Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Mission Impossible 4: Ghost Protocol – …to naprawdę niezły film?!

M

Seria Mission Impossible to jeden z wielu przykładów na to, jak można na nowo spróbować wydoić kasę ze starego, sprawdzonego pomysłu. A raczej z marki starego, sprawdzonego pomysłu. O ile jednak na ogół są to produkcje jednostrzałowe, tak jak „Miami Vice” czy nowa „Drużyna A”, tak Mission Impossible dorobiła się kolejnych kontynuacji. Sam myślałem, że pomysł wypalił się już po dwójce. Po sześciu latach przyszła jednak pora na trójkę, a teraz, po kolejnych pięciu, na czwórkę. Czy w ogóle warto zawracać sobie głowę kolejną produkcją o zawsze idealnym Tomie Cruisie?
Trzeba Wam wiedzieć, że ani nie jestem fanem tej serii, ani tym bardziej większości aktualnych wyczynów Toma Cruisea. Film ostatecznie jednak obejrzałem, ponieważ większość znajomych, zagorzałych przeciwników „Mission Impossible”, mówiła, że to zaskakująco solidna i miła dla oka produkcja. I mieli rację. Tak, to kolejny film o tym, że Tom Crusie jest idealny. Tak, znowu można odnieść wrażenie, że nie tyle gra sam siebie, co gra własne wyobrażenie samego siebie. Ale w połączeniu z dobrymi efektami specjalnymi i wartką akcją, całość staje się nadzwyczaj strawna i przyjemna.

Co prawda fabuła nawiązuje do powstałych na przestrzeni ostatnich piętnastu lat filmów, ale można się tym kompletnie nie przejmować – wątki poboczne albo są nieźle wytłumaczone, albo kompletnie nieistotne. Co się liczy, to fakt, że świat znów jest zagrożony wojną atomową. Żeby było bardziej sztampowo, tradycyjnie w grę wchodzi rosyjska broń jądrowa wycelowana w prosto w USA. Dla odmiany jednak, szaleniec, który stoi za tym planem, robi wszystko w imię pokoju na świecie. Jak widać, każde uzasadnienie jest dobre i wystarczające. Jedyną osobą, która może powstrzymać nieuchronny Armagedon, jest, rzecz jasna, Tom Cruise – w tej roli Tom Cruise. Ponieważ to jedyny człowiek, obok Chucka Norrisa, który potrafi powstrzymywać nieuchronne.

Bardzo zaskoczył mnie jeden pomysł twórców. Mianowicie, w członka ekipy do zadań specjalnych wcielił się Simon Pegg, znany głównie – o ile nie: wyłącznie – z komedii. Co by tu wiele nie mówić, komik z niego wyborny, ale czy ów pomysł był na pewno dobry? Szczerze mówiąc, obstawiałem, że slapstickowy humor – gdyż do tego głównie sprowadzała się niestety rola Pegga – jest ostatnią rzeczą, której potrzebuje przesycony patosem film akcji. Jak się jednak okazało, pomysł sprawdził się nieźle. Jasne, niektóre wepchnięte na siłę żarty mogły czasem męczyć, ale ogólny efekt był naprawdę przyzwoity.

„Ghost Protocol” zapełnia też jedną bardzo ważną lukę, która powstała w momencie, gdy w nowego Bonda wcielił się Daniel Craig. Otóż, dawno nie mieliśmy filmu akcji z naprawdę solidną dawką futurystycznych gadżetów i prototypowym BMW. A nowe „Mission Impossible” ma tego po prostu na tony – laserowe przecinarki, szminki z zastrzykami usypiającymi, sygnety z wbudowanym paralizatorem, przyssawki do wspinaczki… czego byście nie wymienili, Tomek to pewnie nosi w plecaku na wszelki wypadek. Jako że bardzo lubię te klimaty, a od czasów bondowskiego Brosnana nie ma tego za wiele, seans stał się tym milszy.

Tak, to zaskakujące, ale nowy film z Cruisem jest po prostu w porządku. Oczywiście, można się przyczepić do schematycznej fabuły czy nagromadzenia klisz, które są już tak wyeksploatowane, że przestają bawić. Ale czy ktoś spodziewał się, że scenariusz tego filmu może być jakkolwiek inny? Najważniejsze jest to, że wykonanie jest naprawdę solidne, dzięki czemu „Ghost Protocol” miło bawi w niezobowiązujący sposób. A przecież dokładnie o to chodzi w tego typu kinie akcji. Jeśli macie ochotę na odrobinę bondowskiej zabawy, mogę z czystym sumieniem polecić ten seans.

Subscribe
Powiadom o
guest

13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Rafał Kawulak
13 lat temu

Bardzo fajny materiał (video również) – jak zwykle zresztą. Nie miałeś jednak wrażenia po seansie, że film był zbyt głupawy? Może to moje wypaczone zdanie, jako fana jedynki 🙂

KoZa
Reply to  Rafał Kawulak
13 lat temu

Ja nawet w trakcie seansu miałem wrażenie, że film był głupawy. :] Tak jak napisałem – szkoda, że do slapstickowego humoru została sprowadzona rola Pegga. To naprawdę dobry aktor i potrafi się bawić również subtelną komedią. Niestety, ktoś musi najpierw napisać subtelny scenariusz. Ale w sumie była to dobra przeciwwaga dla wiecznie nadętego Cruise’a. 
Ale nawet mimo tej głupkowatości – dobre kino akcji. Trochę smutne jest tylko to, jak bardzo Cruise chciałby być Stallonem czy Stathamem. Gdy Statham chodzi taki nadęty i robi rzeczy możliwe – to jest cool. Gdy robi to Cruise – not cool. Biedaczek…

Tomek Omelan
Tomek Omelan
Reply to  KoZa
13 lat temu

Tom Cruise nie musi udawać Stallone’a ani Stathama. Ma solidną pozycję w świecie hollywoodzkich filmów akcji i choć ostatnie lata wizerunkowo nie były dla niego zbyt przychylne, gra tę sama postać, którą odtwarzał od lat. Nie widzę tu podobieństw czy usiłowania upodabniania się do kogoś innego.
Cruisowi można zapewne wiele zarzucić (choć tak naprawdę na każdego coś się znajdzie), ale przyznaję, że mam delikatną słabość do tego aktora i jego kreacji.

KoZa
Reply to  Tomek Omelan
13 lat temu


Tom Cruise nie musi udawać Stallone’a ani Stathama. Ma solidną pozycję w świecie hollywoodzkich filmów akcji i choć ostatnie lata wizerunkowo nie były dla niego zbyt przychylne, gra tę sama postać, którą odtwarzał od lat. Nie widzę tu podobieństw czy usiłowania upodabniania się do kogoś innego.”
Wiesz, chyba jego samego powinieneś przekonywać do tego, że nie musi udawać takiego twardziela. :] Ale jak się spojrzy na jego ostatnie filmy, to w sumie nie robi nic innego (poza autoironicznym senatorem w „Ukrytej strategii” Redforda”). W MI4 przebił pod tym kątem sam siebie i równie autoironiczną „Wybuchową parę”, gdzie też grał siebie, ale z przymrużeniem oka.
To nie jest moja złośliwość względem niego – ja go bardzo lubię za stare role. Kiedyś wręcz go bardzo ceniłem. Niestety, z czasem chyba za bardzo zakochał się w sobie i nawet, według mnie, nie potrafi tego robić ze stylem. Nie wiem, na czym to polega, ale z ekranu wręcz bije jego brak dystansu do samego siebie. 
„Cruisowi można zapewne wiele zarzucić (choć tak naprawdę na każdego coś się znajdzie), ale przyznaję, że mam delikatną słabość do tego aktora i jego kreacji.”
Uwierz mi, ja to całkowicie rozumiem i szanuję Twoje zdanie. :] Bardzo też żałuję, że jego kariera tak się potoczyła, jak się potoczyła – było go stać na znacznie więcej. Uwielbiam „Rain Mana”, „Top Gun” to klasyka kiczowatego w dobrym stylu kina lat 80-tych, ale w ciągu ostatnich 10 lat miła w sumie tylko jeden sensowny film i była to „Walkiria”. Naprawdę niezły był też „Raport mniejszości”, ale – według mnie – stać go na znacznie więcej. Albo przynajmniej: było go stać. Teraz to już nie wiem, jak to z nim jest.

Tomek Omelan
Tomek Omelan
Reply to  KoZa
13 lat temu

„Wiesz, chyba jego samego powinieneś przekonywać do tego, że nie musi udawać takiego twardziela. :] Ale jak się spojrzy na jego ostatnie filmy, to w sumie nie robi nic innego (…). W MI4 przebił pod tym kątem sam siebie i równie autoironiczną „Wybuchową parę”, gdzie też grał siebie, ale z przymrużeniem oka.
Wkroczyliśmy na zgoła odmienny temat. Napisałem jedynie, że Cruise nie musi udawać kogoś innego, bo sam w sobie jest bardzo wyrazisty. 
Nie wspomniałem jednak nigdzie o tym, że Cruise nie stara się udawać… samego siebie ;).
Tego natomiast trudno nie dostrzec, zarówno w MI4 jak i w „Knight and Day” gdzie rzeczywiście zafundował sobie istną autoironię.
„(…)Niestety, z czasem chyba za bardzo zakochał się w sobie i nawet, według mnie, nie potrafi tego robić ze stylem. Nie wiem, na czym to polega, ale z ekranu wręcz bije jego brak dystansu do samego siebie.”
Nie mogę do końca zgodzić się ze stwierdzeniem, że Cruise nie ma do siebie dystansu. Myślę, że występ w „Knight and Day” jest dowodem na to, że jakiś dystans jednak posiada. Sam przecież napisałeś, że ta kreacja była autoironiczna. Mogę się mylić, ale wyglądało mi to na świadomy zabieg z jego strony.
„(…) ale w ciągu ostatnich 10 lat miła w sumie tylko jeden sensowny film i była to „Walkiria”. Naprawdę niezły był też „Raport mniejszości” (…).”
Podobał mi się jeszcze jego występ w „Vanilla Sky”, „Ostatnim Samuraju” i „Zakładniku”.
Ostatecznie myślę, że mamy podobne zdanie na jego temat, ot poróżniła nas semantyka ;).

KoZa
Reply to  Tomek Omelan
13 lat temu

Zacznę od końca:
„Ostatecznie myślę, że mamy podobne zdanie na jego temat, ot poróżniła nas semantyka ;).”
Na to wychodzi. :] 
„Podobał mi się jeszcze jego występ w „Vanilla Sky”, „Ostatnim Samuraju” i „Zakładniku”.”
„Vanilla Sky” mi nie podeszło. „Zakładnik” był naprawdę niezły, natomiast w „Ostatnim samuraju” jakoś chyba jednak nie mogłem przegryźć faktu, że owym ostatnim samurajem jest jakiś „białas”. ;] I do tego, wszystko było tak poważnie nakręcone (serio, owa powaga połączona z białym ostatnim samurajem mnie po prostu dobiła, choć film był bardzo sprawnie narkęcony). 
„Nie mogę do końca zgodzić się ze stwierdzeniem, że Cruise nie ma do siebie dystansu. Myślę, że występ w „Knight and Day” jest dowodem na to, że jakiś dystans jednak posiada. Sam przecież napisałeś, że ta kreacja była autoironiczna. Mogę się mylić, ale wyglądało mi to na świadomy zabieg z jego strony.”
Wiesz, sam się nad tym zastanawiam. Widziałeś go może w „Ukrytej strategii” Redforda? Grał tam – bodaj – senatora. Był tak bardzo sobą, jak to tylko możliwe. Sęk w tym, że idealnie pasował do roli owego senatora. Zastanawiałem się po seansie, czy Redford specjalnie go tak obsadził, wiedząc, jak zagra Cruise. Co się tyczy „Knight and Day” – jeśli w pełni świadomie wybrał tę rolę i wiedział, że wychodzi nie tylko zabawnie, ale też autoironicznie, to po prostu muszę się z Tobą zgodzić i przyznać, że Cruise ma ukryte pokłady dystansu do siebie. :] 
Swoją drogą, naprawdę zaskakująco dobrze się bawiłem na „Knight and Day”. :]

Tomek Omelan
Tomek Omelan
Reply to  KoZa
13 lat temu

„Widziałeś go może w „Ukrytej strategii” Redforda?”
Nie widziałem. Miałem ten film na celowniku, ale kompletnie o nim zapomniałem. Dzięki za przypomnienie :).
„Swoją drogą, naprawdę zaskakująco dobrze się bawiłem na „Knight and Day”. :]”
Mam mieszane uczucia co do tego filmu. Jakoś tak wyszło, że oglądałem go aż trzy razy.
Za pierwszym razem uznałem, że film był całkiem przyjemny i w zasadzie nie miałem potrzeby dłuższego zastanawiania się nad nim (podobnie jak miałeś w przypadku „Green Lantern”).
Za drugim wydał mi się słaby – zbyt kiczowaty, a nawet nudny.
Za trzecim znów mi się spodobał, szczególnie pierwsza połowa, drugą uważam za słabszą ;).

Borys
13 lat temu

Czy ostatni akt filmu jest „epicki i z rozmachem”? Strasznie bowiem rozczarował mnie finał poprzedniej części, ta walka pięściarska w niskobudżetowuch magazynach. 🙂

KoZa
Reply to  Borys
13 lat temu

Finał czwórki jest wg mnie zdecydowanie lepszy od trójki. Taki może troszkę niezamierzenie zabawny, ale mimo wszystko na plus. :]

Mr. ??
Mr. ??
13 lat temu

Pierwsza część mi się podobała dałem jej 9/10.
Druga część niestety mnie zawiodła zwłaszcza końcówka z akrobacjami na motorze i strzelaninami typu Commando czyli dwudziestu strzela do głównego bohatera a ten nawet zadrapania niem ma 🙂 dałem jej 3/10.
Trzecia część mimo że lepsza od drugiej to daleko jej do jedynki, zwłaszcza te niby tortury w samolocie gdzie główny zły Owen pogrywa z Ethanem Huntem, dałem jej 5/10.
Od J.J. Abramsa podobały mi się bardziej Star Trek i Super 8.
Misson Imposible: Ghost Protocol film jak dla mnie dobry lepszy od części trzeciej,  Jeremy Rannier jak dla mnie wypadł lepiej niż Tom Cruise, dałem jej 8/10 . 
  
   

KoZa
Reply to  Mr. ??
13 lat temu

A wiesz, zgadzam się z tą opinią – Jeremy Rannier zagrał w sumie jedyną naprawdę wiarygodną postać w tym filmie. Nie wspominałem już o tym w recenzji, ponieważ byłoby trzeba strasznie wdać się w szczegóły, a i jego nazwisko jest kompletnie nieznane. Ale fakt – warto to odnotować. 

Tomek Omelan
Tomek Omelan
Reply to  Mr. ??
13 lat temu

„Druga część niestety mnie zawiodła zwłaszcza końcówka z akrobacjami na motorze i strzelaninami typu Commando czyli dwudziestu strzela do głównego bohatera a ten nawet zadrapania niem ma 🙂 dałem jej 3/10. ”
To z jednej strony może razić, z drugiej – taki już styl Johna Woo. Długo biłem się z myślami i doszedłem do wniosku, że taki dramatyzm w wykonaniu akurat tego reżysera mi się podoba :). 

trackback
9 lat temu

[…] poprawnej szpiegowskiej przygody. I tu zaczęło się robić niezwykle ciekawie, ponieważ „Ghost Protocol” wzięło mnie kompletnie z zaskoczenia i zauroczyło. Właśnie dlatego piątka miała u mnie trudny […]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

13
0
Would love your thoughts, please comment.x