Czy recenzent, piszący same peany o powieści debiutującej na księgarskim rynku autorki, nie wydaje wam się podejrzany? Czy nie patrzycie na niego z ukosa, zastanawiając się, gdzie trzyma kluczyki od swojego nowego Ferrari? Albo czy ma jakieś konto w szwajcarskim banku? Pewnie jak bym nie odpowiedział na zarzuty – nie uwierzylibyście mi. Cóż począć – sam się w tę niewygodną sytuację wpakowałem. Ale skąd miałem wiedzieć, że sięgając po „Nocarza” stracę całą noc, a później będę siedział nad klawiaturą, zastanawiając się, jak subtelnie zakamuflować swój zachwyt?
Jerzy Arlecki jest typem absolutnie przeciętnego, zwykłego zjadacza chleba. Zaliczył kiedyś krótką karierę lekarską. Było to jednak doświadczenie, do którego nigdy by nie chciał wracać. Właśnie dlatego postanowił spróbować swoich sił w ABW. Miał to być dla niego ostatni życiowy sprawdzian – jeśli w ten sposób nie zostanie polskim Jamesem Bondem, to przynajmniej będzie wiedział, że po prostu nic ciekawego go nie czeka. Niestety, przydział do służb rozpoznawczych nie zapowiadał żadnych okazji do wykazania się odwagą i stylem.
Trzask. Kilka szybkich wydarzeń i życie Jerzego Arleckiego odmieniło się radykalnie. W ciągu zaledwie kilku wieczorów dowiedział się, że świat nie wygląda do końca tak, jak to sobie dotąd wyobrażał. Choćby taki szczegół, że wampiry to nie wymysł skołatanego ludzkiego umysłu. To część rzeczywistości. Właśnie otworzyły się przed nim wrota, by do tej nowej rzeczywistości dołączyć. Specjalne komando nocarzy werbowało właśnie takich ludzi, jak on. Takich, których nie miał kto opłakiwać. Umarł dla Dnia, by obudzić się dla Nocy. Jako Vesper.
Nie raz słyszałem zarzuty, że kobiety nie potrafią pisać „męskiej fantastyki” (nie ważne, jak głupio by ten termin nie brzmiał). Grunt, że wiele osób twierdzi, iż krew, organy opuszczające swoje standardowe miejsca, otwarte złamania czy wreszcie pościgi i strzelaniny, to nigdy nie była, nie jest i nie będzie domena pań. Cóż, swoją powieścią Magdalena Kozak zaserwowała przysłowiowego „head-shota” wszystkim tym, którzy obstawali przy tej tezie. „Nocarz” to jedna z najlepszych sensacyjnych powieści fantastycznych, z jakimi się zetknąłem. Postać głównego bohatera jest zbudowana wyraziście i wiarygodnie. Wreszcie dostaliśmy kogoś z krwi i kości – postać ewoluującą psychicznie, myślącą, ludzką… czy raczej: wampirzą. Gdy się do tego doda fenomenalnie skonstruowane dialogi i opisy, budujące napięcie od pierwszych stron, otrzyma się obraz literatury idealnej w swojej kategorii.
„Nocarz” zrobił na mnie takie wrażenie z bardzo wielu powodów. Kilka już wymieniłem, a o innych mógłbym mówić godzinami. Powieść potrafi zaskoczyć na każdym kroku. Nie raz moje domysły sypały się, jak domki z kart. Co w tym wszystkim najważniejsze, wszelkie ciągi przyczynowo skutkowe są całkowicie logiczne – ani razu nie poczułem się oszukany jakimś tanim wybiegiem. Jestem również pełny podziwu dla przygotowania merytorycznego autorki. Cały tekst jest przesiąknięty profesjonalnym podejściem do tematu – od broni, przez motoryzację, na procedurach policyjnych kończąc. Nawet jeśli cokolwiek odbiegało od rzeczywistości, to było tak zgrabnie zakamuflowane, że nie sposób byłoby się poznać.
Rewelacyjnie napisana, zdrowo pokręcona, naładowana zabójczą ilością testosteronu w każdej formie i, do tego, jeszcze ładnie wydana. To są właśnie cechy debiutanckiej powieści Magdaleny Kozak. Nie pozostaje nic, jak cieszyć się, że trafiła ona pod skrzydła Fabryki Słów. To prawdziwe szczęście, dostać okładkę i projekt graficzny, wykonany przez Piotra Cieślińskiego. Widomo – najlepsi pracują tylko z najlepszymi. Można mieć jedynie nadzieję, że kolejne owoce tej koalicji będą prezentowały poziom „Nocarza”. Jeśli tak się stanie, to – cóż tu wiele mówić – Polska doczekała się kolejnej wspaniałej pisarki.
29.05.2007
Ale Nocarz to straszne gówno. Autorka sama nie może się zdecydować, o czym pisze i jak. Gdy już schodzi na seks (wrzucony zresztą totalnie od czapy), robi to z wdziękiem wąsatego buca tfurzącego pornograficzne opowiadanka na podrzędne strony internetowe. Wampirom daje absurdalne imiona rodem z kiepskich komiksów o najeźdźcach z kosmosu. I japońskie miecze. Mogę to porównywać tylko z odrażającą książką na Z, jeśli chodzi o jakość, sens i tematykę.
Hm, mam wrażenie, jakbyś pisał o „Nikim”, a nie o „Nocarzu”. ;] Jak dla mnie – był po prostu świetny, porywał. Tylko że dla mnie to jest najważniejsze – żeby książka porywała. Póki wciąga, autorka może nadawać swoim bohaterom dowolne imiona i przydzielać dowolną broń. Willing suspension of disbelief. ;]
Ale to, rzecz jasna, i tak kwestia gustu, po prostu.
Ale to takie… z dupy było. Po pierwszej scence „erotycznej” (patrz wyżej, wrzuconej totalnie z dupy) machnąłem książką w kąt i stwierdziłem, że to jakiś horrendalny gniot, który ma udowodnić, że kobiety umieją pisać „męską” fantastykę i robi to totalnie od dupy strony. Katany są raz, że oklepane, a dwa, że wstawione też w dużej mierze z dupy. A z imion będę dworował ile wlezie, bo są obrzydliwie pretensjonalne i na dobrą sprawę niepotrzebne, a kojarzą się tylko z nastoletnimi gothami („Jestem Raziel de Salvatore.” – *spojrzenie mówiące „chyba se jaja robisz”*).
„Ale to takie… z dupy było. Po pierwszej scence “erotycznej” (patrz wyżej, wrzuconej totalnie z dupy) machnąłem książką w kąt i stwierdziłem, że to jakiś horrendalny gniot, który ma udowodnić, że kobiety umieją pisać “męską” fantastykę i robi to totalnie od dupy strony.”
No tak, jeśli nie doczytałeś nawet do końca, to ciężko tutaj jakąś sensowniejszą dyskusję nawiązać. ;] Choć i tak dyskusja raczej by do niczego nie doprowadziła, ponieważ „Twój gust, Twoje prawo”. Ja lubię lekkostrawne czytadła w zalewie fantasy i nic na to nie poradzę. W tej kategorii – Nocarz jest, według mnie, świetny.
A tak poza wszystkim, to w ogóle miło, że zajrzałeś. ;]
Ja po prostu wyszedłem z założenia, że jak coś się źle zaczyna, to dalej lepsze nie będzie. Ale mnie w książkach masa rzeczy drażni: płaskie postacie, drętwa narracja, tanie i ograne chwyty… I naprawdę, jeżeli już po dwudziestu-trzydziestu stronach zostaję uraczony kijowo napisaną i kompletnie z dupy wstawioną scenką „erotyczną”, oczywiście już po durnych imionach z komiksów o najeźdźcach z kosmosu i japońskich mieczach, to książka jest u mnie skreślona. Nawet nie wnikam, co dzieje się dalej. Jestem na nie.
„Ja po prostu wyszedłem z założenia, że jak coś się źle zaczyna, to dalej lepsze nie będzie.”
…powiedział człowiek który jest mistrzem w robieniu pierwszego wrażenia…
A ja mam z „Nocarzem” problem, bo równocześnie zachwyca i nie zachwyca. Zachwyca akcja, „bataliscztyczna” i merytoryczna oprawa całości, warsztat pisarski i ogólny klimat, jaki w powieść włożyła Magdalena Kozak. Z drugiej strony- sam pomysł jest dość oklepany, postaci bywają strasznie pretensjonalne i nie grzeszą jakąś niezgłębioną głębią, a ostatni zwrot głównego bohatera jest tak totalnie bez sensu (z punktu widzenia mnie, jako czytelnika) i niczym nie umowtywowany, że autentycznie nie mam nawet ochoty na część drugą. Niestety, ale na mój szacunek i uwielbienie Magda Kozak musi jeszcze zapracować…
Z perspektywy lat zgadzam się ze wspomnianą przez Ciebie pretensjonalnością. Z drugiej strony – myślę, że spora część mojego zachwytu wynikała z faktu, że czytałem tę książkę w okolicy drugiej klasy liceum. ;] Inna sprawa, że jak czytałem trzecią część cyklu, to się zastanawiałem, czy tylko ona jest taka słaba, czy dwie poprzednie też były…