Kiedy idzie się do kina na film o gościu ubranym w amerykańską flagę, trzeba wiedzieć, czego się spodziewać. Jeśli ktoś po wyjściu z seansu „Pierwszego Mściciela”, marudził, że przygniótł go nadmiar patosu, to… cóż, sam był sobie winien. Kiedy się bierze za cokolwiek związanego z Kapitanem Ameryką, trzeba się przygotować na powiewające flagi, amerykański sen etc. I, mimo że mam tę świadomość, „Nowy porządek” mnie jednak przeżuł i wypluł, zaś jeszcze dwie-trzy godziny po lekturze wszystko widziałem na czerowno-niebiesko i w gwiazdki. Są chyba jednak pewne granice, których europejski umysł nie jest w stanie przekroczyć.
„Nowy porządek” rozgrywa się bezpośrednio po wydarzeniach z 11. września 2001 roku, czyli po ataku na World Trade Center. Samo odniesienie się do tego tematu w komiksie nie jest dla mnie niczym nowym – jeden z zeszytów „Amazing Spider-Man” autorstwa J.M.Straczynskiego też nawiązywał do „9/11” i robił to… naprawdę sensownie i ze smakiem. Oczywiście, nie zabrakło tam patosu, ale to był ten taki zdrowy, przyjemny patos, którego można im czasem nawet pozazdrościć. Bez nadmiernego nadęcia i w ogólnym nastroju „ku pokrzepieniu serc”. Natomiast „Nowy porządek”… to komiks o superbohaterze ubranym w amerykańską flagę, który, spadając, chwyta się płonącej amerykańskiej flagi i myśli tylko o tym, że nie ochronił amerykańskiego snu przed terroryzmem. Za dużo na raz, po prostu.
Co gorsze, w tym patriotycznym bełkocie przez większość czasu brakuje czy to fabuły, czy scenariusza. Kapitan co chwilę trafia na jakieś dziwne ślady i tropy albo wykrywa spisek wokół – uwaga, to jest mocne – nowego modelu nieśmiertelnika, który został wdrożony w amerykańskiej armii. Nie dość, że pomysł na intrygę jest słaby to i jego wykonanie jest żadne. Po skończonej lekturze nadal do końca nie wiedziałem, co właściwie „artysta miał na myśli”.
Choć za oprawę wizualną wziął się John Cassaday, którego rysunki bardzo polubiłem w serii „Astonishing X-Men”, tworzonej razem z Jossem Whedonem, tak w „Nowym Porządku” warstwa graficzna kompletnie nie przypadła mi do gustu. Miałem wrażenie, że wynika to nie z samej kreski, a ze sposobu kolorowania kadrów, który sprawiał, że wszystko stawało się płaskie, niezbyt ciekawe i gubiło przy okazji detale. Szczęśliwie, kompozycje okładek ponownie trzymały wysoki poziom i byłby dla mnie w sumie najatrakcyjniejszą częścią całej lektury. Zaś poniżej intrygujące kopnięcie szpagatem…? W szpagacie? Jedną nogą skrajnie do góry.
Mimo że biorąc się za Kapitana Amerykę jestem przygotowany na hurtowe dawki patosu, to jednak „Nowy porządek” daleko przekroczył moje możliwości. Kiedy pisze się historię o takiej postaci, trzeba, jak mi się wydaje, lekko przystopować z innymi patriotycznymi elementami, żeby zachować równowagę. Całość została zaś dobita bardzo bełkotliwą narracją i faktycznym brakiem pomysłu na fabułę, intrygę. Jeśli ktoś trafi na ten komiks w ramach prenumeraty Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela, to – jak zwykle – przeczytać można. W przeciwnym wypadku lekturę raczej odradzam.
Nawet nie zdjąłem tego z półki. Bałem się, że będę musiał zmazywać białą maź ze swoich rąk.
http://youtu.be/lyHSjv9gxlE
Powiedz, jak to jest – Ty ostatecznie zrezygnowałeś z prenumeraty, tak? Często czytujesz WKKM teraz?
Tak, zrezygnowałem po przejściach. Teraz WKKM miało pod rząd komiksy, które zupełnie mnie nie interesowały (no, może poza DD, ale kupiłem sobie Millerowski z Mega Marvela, wg mnie lepszy). Ostatni na mojej półce jest przecudowny Marvels. Zastanawiałem się nad Zombie, ale to raczej nie dla mnie, wolę dołożyć dwie dyszki i zamówić sobie lepszą historię z Amazona
Dopiero teraz obejrzałem Hugh Lauriego – cudne!
Mega Marvel DD lepszy pod kątem tłumaczenia? Czy przez to, że nie jest remasterowany?
Kapitan Ameryka… Najbardziej znienawidzona przeze mnie postać z uniwersum Marvela. Jak można było zrobić postać tak „dobrą” że aż zęby bolą od tej „dobroci”. Niby Superman też jest takim harcerzykiem, ale jak pokazali go np. w Injustice zmienia spojrzenie na tą postać. Z Kapitanem jest taki problem, że on jest „tak czysty że aż przeźroczysty” XD
Pod tym kątem fajny jest „Zimowy Żołnierz” z Capem – czytałeś? Pierwszy dobry komiks z Capem, jaki miałem w rękach. Raz, że świetnie narysowany, dwa że narracja i intryga trzymają poziom, a Rogers nie jest idealny. Dobra rzecz – mam w planach przeczytać resztę tej serii.
Z Ameryki mało czytałem, tak mnie ta postać odrzuca. W sumie Winter Soldier mógłbym ogarnąć, tylko musiałbym wiedzieć czy to jest ta seria z 2012, czy inna bo nie wiem jakiej szukać
Żebym nie skłamał… Wątek „Winter Soldier” to początek volume 5. Nie mylić z serią „Winter Soldier”, która traktowała właśnie o… cóż… Winter Soldier i była publikowana w podobnym okresie, chyba jakoś po tym wątku z Captain America. ;]
Wątek ma łącznie chyba z 12 zeszytów, został tez wydany w Polsce w ramach WKKM, w dwóch oddzielnych tomach. :]
Tak
ugrzeczniaczkom mówimy zdecydowanie – NIE! 
Chyba jestem jedyną osobą po tej stronie oceanu, która lubi tę postać ;).
We mnie ten komiks jakąś strunę trącił, chociaż też uważam, że sam pomysł z nieśmiertelnikami i „rozwiązanie” akcji woła o pomstę do nieba.
Najbardziej dziwię się tłumaczowi, który ewidentnie nie ogarnął, że „New Deal” to specyficzny termin, mający już swoje tłumaczenie na polski jako „Nowy Ład” – był to pakiet reform mających naprawić Amerykę po Wielkim Kryzysie. Dla mnie ewidentne nawiązanie.
Ja lubię tę postać i to coraz bardziej – przez „Winter Soldier” – ale po prostu nie w tym wydaniu. Na filmie też się świetnie bawiłem. :]
BTW, tak, zgadzam się co do tłumaczenia tytułu.
Problem z KA jest może taki, że nosi na sobie amerykańską flagę, co w pewien sposób wyłącza go z kręgu neutralności i utrudnia nam nie-Amerykanom identyfikację się z tą postacią oraz sprawą, o którą walczy. Ja osobiście za nim nie przepadam. Nie lubię poważnych, zawsze dobrze ułożonych postaci. Zawsze uwielbiałam Spider-Mana i jego zakręcony dowcip, Wolverine’a i jego uroczą gburowatość i parę innych postaci. Dzięki WKKM poubiłam też Iron-Mana. Wielkie dzieła wymagają dystansu, dlatego pierwszym krokiem powinno być tymczasowe odarcie kapitana z flagi, wykreślenie z jego kwestii pewnych pojęć, jak „amerykański sen” i podobne. KA to najlepsza postać do tego rodzaju opowieści, ale w tym konkretnym przypadku zabrakło finezji. Gdyby ten komiks był obrazem namalowanym przez jakiegoś artystę, nazwany by był pewnie kiczem – takim małym wielkim dziełem, zrobionym dla publiczności, napakowanym oczekiwanymi elementami i mającym się podobać. Nie mówię oczywiście o rysunkach, które są świetne. Mimo wszystko sądzę, że warto mieć ten komiks – warto, żeby poznać.
„Nie lubię poważnych, zawsze dobrze ułożonych postaci.”
A powiedz, czytałaś może już Winter Soldier, który też był już w WKKM (dwa tomy)? Tam Cap włąśnie taki nie jest – w sensie: nie jest zawsze dobrze ułożony. Wścieka się, nie słucha rozkazów, a niektóre rzeczy liczą się dla niego daleko bardziej niż jakakolwiek zwierzchnia władza. Teraz czytam to, co działo się po Winter Soldier (czyli Captain Amercia vol. 5 od, bodaj, 15 zeszytu wzwyż) i to naprawdę kawał solidnej lektury, w której Cap daje się łatwo lubić.