Nie tak dawno miałem okazję przejechać się walcem po Teenage Mutant Ninja Turtles – egranizacji ze stajni Activision. Egranizacji, dla której byłoby lepiej, by nie trafiła nigdy na półki sklepowe. Teraz zaś do testów dostałem Kung Fu Pandę, czyli… tak, nie mylicie – znów produkcję na podstawie filmu i znów licencję dostało nasze ulubione studio. I teraz pytanie – z czego wynika fakt, że TMNT było prawie niegrywalne, Spider-man 3 i Shrek The Third co najwyżej przeciętne, a KFP… jest naprawdę bardzo dobrą platformówką? Skąd to się wzięło? Żal za grzechy? Większa kasa? Groźba śmierci, jeśli tytuł zostanie spaprany? Nie mam pojęcia, ale z punktu widzenia gracza – my wyszliśmy na tym dobrze.
Legendarna legenda legendarnego Po
Scenariusz gry bardzo sprytnie przenika się ze scenariuszem filmu – podobnie, jak przy okazji spotkania z trzecim Shrekiem, będziemy mięli okazję poznać te przygody pandy Po, które nie zmieściły się w filmie. Wszystkie etapy są ściśle powiązane ze srebrnoekranową wersją i opowiadają na przykład o tym, skąd nasz protagonista nauczył się techniki Palca Śmierci. Co ważne, pomysł został zrealizowany naprawdę świetnie i przez cały czas towarzyszy nam filmowa atmosfera. Gigantyczna w tym zasługa po prostu fenomenalnego voice-actingu i bardzo dobrze napisanych dialogów, które niczym nie ustępują tym z filmowego pierwowzoru. Dawno żadna gra mnie tak szczerze nie rozbawiła, jak właśnie Kung Fu Panda i jej wprowadzenia do każdego z etapów. Stylistyka jest na tyle specyficzna, że aż trudna do opisania w sposób, który oddawałby całą tę wesołość. Grunt, że tym razem wreszcie ktoś posiedział nad scenariuszem i przygotował produkt nad wyraz spójny i ciekawy.
W przeciwieństwie do poprzednich egranizacji Activision, w Kung Fu Pandzie czekają nas liczne urozmaicenia – praktycznie każda z 13 plansz czymś się wyróżnia i oferuje jakiś ciekawy motyw. Mamy tu grę w „celowniczek” z wykorzystaniem balisty nabitej fajerwerkami, spływ łodzią, turlanie się górską ścieżką czy też „lot z przeszkodami”. Nudzić się nie sposób, a całość jest na tyle ciekawa, że po pierwszym ukończeniu ma się ochotę od razu zasiąść do rozgrywki po raz drugi – na przykład na wyższym poziomie trudności.
Na szczęście, zmiany dotarły aż do systemu walki, który wreszcie stał się przyjemny, miły i satysfakcjonujący. Nadal nie jest to nic złożonego, ale akurat i tak nie tego się oczekuje od platformówki. Teraz jednak dostaliśmy już całkiem spory zestaw combosów i to naprawdę dobrze przemyślanych oraz zaczerpniętych z filmu. Grając w Kung Fu Pandę, cały czas ma się wrażenie, jakby się uczestniczyło w kinowym obrazie. Z tego też tytułu, na konto gry wędruje bardzo duży plus. Co ciekawe, wszystkie ciosy i kombinacje można ulepszać – w zamian za monety, które zbieramy podczas przechodzenia wszystkich etapów, można zwiększyć siłę każdego ataku z osobna.
Absolutnie totalnie wymieciona oprawa
Tak, tak, dobrze myślicie: Kung Fu Panda nie jest szkaradą na trzech łapach, która utożsamia szczegółowe modele i bogate w detale tekstury z czymś, co przytrafia się innym. Uwierzcie mi, ja nie wiem, co zmusiło Activision do nawrócenia się i odpracowania minionych grzechów, ale ta gra jest naprawdę bardzo ładna! Nie jest to szczyt możliwości microsoftowego next-gena, ale efekt jest co najmniej niezwykle przyjemny dla oka. Dopracowane modele postaci owiane niemniej dopracowanymi teksturami, przyjemna animacja, ładny i zróżnicowany design poziomów… Do KFP trafiło praktycznie wszystko to, czego chciałbym od schludnie wyglądającej platformówki. A że Po jest postacią bardzo wdzięczną i przy tym fajtłapowatą, jego animacja często potrafi nieźle rozbawić.
Nie gorzej ma się sprawa z oprawą audio. Jak już wspomniałem, dialogi nagrane specjalnie dla potrzeb gry wymiatają. Są świetnie zagrane i nie gorzej napisane. Dobre wrażenie robi również soundtrack, do którego najwyraźniej ktoś się przyłożył. W przeciwieństwie do tego z TMNT, wcale nie zachęca do włączenia własnej playlisty na wieży. Cieszy również fakt, że muzyka dobrze podkreśla to, co się dzieje na ekranie. Podkład, który słyszymy podczas walki z ostatnim bossem, naprawdę nieźle potrafi zagrzać do boju.
Legendarny brak doskonałości
Mimo że Activision zrobiło naprawdę kolosalne postępy, nie uniknęło niestety błędów i to dość poważnych. Najbardziej kole w oczy problem z detekcją kolizji podczas wskakiwania na wszelkiej maści platformy – a jak się zapewne domyślacie, akurat skakania w KFP nie brakuje. Otóż, jeśli po wyskoku będziemy lądowali w okolicach krawędzi półki, na 90% animacja lotu się nie zakończy, co zaowocuje lewitacją nad ziemią. Każda taka sytuacja kończy się albo szczęśliwie – czyli „doślizganiem” się do stałego gruntu – albo nieszczęśliwie, czyli skokiem na główkę w przepaść. Bardzo frustrujący, a i przy okazji raczej prosty do wyeliminowania ze strony programistów, problem.
Drugą największa wadą jest długość zabawy. Pięć godzin to absolutne maksimum, jakie wyciągnięcie z Kung Fu Pandy na poziomie „master” będącym lokalnym odpowiednikiem „medium”. Całe szczęście, gra jest na tyle przyjemna, a achievementy tak skonstruowane, że naprawdę ma się ochotę na powtórkę przygody. Niemniej jednak, jest to minus bardzo poważny.
Można byłoby się też przyczepić do braku polskiej wersji na Xboxie 360, ale to nie wina samego Activision tylko polskiego dystrybutora. Poza tym, jest to akurat aspekt, na który sam nie zwracam uwagi, ale – biorąc pod uwagę, że jest to tytuł również dla najmłodszych – może niektórym doskwierać.
Totalne zakończenie
Kung Fu Panda jest świetnym tytułem dla wszystkich fanów platformówek i lekkiej, przyjemnej zabawy przy konsoli. Poziom trudności jest tak ustawiony, by nie nudzić, ale też nie frustrować, więc jest to idealna propozycja dla ludzi, którzy od grania oczekują przede wszystkim relaksu. Przy okazji, jest to tytuł po prostu dobry, zasługujący na bycie zauważonym. Poniżej, przy ocenie, widnieje siódemka. Chcę jednak zaznaczyć, iż jest to naprawdę mocne „7+”. Do ósemki trochę niestety zabrakło przez wspomniane wyżej, dosyć poważne błędy. Niemniej jednak, jeśli tylko będziecie mieli okazję zagrać, to z niej skorzystajcie.
2008-09-12. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.