Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Nastał czas Białego Wilka… czyli retrospektywnie o pierwszym Wiedźminie

N

Ręka w górę, kto nie słyszał o Wiedźminie! Tak myślałem, „istne” morze rąk. Nie da się ukryć, że saga Andrzeja Sapkowskiego jest jednym z najgłośniejszych i najbardziej popularnych na świecie przedstawicieli polskiej literatury. Siedem tomów poświęconych przygodom Geralta dorobiło się kilku tłumaczeń, w tym – co wydaje się najważniejsze – na język angielski (na razie tylko opowiadania, niestety). Jednak przyczyna nagłego wzrostu światowej popularności polskiego zabójcy potworów nie leży stricte w samej sadze. I nie, nie chodzi mi tu również o jakże dobry przykład rodzimej kinematografii, jakim jest adaptacja kinowa z roku 2001. Mowa o przygotowywanym przez wiele lat Wiedźminie w wydaniu komputerowym – dziele polskiego developera, studia CD-Projekt Red. Tak – właśnie dziele! Już dziś, raptem w kilka dni po światowej premierze wiemy, że rok 2007 należy do programistów znad Wisły!

Na Witchera (cóż, tytuł angielski jest dosyć specyfinczy) czekaliśmy kilka długich lat. Pierwsze głosy o powstającej na bazie prozy AS-a grze dało się słyszeć jeszcze za czasów świetności silnika graficznego Aurora i pierwszego Neverwintera. Mówiło się nawet wtedy o… hack’n’slashu. Jakkolwiek strasznie by to nie brzmiało, chłopcy z Red szybko odeszli od tego tragicznego – jakby nie patrzeć – pomysłu i zogniskowali swoje umiejętności i dążenia na innym celu. Postanowili zrobić cRPG z krwi i kości, który w przyszłości mógłby się zmierzyć z największymi legendami tego zacnego gatunku. Sama idea przeszła naprawdę wiele modyfikacji i ostatecznie ewoluowała w kierunku, który wielu osobom wydał się kontrowersyjny. Pierwotnie, bohaterem gry miał być dowolnie wykreowany przez gracza wiedźmin, którego los nie miałby raczej wiele wspólnego z legendarnym Białym Wilkiem. Ostatecznie jednak stanęło na rozwiązaniu dokładnie odwrotnym – graczom oddano w ręce losy właśnie Geralta. Wiele osób – w tym i ja – było od początku bardzo sceptycznie nastawionych do tego rozwiązania. Pierwszym argumentem, było zakończenie samej sagi, które pozostawiało wiele pytań bez odpowiedzi – z czego podstawowe brzmiało: czy Geralt przeżył? Skoro dane nam jest nim grać, odpowiedź nasuwa się sama, a to nie wszystkim się podoba. Drugi zasadniczy problem z tym rozwiązaniem jest taki, że bardzo istotnie wchodzi w konflikt z samą ideą role-playingu. Narzucanie graczom konkretnej postaci, z predefiniowaną historią i umiejętnościami, nigdy nie było w branży mile widziane.

Jak to zwykle z kontrowersją bywa, zainteresowanie grą nie tylko nie spadło, ale wręcz przybrało na sile. Prawda zresztą jest taka, że nawet najwięksi sceptycy w głębi serca pragnęli powodzenia tego tytułu. Koniec końców była to jedna z nielicznych okazji Polaków do zabłyśnięcia na międzynarodowym rynku. Dotąd udało się to w pełni tylko Piankillerowi studia People Can Fly, a później… długo, długo nic. Oczywiście, dystrybutor – CD Projekt – ciągle tylko dolewała oliwy do ognia, prowadząc bardzo szeroko zakrojoną kampanię reklamową (momentami z pominięciem dbałości o klienta). Emocje osiągnęły zenit w nocy z 25. na 26. października, kiedy to Wiedźmin oficjalnie trafił na półki sklepowe.

Czym cała sytuacja się skończyła? Absolutną euforią, oczywiście! Było to największe otwarcie w historii polskiej branży rozrywki komputerowej – w ciągu trzech pierwszych dni sprzedaży Wiedźmin trafił do rąk 35tys. nabywców. Dla porównania, Heroes of Might & Magic V – aktualnie pozycja nr 2 na liście najlepszych startów – sprzedała się rok temu w ilości… 12,5tys. egzemplarzy! Różnicę widać gołym okiem. Co ważne, w bardzo podobnej atmosferze przywitano Witchera za granicą, gdzie dystrybutor wypuścił do sprzedaży od razu prawie 800tys. pudełek (ile do tej pory trafiło do nabywców, ciężko stwierdzić). Wiadomo już również, że… spodobał się. Najniższa ocena, jaką zebrał w portalach branżowych to 70%, przyznane przez Eurogamera. Cała reszta ocen końcowych waha się w przedziale od 80% do 90% dając aktualnie średnią 82%!
Dobrze, dobrze – liczby liczbami, a jak jest w rzeczywistości? Cóż, ja już wiem, gdyż pierwsze godziny rozgrywki mam dawno za sobą. Jeśli ktoś z Was miał okazję grać w takie tytuły, jak Planescape: Torment, Baldur’s Gate II czy Neverwiter Nights 2, ten wie, co to znaczy zostać wessanym bez reszty. Fabuła wciąga – w szczególności tych, którzy czytali sagę. Grafika, jak na wykorzystanie tak starej technologii, jaką jest silnik Aurora, stoi na bardzo wysokim poziomie. Muzyka należy, według mnie, do ścisłej światowej czołówki, a grywalność… cóż, grywalność osiągnęła taki poziom, że „hity” pokroju Gothica 3 mogą co najwyżej buty Wiedźminowi czyścić.

CD-Projekt Red obiecywał coś wielkiego i trzeba przyznać, że obietnic dotrzymał. Fenomen Wiedźmina nie zakończył się – na szczęście – na rozdmuchanej kampanii reklamowej, lecz znalazł oparcie w naprawdę solidnym efekcie końcowym prac developreskich. Można byłoby się godzinami rozwodzić nad zaletami (i wadami) Witchera, zapisując kolejne kartki papieru. Ale te rozważania zostawiam już na inną okazję i inny artykuł…

03.11.2007

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Borys
14 lat temu

 Małe sprostowanie: Przekładu na angielski jak dotąd doczekał się pierwszy zbiór opowiadań („Ostatnie życzenie”) i pierwszy tom („Krew elfów”). 🙂

KoZa
Reply to  Borys
14 lat temu

Ten tekst był pisany w listopadzie 2007, wtedy chyba był tylko zbiór opowiadań – ale nie dam sobie za to info nic obciąć. 
Swoją drogą, do tej pory nic więcej nie zostało przetłumaczone?
I przy okazji – witam na blogu, mam nadzieję, że będziesz częściej zaglądał. :]

Borys
Reply to  KoZa
14 lat temu

Nie chcę uprawiać czepialstwa, ale w 2007 r. to chyba jeszcze nic nie było wydane po angielsku. Nieważne. 🙂 A angielski przekład „Czasu pogardy” planowany jest bodajże na następny rok (za Wikipedią).
Za powitanie dziękuję; zaglądam tutaj od pewnego już czasu, tylko jak dotąd lurkowałem. 🙂

KoZa
Reply to  Borys
14 lat temu

Masz rację – w 2007 jeszcze nic nie było wydane: http://www.amazon.com/Last-Wish-Andrzej-Sapkowski/dp/0316029181 Dopiero w 2008 była premiera. Na bank musiała być jakaś informacja, bo bym sobie sam tego nie wykoncypował, ale pewnie była dopiero o nadchodzącym wydaniu. :] 
Natomiast „Krew elfów” pojawiła się równo rok później http://www.amazon.com/Blood-Elves-Witcher-Andrzej-Sapkowski/dp/031602919X/

Oceansoul
Reply to  KoZa
14 lat temu

Po maturze zaraz, czyli w wakacje roku 2007, miałam okazję być w Londynie i w księgarniach stało „The Last Wish”. 
http://www.amazon.co.uk/Last-Wish-Gollancz-S-F/dp/0575077824/ref=sr_1_4?ie=UTF8&qid=1305722161&sr=8-4 – o proszę, 7 June 2007 jak byk. 😉
Tak więc albo Ameryka miała swoje rok później, albo to po prostu drugie wydanie, do którego linkujesz.

Borys
Reply to  Oceansoul
14 lat temu

Racja. 2007. Mój błąd. Ale, jak już mówiłem: Nieważne. 🙂 

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

6
0
Would love your thoughts, please comment.x