Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Justice League: War – Świetny materiał na animację, znacznie gorszy na komiks

J

Jedna z ostatnich animacji DC Comics – „War” – nie powaliła mnie może na kolana, ale w ogólnym rozrachunku całkiem mi się podobała. W 70 minutach został całkiem zgrabnie zmieszczony dosyć trudny temat tworzenia się jednej z dwóch największych superbohaterskich drużyn w historii komiksów. W miarę rozumiem ograniczenia, jakimi rządzą się tego typu animacje, więc na pewne rzeczy po prostu nie zwracałem uwagi. Tak, część postaci została potraktowana po macoszemu. I tak, sama fabuła nie wzbudzała większego zainteresowania, zaś intryga – jeśli w ogóle o intrydze można tu mówić – nie tworzyła żadnego napięcia. OK, wybaczam to – to trudny temat, czasu było mało, a ładna oprawa wizualna częściowo odciągała uwagę od mielizny fabularnej. I bawiłem się dobrze, a to ważny czynnik.

Mam jednak problem podejść tak samo do komiksu, który mógł być tak długi, jak było to potrzebne. „War” jest pierwszym wątkiem, jaki pojawił się w komiksach o Lidze Sprawiedliwych po restarcie uniwersum DC w ramach serii „New 52”. I, jak na narodziny tak ważnej drużyny, wyszło naprawdę kiepsko.

Fabuła jest przesadni prosta i tym razem nie mam już jej czym usprawiedliwić. W różnych zakątkach Stanów Zjednoczonych wykryto aktywność dziwnych stworzeń, najprawdopodobniej obcego pochodzenia. Tam, gdzie się pojawiają, na ogół coś wybucha. Równocześnie, coraz częściej pojawiają się też inne postaci, których motywacja na razie nie jest znana. Superman, Flash czy Green Lantern – z ich istnienia opinia publiczna zdaje sobie już sprawę. O Batmanie też już krążą pogłoski, ale nikt tak naprawdę jeszcze w niego nie wierzy. Sami na wzajem też się jeszcze nie znają, ale ten stan rzeczy będzie musiał się szybko zmienić. Zagrożenie, z którym przyjdzie im się zmierzyć, jest zbyt wielkie, by można było sobie z nim poradzić w pojedynkę.

Cała historia rozciąga się na sześć zeszytów i… poza wybuchami nie ma w niej absolutnie nic. De facto – jest nawet gorzej niż „nic”. O ile Batmana i Flasha w tym wydaniu da się lubić, o tyle Green Lantern i Wonder Woman nadają się w sumie do odstrzału. Superman jest nijaki, co – jak na jego harcerzykowaty standard – nie jest jeszcze takie złe. Blado wypadają też Cyborg i Aquaman, których jest po prostu mało. Podobnie jak i w animacji, tak i w oryginalne Batman robi zdecydowanie bardziej nadludzkie wrażenie od wszystkich swoich kolegów, strzelających laserami z oczu. Choć, mimo wszystko, w filmie ten aspekt został naciągnięty jeszcze mocniej.

Miałkość historii dziwi mnie o tyle, że kojarzę już Geoffa Johnsa z naprawdę świetnymi opowieściami, jak na przykład ta z „Batman: Earth One”. Natomiast z „War” nie wycisnął prawie nic, poza regularnym dawaniem pretekstu do epickich wybuchów (do których zaraz przejdziemy). Ciekawi mnie, gdzie tkwił problem, by tę serię należycie rozbudować. Batman od Snydera i Capullo dostał na „dzień dobry” genialną, niesamowicie rozbudowaną historię z sowami w roli głównej. Czy Justice League nie mogła mieć podobnego startu? Powstanie Ligi Sprawiedliwy to temat wystarczająco trudny i bez ograniczania się do ok. 120 stron.

Trzeba to jednak napisać… co to były za strony! W ogóle się nie dziwię, że do narysowania tej opowieści został zaproszony Jim Lee, który dał z siebie wszystko. Wielkie, dwustronicowe rozkładówki wyszły po prostu obłędnie. Każdą ze stron miałem ochotę oglądać pod lupą, bym móc docenić wszystkie detale. „War” ma w sobie wszystko to, co lubię w historiach superbohaterskich i jeszcze znacznie, znacznie więcej. Jeśli mógłbym mieć do czegoś żal, to tylko do projektu kombinezonu Wonder Woman, który ponownie jest bojowym strojem kąpielowym. Była okazja, by coś z tym bublem zrobić i, niestety, została ona zmarnowana. A, co ciekawe, już w ostatnich animacjach Diana pojawiała się w cokolwiek sensowniejszych ciuchach.

Jeśli nie znacie „War”, to chyba proponowałbym Wam następujący układ. Obejrzycie animację, której łatwiej jest wybaczyć mielizny fabularne. Przynajmniej ja tak mam, może Wam to podejście też się udzieli. Następnie zaś po prostu pooglądajcie prace Jima Lee, przejrzyjcie sobie te zeszyty „Justice League” i nie zwracajcie uwagi na treść. Wtedy wyciągniecie z tej historii chyba najwięcej pozytywnych jej aspektów.

PS: Kompletnie nie rozumiem, czemu w animacji pojawił się Shazam zamiast Aquamana. Ja wiem, że Wodoczłowiek zawsze jest na szarym końcu w rankingu popularności, ale… Abrakadabra chyba jest niewiele przed nim.

Subscribe
Powiadom o
guest

6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
11 lat temu

Bo Aquaman dostanie swoją własną animację 😉 btw Wybrali już aktora który będzie grał Aqua w BvS:DoJ, został nim Jason Momoa, znany z ról Khala Drogo (Gra o Tron), Conana i przede wszystkim Jasona Ioane z… Słonecznego Patrolu XD
Wracają do komiksu, jakoś nowe JLA mnie nie kręci, te z 1997 było najlepsze, te nowe nawet połowy magii nie mają.

DD
DD
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

Jeżeli chodzi o Momoę, to bardziej bym zwrócił uwagę na to, że miał sporą rolę w serialu Stargate: Atlantyda.
Można powiedzieć że wraca do korzeni 😀

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  DD
11 lat temu

Akurat Stargate nie znam 😉 Może w przyszłości zobaczę, ale teraz mam do obejrzenia multum filmów i jeszcze więcej komiksów więc najwcześniej za 2-3 lata XD

KoZa
Reply to  DD
11 lat temu

Widziałem Mamoę właśnie w Conanie i na razie mnie do siebie nie przekonał (choć koks z niego niezły, to prawda). Ale to w sumie chyba jedyna rzecz, w której go widziałem (no, pewnie też go kiedyś nie świadomi widziałem w Słonecznym Patrolu). ;]

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
11 lat temu

W (C)onanie zagrał słabo, ale w Grze o Tron zagrał genialnie

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

Masz na myśli starą serię komiksową JLA, tak? Co warto przeczytać? :]
A, i kiedy animacja z Aquamanem? 😀

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

6
0
Would love your thoughts, please comment.x