Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Policja zastępcza – Uczta dla fanów absurdu

P

Są takie filmy, które dzielą widownię na dwie spolaryzowane grupy. Pierwsza, znacznie większa, ma problemy, by wysiedzieć do końca seansu, a pieniądze wydane na bilet uważa za jedne z najgorzej ulokowanych w swoim życiu. I jest ta druga grupa, pozostali goście, którzy co i rusz śmieją się niemalże do utraty przytomności, radując się, że w końcu do kin trafiło coś świeżego i ożywczego. Szczęśliwe, podczas seansu „The Other Guys” (u nas – „Policja zastępcza”) byłem w tej drugiej grupie.

Filmy Adama McKaya nie są szczególnie popularne w Polsce. Osobiście, bardzo nad tym ubolewam, gdyż takie produkcje, jak „The Ballad of Ricky Bobby” czy „Anchorman: The Legend of Ron Burgundy” powodowały u mnie histeryczne ataki śmiechu, wywołane naprawdę oryginalnym, absurdalnym poczuciem humory. Ba, nawet na arenie międzynarodowej, sądząc po ocenach na IMDB, nie są one szczególnie cenione. Zaś „The Other Guys” to kolejny owoc jego współpracy z Willem Ferrellem. Osobiście, jestem zachwycony.

Tym razem pod lupę poszła policja. Z jednej strony mamy gwiazdy wydziału kryminalnego – w tych rolach najtwardsi z najtwardszych: Samuel L. Jackson i Dwayne Johnson. To oni rozbijają się po mieście w starym muscle carze. To oni uprawiają sex, którego uprawiać nie chcą, ale muszą, ponieważ status gwiazdy tego wymaga. Wreszcie: to oni są sprawcami całej papierkowej roboty na komendzie. Z drugiej zaś strony… jest cała reszta wydziału. W tej liczbie, oczywiście, również Will Ferrell i Mark Whalberg, znany niektórym jako Marky Mark. A że niektórzy z nich nie marzą o niczym innym niż zamiana miejscami z gwiazdami…

Absurd wylewa się z „Policji zastępczej” po prostu wiadrami. Jeśli ktoś ma alergię na niszowe żarty, z seansu po prostu wyjdzie. Zresztą, sam byłem tego świadkiem – sala kinowa i tak była daleka od miana „pełnej”, a nie przeszkadzało jej to w dalszym opróżnianiu się. Zaś poza mną i moim kolegą, prawie nikt się nie śmiał. A już na pewno nie na tyle głośno, by zagłuszyć niektóre dialogi.

Czemu poświęcam na ten aspekt tyle miejsca w recenzji? Ponieważ ciężko mi wymyślić lepszą rekomendację! To nie jest film, w którym ważna jest historia czy aktorstwo. Choć w tym ostatnim przypadku wszyscy poza Markiem Whalbergiem poradzili sobie bardzo dobrze. To film, w którym liczą się dialogi, dowcipy sytuacyjne i odniesienia do kultury tak masowej, jak i alternatywnej. Jednak to, że ja się dobrze bawiłem, nie znaczy, że inni w równej mierze docenią film Adama McKaya. Ciężko się pisze o „The Other Guys”, gdyż odbiór tej produkcji jest tak skrajnie subiektywny, jak to tylko możliwe. W wielu filmach można się dopatrywać jakiś obiektywnych wartości – dobrego montażu, pięknych ujęć, brawurowego aktorstwa. Tu tego nie ma. Tu są tylko i aż blisko dwie godziny żartów, które mogą was zanudzić na śmierć albo rozbawić do łez. Nie lubicie absurdu? Omijajcie szerokim łukiem! Dobrze bawiliście się na „Blades of Glory”, „Hot Fuzz” czy „Ballad of Ricky Bobby”? Idźcie, nie powinniście się zawieść.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x