„Już świta. Znów się budzę… Nie, to nie jest dobre określenie – ja wcale nie spałem. Nie spałem od roku. Wstaję ze swojego łóżka i idę przez ciemny korytarz do łazienki. Chyba znów schudłem… Tak, zostało ze mnie już tylko 50 kilo mięsa. Bo tym właśnie jestem – mięsem. Niedługo po prostu zniknę…”.
Napisanie recenzji „Mechanika” przychodzi mi z trudem. Jak tu opisywać film ze świadomością, że każde zdanie może przez przypadek zdradzić zbyt wiele i przez to zabrać komuś radość z oglądania? Choć – czy na pewno radość? Może gdybym Wam zdradził treść, to uchroniłbym Was przed tym horrorem, jaki się przeżywa podczas seansu… Ale nie, to by było za proste.
Chciałbym napisać coś o fabule, ale zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to wykonalne. „Mechanik” jest nie mniej zawiły niż takie filmy, jak „Memento” czy „Zagubiona autostrada” – widz ma wręcz wrażenie, że uczestniczy w całej intrydze. Jedyne, co można rzec, to fakt, iż główny bohater, Trevor Reznik (Christian Bale), jest mechanikiem (kto by pomyślał) i pracuje w gigantycznym zakładzie produkcyjnym. Ponadto cierpi na bezsenność, która szybko okazuje się jednak czymś więcej…
Potęga tego filmu nie tkwi jednak tylko w samym jego wątku głównym. Jego drugą, nie mniej ważną, składową jest klimat. Niezwykle stonowane barwy, doskonale dobrane ujęcia, wszechogarniający mrok. I pośród tego wszystkiego – samotny widz na pustej sali. Podczas niektórych ujęć miałem wrażenie, że zaraz „wyjdę z siebie i stanę obok”. Co najważniejsze – sceny te nie były po prostu obleśne (jak to na ogół teraz w horrorach bywa – zresztą to chyba też już nikogo nie rusza), ale miały to coś – ten… ciężar.
Dzieła dopełnia jeszcze świetna muzyka (autorstwa Roque Bañosa) oraz dźwięk, podkreślający najważniejsze elementy konstrukcji całego filmu. To właśnie dzięki podkładowi wspomniane sceny robiły tak wielkie wrażenie i nabierały takiej mocy. Jak można się domyślić – w ogóle od strony technicznej film się prezentuje idealnie. Wszystko jest świetnie zmontowane i przygotowane. Nie można mieć również uwag do efektów specjalnych (głównie scen kaskaderskich), gdyż te są bardzo dobre.
Brawa należą się również Christianowi Bale’owi – odtwórcy głównej roli. Był absolutnie genialny, a zarazem – po prostu przerażający! Jeśli ktoś pamięta postać, którą odtwarzał w „Equilibrium”, to może od niej odjąć 20 kilogramów, a otrzyma obraz Trevora. Oczywiście, nie chodzi tylko o wygląd, ale i o jego umiejętności aktorskie. Przyznam, że nawet przez chwilę nie wątpiłem w jego obłąkanie i zagubienie w tym wielkim świecie, którego nie był w stanie pojąć.
Skoro film ten jest tak wspaniały, to czemu uznałem oglądanie go za horror? To dlatego, że ta produkcja będzie Was prześladowała i śniła się po nocach. Nie widziałem wielu filmów bardziej sugestywnych i przytłaczających. Pamiętam, że gdy wychodziłem z sali kinowej, miałem dziwne wrażenie, że to wcale nie koniec udręki…
02.04.2005