Serię „Piła” lubiłem od początku. Oczywiście, najbardziej podobała mi się pierwsza część, która dla mnie – wtedy, kiedy miała premierę – była czymś naprawdę świeżym. Kolejne części zmieniły trochę formułę protoplasty i zaczęły wić coraz gęstszą sieć intryg, ale utrzymywały dosyć równy poziom. Co ciekawe, mimo wyprodukowania łącznie aż siedmiu części, nie powstała z tego seria równie absurdalna, co – dajmy na to – „Piątek trzynastego”. Czy jednak ostania część, z nazwą przyozdobioną nie „siódemką” lecz dopiskiem „3D”, jest takim zakończeniem serii, które zaspokoi fanów?
Według mnie, niestety nie. Scenariusz toczy się według dobrze znanego już schematu. Do krwawego domku dla lalek trafia kolejny Ken (Bobby Dagen), któremu w najbliższym czasie przydarzy się wiele naprawdę przykrych rzeczy. Oczywiście, jest to kara za jego grzechy, zaś dotarcie do końca labiryntu ma być symbolem jego oczyszczenia i odrodzenia – w tym zakresie: nihil novi. W tle zaś przewija się intryga, która ciągnie się bodaj od części trzeciej (oczywiście, z odwołaniami nawet do „jedynki”). Tu w głównych rolach ponownie występuje żona Jigsawa (Betsy Russell) i jego następca, Mark (Costas Mandylor). Liczyłem, szczerze mówiąc, że zawiązanie tego wątku będzie trochę bardziej… imponujące? Intrygujące? Zaskakujące? Ciężko mi jednoznacznie określić – grunt, że miałem nadzieję na coś „bardziej”. Zaś po seansie jedyne, co miałem do powiedzenia, to: „Aha”. W tym zakresie nawet poprzednie epizody lepiej sobie poradziły.
Ciężko wypowiadać się jakkolwiek o aktorstwie, gdyż ekipa praktycznie się nie zmieniła. Wspomniana para intrygantów radzi sobie dobrze, zaś uganiająca się za nimi policja (m.in. Chad Donella) już niestety nie. Całość prezentuje typowe stany średnie. Liczyłem, że w ostatniej części pojawi się ktoś pokroju Danny’ego Glovera, który swoim udziałem zaszczycił „jedynkę”, lecz tak się niestety nie stało.
Trzeba jeszcze koniecznie rozpatrzyć kwestię 3D – czy może raczej w tym konkretnym przypadku: „3D”. Po seansie nie mam najmniejszych wątpliwości, iż rzekomy trójwymiar pojawił się tylko i wyłącznie w celu podbicia ceny biletów i, tym samym, maksymalizacji zysków. Poza standardowo rozjechanymi kolorami, które ponownie łączą się w jedną całość po założeniu okularów, w „Pile 7” nie ma innych cech charakterystycznych dla 3D. Może ze dwa do trzech razy jakieś flaki poleciały w kierunku widzów… Odnotowałem też jedną fruwającą piłę… I tyle. Oczywiście, wersji 2D w kinach nie ma, więc jeśli ktoś ma się ochotę wybrać na seans, będzie musiał wyłożyć na ten cel nawet 25 zł od osoby, co jest po prostu rozbojem w biały dzień przy takiej jakości filmu.
„Piła 3D” zawiodła moje oczekiwania jako finał serii. Zaś jako kolejna „Piła”, była w porządku – był gore, były flaki, były wymyślne pułapki zadające ból w ilościach hurtowych. Socjopaaci lubujący się w takich widokach (a chyba tylko tacy ludzie chodzą na podobne seanse) będą ukontentowani. Jeśli jednak ktoś liczy na zaskakujące uderzenie prosto w mózg, jakąś ciekawą zagrywkę od scenarzystów, to się niestety zawiedzie. Finał jest tani i tyle. Według mnie, te kilka lat pracy dało się zakończyć w bardziej intrygujący, może nawet widowiskowy, sposób.
Przy tego typu tasiemcowych seriach aż trudno mi uwierzyć, że siódma odsłona jest tą ostatnią-ostatnią. Ja pożegnałam się z Piłą po trzeciej części i nie żałuję – o ile pierwsza swego czasu wgniotła mnie w fotel, o tyle druga i trzecia staczały się po równi pochyłej coraz niżej i niżej, tak więc kolejne odpuściłam. Jak czytam, od tego czasu sporo mi umknęło (żona Jigsawa? kolejny następca? brakuje już tylko zmartwychwstania Jigsawa po tej trepanacji czaszki piłą mechaniczną ^^), ale nie zamierzam nadrabiać zaległości. A może to nie wina Piły, ale tego, że mało które horrory w ogóle mi się podobają?
Powiem tak – dla mnie jest podział na „Piłę” i „pozostałe sześć części Piły”. :] Podobnie jak Ciebie, pierwsza też naprawdę mnie ruszyła (choć może nie wgniotła w fotel). Kolejne sześć zaś powtarzały – poczynając od dwójki – ten sam schemat. Dom tortur, odkupienie win, odrodzenie, bla bla, flaki. I, osobiście, kupiłem tę koncepcje, bawiłem się całkiem nieźle. :] Choć szczerze mówiąc, do dziś nie jestem pewien, czy widziałem czwartą i piątą cześć. ;]
Jeśli chodzi o siódmą cześć piły, to miałem nadzieję, że będzie ona na poziomie pierwszej – jak napisałem w recenzji: zupełnie nie zrobiła takiego wrażenia. Niestety. To była po prostu „kolejna część Piły”.
Swoją drogą, mam nadzieję, że na tej części faktycznie się zatrzymają. ;]
Ostatnia piła (oby) to jakieś wielkie nieporozumienie. Oprócz części pierwszej podobała mi się chyba tylko część 6 ze względu na postać Hoffmana. Po finale, czyli części siódmej spodziewałem się naprawdę rewelacyjnego zakończenia, a tu lipa. Ale kudos dla reżysera, za powrót dr. Gordona, wszystkim znajomym mówiłem, że on żyje i nie myliłem się do cholery! Ogólnie to szkoda czasu i pieniędzy na ten film, a 3D jest bardzo słabe.