Mamy rok 2013, bierzemy do jednego filmu Arniego i Sylwka. Pytanie brzmi: czy cokolwiek może nie wypalić? Taki pomysł na film – mimo że tak naprawdę pomysłu jeszcze nie ma, są za to dwie ikony – wydaje się idiotoodporny. Większość osób, w tym pewnie i ja, czułaby się usatysfakcjonowana, gdyby wszystkie kwestie zastąpić kilkoma frazami typu „I am the LAAAW!” czy „Hasta la vista, baby”. Do tego wystarczy dorzucić dużo biegania, strzelania i okładania się po twarzach, najlepiej z potężną rasą Kosmicznych Najeźdźców z Kosmosu. I już, mamy hit, wszyscy się cieszą.
Niestety, powyższy plan wydał się najwyraźniej komuś zbyt mało ciekawy. Dlatego z Sylwestra zrobiono gościa, które całe życie spędza w więzieniach tylko po to, by sprawdzać, czy można z nich uciec. Oczywiście, można. Dlatego teraz zostaje wsadzony do Więzienia, z Którego Na Pewno Nie Da Się Uciec (WzKNPNDSU jest zdecydowanie gorszym skrótem od SHIELD, niestety). Tak w ramach testu i dla sportu. Szybko się okazuje, że – kto by się spodziewał – to pułapka i Sylwester zostaje osadzony naprawdę. Dlatego też musi wziąć się naprawdę do roboty i naprawdę uciec, ponieważ w przeciwnym wypadku jego rzyć naprawdę spędzi w WzKNPNDSU resztę życia.
Szczęśliwie, wśród najgorszych mętów tego świata, którzy nie bez powodu trafili do najgorszego pudła na tym świecie, Sylwester spotyka niesamowitego więźnia. Ultra inteligentnego Arniego, o którym papiery mówią, że jest ultra inteligentny (bez tych papierów widz mógłby mieć niestety pewne wątpliwości). Po szybkim stwierdzeniu, że nikt w mamrze nie ma większego obwodu bicepsa od nich, zostają najlepszymi kumplami i razem planują ucieczkę.
Wiem, że wszystko, co opisałem powyżej, nie brzmi wcale źle. Ot, „Tango i Cash” zrobiony na nowo, tylko że z Arnoldem zamiast Kurta Russella. Sęk w tym, że… „Escape Plan” jest zrobione na poważnie. Sylwester gra poważnie smutnego człowieka, który został poważnie oszukany, lecz, na szczęście, znalazł poważnie inteligentnego sojusznika. I… to już jest złe. Od razu dodam też, że twórcy nie osiągnęli tego pefekcyjnego poziomu powagi, który sprawiał, że „Hot Fuzz” było tak doskonale śmieszne. Nie, to taka zwykła powaga, która smuci i nudzi zamiast bawić.
Nie mam nic przeciwko, by gwiazdy tego pokroju, będące ikonami starego, dobrego kina akcji, występowały w filmach kręconych bardziej na serio. Rozumiem, że każdy film z ich udziałem nie powinien aż tak wyraźnie bawić się konwencją, jak „Niezniszczalni”. Ba, wręcz nie powinno tak być, jeśli chcą w kinie zrobić jeszcze coś więcej, niż już do końca grać tylko i wyłącznie siebie i odtwarzać, jakże bawiące nas nadal, schematy z lat 80-tych. Niestety, „Escape Plan” jest bardzo dobitnym przykładem na to, że nakręcenie takiego filmu to trudna sprawa. Pozostaje mieć nadzieję, że następnym razem będzie lepiej.
Dziwne, ale po przeczytaniu tego tekstu nabrałem ogromnej ochoty na zobaczenie tego filmu 😀
Wiesz, ja bym się zdziwił, gdyby fani tego typu kina zrezygnowali z seansu tylko dlatego, że ktoś negatywny tekst napisał. 😀 Sam słyszałem same złe opinie, a i tak, oczywiście, obejrzałem. Bo jak to można przegapić! Tylko szkoda, że później taki smutek zostaje w testosteronowym sercu…
Mów, co chcesz, ale mi przypadły do gustu momenty Stallone’a, kiedy zgrywał supermózgowca, a na ekranie pojawiały się schematy więzienia, z którego właśnie ucieka. (Dwa razy w trakcie całego filmu. :/)
No i Arnold udający obłąkanie i wrzeszczący po niemiecku. <3
Ale fakt, generalnie film zawodzi.
Smuteg tag bardzo. 🙁
Tak, to były te pozytywne momenty. Ale jak sam napisałeś… były dwa. A później było już nudne gadanie i robienie mądrych min (jeszcze całkiem OK była scena, w której Stalone analizował zachowanie strażników).
Inna sprawa, że dałoby się ten film odratować montażem. Więcej krzyczenia po niemiecku, więcej w miarę zabawnych one-linerów, wywalić pół godziny dłużyzn i już by było lepiej.
A sam tekst wolałem napisać skrajnie negatywny z tego względu, że film z taką obsadą powinien mieć więcej niż dwa-trzy momenty, które i tak są co najwyżej OK. :] To wymagało radykalnych słów. ;-]
Może się otrząsną i następny film o ucieczce tych panów z kosmosu będzie lepszy.
Może to złe, ale pierwsza myśl była „O, to by było dobre”. Nic nie poradzę, lubię ucieczki z kosmosu „i takie tam”.
To scenariusz już mamy (patrz mój poprzedni komentarz), teraz trzeba tylko znaleźć kogoś, kto przepchnie go w Hollywood.
Będziemy bogaci.
Ale z kosmosu, to ostatnio Gerard Butler uciekał (chyba Gerard Butler, często go mylę z Clive’em Owenem). I film o ucieczce z kosmosu okazał się straszną kupą…
O! Jak tylko Ci się przypomni tytuł, to daj proszę znać. Niezależnie czy uciekał to Owen, czy Butler (choć do durnej sieczki wolę chyba Butlera), chętnie obejrzę do prasowania. :]
Swoją drogą, obadaj „Shoot ’em up” z Owenem – powinno Ci podejść.
Lockdown, Lockout, Lockup, jakoś tak. W każdym bądź razie ratuje Maggie Grace.
O, Lockdown chyba – coś mi się kojarzy. Miałem obejrzeć i w końcu nigdy się za to nie zabrałem.
EEE ja i tak obejrzę ten film. Chociaż „ultra inteligentny” troszkę mnie odrzuciło od seansu 🙂 No i Arnold z brodą :/:/ Pozdrawiam i postaram się wpadać tu częściej.
Witam na mojej stronie! Będzie mi miło widzieć Cię w komentarzach, zapraszam. :-]
Co do samego seansu – doskonale Cię rozumiem. W pewnym sensie takich filmów nie da się obrzydzić żadną opinią/recenzją. I tak je obejrzysz. Znajomy mi ostatnio napisał, iż „Bullet to the Head” z Sylwesterm jest równie złe albo jeszcze gorsze niż „Escape plan”. Jaki jest efekt? Obejrzę do następnego prasowania. ;-]
No ja oglądam jak dziecko usypiam na rękach, takie życie :):)
Takie życie nie brzmi źle. :-]