrachunku jej się to nie udało. Przyjąłem założenia scenariusza, dzięki czemu historia naprawdę mnie wciągnęła, zaś Nilin, jako bohaterkę, bardzo polubiłem. Gdyby tylko potencjał samego pomysłu został lepiej wykorzystany, byłoby wręcz genialnie. A tak? „Remember Me” jest grą po prostu dobrą. Idealną właśnie dla takich „promocji”, jak PlayStation Plus – warto w nią zagrać, ale nie koniecznie jest powód, by pędzić do sklepu.
„Przy okazji warto byłoby też się dowiedzieć, czyj głos rozbrzmiewa jej w głowie.”
Z przyczyn do końca mi nieznanych pomyślałem o Deadpoolu i już się tej myśli pozbyć nie mogłem 🙂
Ta gra, jak i inne (oglądane przez tzw. game movies na yt, czy gameplaye) uświadamia mi jedno – filmy w kinach są coraz głupsze i prostsze, a gry mają coraz bardziej złożone i ciekawe fabuły.
O tempora. O mortes.
Dużo w tym prawdy. W tym zakresie muszę w końcu Deus Ex Human Revolution nadrobić.
Grałem ostatnio w kilka takich tytułów, w który klimat, konstrukcja opowieści i fabuła sprawiały, że byłem znacznie bardziej zainteresowany przebiegiem akcji niż w większości filmów. Takie Sleeping Dogs, Mafia czy Far Cry 3, to tytuły, które po prostu porywają.
Swoją drogą, co ciekawe, najlepsze fabuły ostatnich lat częściej trafiały się w shooterach czy innych grach akcji, niż… w cRPG. Choć też trzeba przyznać, że granica między gatunkami coraz bardziej się zaciera. Far Cry 3, choć był shooterem, miał świetnie, klimatycznie rozwiązany system walki.