Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

InFamous – NieSuper

I

InFamous jest pierwszym z PeeStrójkowych exclusive’ów, które postanowiłem nadrobić. Miałem długą przerwę od sandboxów, to raz. Kusiła mnie jakaś gra o superbohaterskim zabarwieniu, to dwa. Po trzecie zaś, słyszałem o tej serii w sumie same dobre opinie, więc pomyślałem, że raczej nie powinienem się zawieść. Cóż, może faktycznie nie można powiedzieć, żebym jakoś poważniej przejechał się na tym tytule, ale o zachwycie też ciężko było mówić…

Największy mój problem z InFamous był taki: każdy aspekt gry wyglądał, jakby wzięła się za niego ekipa bez praktycznie żadnego większego doświadczenia, ale za to z wystarczającym budżetem, by brać się za tytuł klasy AAA. Fabuła ledwo zipie, projekt większości postaci jest fatalny, nie mówiąc już o relacjach między nimi, grafika jest daleka od powalającej i nawet nasz superbohater nie daje uczucia bycia faktycznie super.

Cała rzecz zaczęła się od wybuchu, w którego epicentrum znajduje się Cole. Jak łatwo się domyślić, skoro Cole ma tak bardzo niedobrze w życiu, to najpewniej przyjdzie nam się w niego wcielić. I tak też się dzieje. Po cudownej ucieczce z objęć śmierci, Cole budzi się między zgliszczami miasta, w którym jeszcze przed chwilą pracował jako kurier. Bardzo szybko się okazuje, iż jego przeżycie nie było takim do końca tylko i wyłącznie szczęśliwym przypadkiem. Coś się w nim zmieniło, coś, co umożliwiło mu jako takie panowanie nad elektrycznością. Co prawda nie może się za bardzo dotykać żadnej elektroniki, gdyż grozi to przeciążeniem, ale za to sam może składować w sobie gigantyczne ilości energii i używać jej jako broni. Jako że miasto zostaje objęte kwarantanną niedługo po wybuchu, zaś na ulicy zaczynają się pojawiać w zastraszającym tempie hurtowe ilości zmutowanych fanatyków, nowe moce mogą się okazać bardzo przydatne, bardzo szybko.

Powyższy pomysł na fabułę sypie się za każdym razem, gdy ktoś zada jakiekolwiek pytanie. Pochodzenie cudacznych fanatyków w takich ilościach nigdy nie zostaje wytłumaczone, za całą intrygą stoi jakaś szemrana loża masońska, zaś Cole co i rusz dostaje kontakt od agentów fajnie brzmiących, tajnych komórek (CIA, FBI, ABS etc.). O ile nigdy nie domagam się absolutnie bezbłędnej logiki i misternie utkanego scenariusza, niczym w „Memento” Nolana, o tyle fabuła w „InFamous” jest już po prostu zbyt głupia i do tego irytująca, przez co miałem jeszcze mniej ochoty, by dać jej wiarę. Winą za ten stan rzeczy obarczyłbym między innymi postaci z, nazwijmy to, obsady pomocniczej. Najlepszy przyjaciel Cole’a, Zeke, jest owym najlepszym przyjacielem… bo tak. Zdradza go chyba z pięć razy, głupi jest niepomiernie, ale Cole dalej daje wodzić się za nos. Co gorsze, Zeke przy okazji jest takim lokalnym komediantem, który najwyraźniej miał graczy bawić w przerwach od kolejnych tragedii, rozgrywających się na ulicach miasta. Efekt tego zagrania jest, niestety, prawdziwie żałosny.

Fabułę i projekt postaci można byłoby spokojnie przemilczeć, gdyby model rozgrywki dostarczał takiej zabawy, że na zwracanie uwagi na inne detale nie byłoby już czasu. Niestety, tu leży największy problem „InFamousa”. Cole po prostu nie jest super. Owszem, może strzelać błyskawicami, rzucać elektryczne granaty i korzystać z salw energii niczym z bazooki, ale… co z tego, skoro byle kmiot wytrzymuje po kilka strzałów z broni podstawowej, a wszelkie eksplozje po prostu omija? Na każdego przeciwnika trzeba poświęcić przez to dobrych kilka chwil skutecznego celowania i strzelania, a że owi agresorzy biegają po mieście w sporych grupkach, można nic nie robić, tylko walczyć z nudnymi klonami. Gdyby każda z takich ekip padała od strzału czy dwóch, a ich szczątki majestatycznie oblepiałyby ulice miasta, sprawa wyglądałaby zgoła inaczej i, przyznaję, satysfakcjonująco. A tak? Przez 80% gry czułem ciągły deficyt mocy.

Co więcej, problem ten dotyczy również… poruszania się po mieście. Nie grałem jeszcze w superbohaterskiego sandboxa, w którym wspinanie się na budynek byłoby mniej efektywne. Grając w „InFamous” z łezką w oku wspominałem skakanie nad dachami budynków w „Crackdownie” czy bezczelne bieganie po ścianie w „Prototype”. Ba, Ezio w „Assassin’s Creed” szybciej się wspina niż Cole. Zresztą, jak już dostaniemy się na szczyt, okazuje się, że nie za bardzo mamy co na nim robić. Możliwość szybowania dostajemy dopiero gdzieś w połowie gry, zaś przewody wysokiego napięcia, po których możemy się ślizgać, są rozłożone ze średnio zadowalającą częstotliwością.

Dochodzą tu jeszcze pomniejsze głupotki, które sprawiają, że Cole zamiast superbohaterem, jest raczej miernotą. Ot, źródło jego mocy – energia elektryczna. Możemy ją pobierać z dowolnego źródła i przechowywać, zaś przy okazji leczy ona również rany. Czemu w takim razie, gdy pod naszymi nogami przypadkowo eksploduje nasz własny granat energetyczny, to umieramy? Wtórnie przetworzona energia (jakby ta miejska była jakaś eko, biodegradowalna…) jest już mordercza niczym ścieki dla Kapitana Planety? Alba inna rzecz – super cios, który można naładować podczas upadku z dużej wysokości, wywołujący falę uderzeniową przy zetknięciu z ziemią. Można w ten sposób wysadzić w powietrze kilka pobliskich samochodów, ale na ogół żaden z przeciwników nie zginie w tym procesie. Bardzo nie-super. Inna sprawa, że Cole jest wrażliwy na wodę, co łatwo zrozumieć. Pytanie tylko, czemu w takim razie przeciwnicy chodzą z karabinami, skoro wystarczyłoby wziąć wiadro pomyj?

W niczym nie pomaga też schematyczność misji, których się podejmujemy. W zakresie zadań pobocznych, które służą do nieobowiązkowego przejmowania kontroli nad miastem mamy może ze 3-4 typy do wyboru (a zleceń do wykonania chyba ponad 80). Z wątkiem głównym nie jest lepiej. Raz, że pomysły twórców wyczerpują się bardzo szybko, a dwa, że pod koniec gry musimy non stop biegać z jednego końca miasta na drugi, tak dla zasady, żeby czas gry wydłużyć.

W tym wszystkim najbardziej dziwi mnie jednak to, że… gdzieś pod sam koniec mimo wszystko ta gra zaczyna nabierać pazura. Fabuła odbija się lekko od dna, Cole w końcu zaczyna dysponować mocą (bardziej) masowej zagłady i wszystko nabiera tempa. Szkoda, że to się tyczy dosłownie ostatnich 10-20% zabawy – „InFamous” jest chyba najdłużej rozkręcającą się grą ze wszystkich tytułów, które ogrywałem. W całości widać potencjał, ale o produkcie, który został wypuszczony do sklepów, ciężko powiedzieć coś lepszego niż „średniak”.

Początek przygody z PlayStation 3 nie był najbardziej fortunny z możliwych. Przyznaję jednak, że mimo wszystko nie zraziłem się na tyle do „InFamous” by nie spróbować swoich sił z jego kontynuacją. A jak i to mi nie podejdzie, to i tak jeszcze cała masa tytułów przede mną! Uncharted, God of War, Killzone – nie pozostaje mi nic innego, jak się do nich dobrać, testować i dobrze się bawić.

Subscribe
Powiadom o
guest

12 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
DD
DD
11 lat temu

Infamous. Meh. Lepiej byś resztę Asasynów zrecenzował, a nie urwałeś w połowie 😉

KoZa
Reply to  DD
11 lat temu

A wiesz… mam to w planach. ;-]

fid3l
fid3l
11 lat temu

nie wiem czy już grałeś, ale ostatni hitman na ps3 (absolution), śmignięty na puryste robi robote ;]

KoZa
Reply to  fid3l
11 lat temu

Śmignięty na purystę, czyli że po cichu, jak na skrytobójcę przystało czy… czegoś nie zrozumiałem? ;]
A co do samego pytania – niestety, nie załapałem się na niego, kiedy był w Plusie, jeszcze PS3 wtedy nie miałem, niestety…

Hiddenlord
Hiddenlord
11 lat temu

Na wstępie zaznaczę, że inFamousa poznałem dobre cztery lat temu, więc w porównaniu do Ciebie, Koz, niedługo po premierze. Ograłem go łącznie 2 razy, zarówno jako dobry jak i zły charakter. Nadal dobrze wspominam ten tytuł, świadom niektórych jego wad. Zaczynajmy!
Narzekasz, że Cole nie jest „super” i według mnie to bardzo duża zaleta tego tytułu. MacGrath dopiero co otrzymał swoje moce, nie ma pojęcia o co w nich chodzi, jest na samym początku swojej drogi. Trudno oczekiwać, by na starcie był w stanie powodować elektrycznie trzęsienia ziemi i fale prądowych wybuchów. To, że Cole jest słaby, a przeciwnicy są silni (bo raczej nie są „trudni”, AI nie stoi na najwyższym poziomie) traktuję jako duży plus. Nie da się biec przez ulicę, walić head-shotów jak popadnie i dopaść do naszego celu, np studzienki. No dobra, czasem się da, ale często kończymy w plamie własnej krwi. Cole to nie Człowiek ze Stali, nie zjada niestety pocisków.
Co do wspinania się po budynkach to trudno odnieść mi się do Crackdowna, bo nie grałem. W Prototype mamy totalnego mutanta, który biega po ścianach niczym Flash, zaś w serii AC co kolejna odsłona to wspinanie się jest coraz łatwiejsze, tak bardzo, że nieraz aż mało satysfakcjonujące (ale to może tylko ja tak mam). Cole jest bardzo zwykły jak na człowieka obdarzonego nadludzką mocą i bardzo dobrze. To, że wspindranie się jest nieraz kłopotliwe to dobrze – nie tak łatwo zewsząd uciec i wszędzie łatwo się dostać. Cole nie jest Spider-manem.
Fabuła inFamous średnio trzyma się kupy, to prawda. Przy pierwszym przejściu tłumaczyłem sobie to moją ignorancją, ale przy drugim byłem już rozdarty między przekonaniem, że przesypiam połowie cut-scenek, a pogodzeniem się z brakami fabularnymi. Szukanie w satelitach taśm trochę ratuje sytuację, ale nadal czuło się, jakby poszczególne ugrupowania i ich szefowie pojawiali się trochę „znikąd”, jakby mieli wydłużyć grę między początkiem, a finałową walką. Nikt chyba jednak nie zaprzeczy, że zwrot akcji na koniec był naprawdę dobry. Albo tani, to już jak kto woli.
Nie jestem pewien czego spodziewałeś się po inFamous. Z jednej strony myślę, że miałeś wyobrażenie tej gry jako łatwiejszej, ale pewnie chodzi o coś innego – oczekiwałeś tytułu bardziej efektownego. Z potężnym protagonistą, który miażdży hordy wrogów, pozostawiając krwawą łaźnię. Cóż, faktycznie, inFamous taki nie jest. Jest dość wymagający, czasem łatwo zginąć, trudno zabić, sili się momentami na głębię. Czasem mu nawet wychodzi, czasem nie. W tym tytule wszystko jest szare, a jednak efekt końcowy jest – uwaga – piorunujący. Piorunujący, łapiecie?

KoZa
Reply to  Hiddenlord
11 lat temu

Holy Mother of Long Posts, Batman!
To ja na razie powiem tylko tak – dzięki za bardzo rozbudowaną opinię. Kiedy tylko będę miał chwilę luzu, postaram się do wszystkiego należycie odnieść. Nie chcę takiej mega-wypowiedzi potraktować zdawkowo. :-]

KoZa
Reply to  Hiddenlord
11 lat temu

W końcu znalazłem czas, żeby jakoś sensowniej odpisać na Twojego mega-posta. :-]
„Na wstępie zaznaczę, że inFamousa poznałem dobre cztery lat temu, więc w porównaniu do Ciebie, Koz, niedługo po premierze.”
Tak sobie myślę… czuję, że czas, który minął od premiery pierwszego inFamousa nie wpłynął na mój odbiór gry. Już wtedy były ładniejsze, bardziej dopracowane i ciekawsze tytuły. Tak na wszelki wypadek to piszę, żeby nie było, że „staroć, nie podoba mi się”.
” Nie da się biec przez ulicę, walić head-shotów jak popadnie i dopaść do naszego celu, np studzienki.”
Odnośnie całego akapitu o uczeniu się swojej siły etc. Tu się o tyle nie zgadzam, że np. jak podczas upadku wywołuje się falę uderzeniową, to samochody wybuchają. A ludzie nie umierają. Tego typu rzeczy mnie strasznie drażniły.
” Cole jest bardzo zwykły jak na człowieka obdarzonego nadludzką mocą i bardzo dobrze. To, że wspindranie się jest nieraz kłopotliwe to dobrze – nie tak łatwo zewsząd uciec i wszędzie łatwo się dostać.”
Tu ponownie się nie zgadzam. Tym razem z tego względu, że druga część pokazał, jak bardzo fajnie można było ten system rozwinąć. Choćby te pionowe maszty, po których można było się „ślizgać w górę” – rewelacja. Albo wyższe skakanie – proste rozwiązanie, które rozwiązywało wiele problemów technicznych. Ja lubię, kiedy różnego typu akrobacje są trudne. Ale tu były po prostu żmudne.
„Nikt chyba jednak nie zaprzeczy, że zwrot akcji na koniec był naprawdę dobry. Albo tani, to już jak kto woli.”
Trochę tani był, ale też mi się podobał. :-]
„Nie jestem pewien czego spodziewałeś się po inFamous. Z jednej strony mam wrażenie, że miałeś wyobrażenie tej gry jako łatwiejszej, ale pewnie chodzi o coś innego – oczekiwałeś tytułu bardziej efektownego.”
Spodziewałem się czegoś… płynniejszego. Z poziomem trudności wynikającym z ciekawych mechanik, a nie z tego, że wrogowie potrafią być dziwnie kuloodporni. Zresztą, jako że grałem już w dwójkę: o, dokładnie spodziewałem się tego, co dostałem później w inFamous 2. :-]
BTW, nadal masz PS3? :-]

Hiddenlord
Hiddenlord
Reply to  KoZa
11 lat temu

No, no, Koz, byłem przekonany że nie znajdziesz już czasu na odpowiedź, a tu miła niespodzianka!
„Tak sobie myślę… czuję, że czas, który minął od premiery pierwszego
inFamousa nie wpłynął na mój odbiór gry. Już wtedy były ładniejsze,
bardziej dopracowane i ciekawsze tytuły.”
Nie przeczę, że inFamous nie dorasta do poziomu takiego GTAIV, które jest tytułem o rok starszym. Wiadomo jednak, że Rockstar to Rockstar, dla nich dopracowywanie gry jest czymś zupełnie innym niż dla reszty branży (nie oznacza to, że nie powinno się porównywać do najlepszych). Szczerze nie kojarzę innego tytułu z otwartym światem z tamtego okresu, może oprócz Prototype – grałem jednak tylko w demo, a o ile wiem przyjęto go gorzej od inFamousa.
——————————————————–
„Odnośnie całego akapitu o uczeniu się swojej siły etc. Tu się o tyle nie
zgadzam, że np. jak podczas upadku wywołuje się falę uderzeniową, to
samochody wybuchają. A ludzie nie umierają. Tego typu rzeczy mnie
strasznie drażniły.”
Z jednej strony twórcy dali naprawdę dużą ilość życia nawet słabym przeciwnikom. Z drugiej dążyli do „jakiejś-tam” możliwości wykorzystania otoczenia. No i dzięki temu mamy auta działające jak beczki z paliwem, które nie zabijają teoretycznych cieniasów z karabinami. Nie przeczę, że i mnie nieraz irytowało to, że pomimo pięciu headów przeciwnik wciąż żyje. Jednak z biegiem czasu przyjąłem taki stan rzeczy. Potraktowałem to jako wyzwanie, a nie bezsens. Choć nie przeczę, że bezsens to jak najbardziej jest. 🙂
——————————————————–
„Tu ponownie się nie zgadzam. Tym razem z tego względu, że druga część pokazał, jak bardzo fajnie można było ten system rozwinąć. Choćby te pionowe maszty, po których można było się „ślizgać w górę” – rewelacja. Albo wyższe skakanie – proste rozwiązanie, które rozwiązywało wiele problemów technicznych. Ja lubię, kiedy różnego typu akrobacje są trudne. Ale tu były po prostu żmudne.”
Niestety nigdy nie dorwałem drugiej części więc po prostu nie jestem w stanie się odnieść. Jestem pewien, że programiści naprawili swoje grzechy z jedynki, ale dla mnie to były tylko małe grzeszki. 🙂
——————————————————–
„Spodziewałem się czegoś… płynniejszego. Z poziomem trudności wynikającym z ciekawych mechanik, a nie z tego, że wrogowie potrafią byćdziwnie kuloodporni. Zresztą, jako że grałem już w dwójkę: o, dokładniespodziewałem się tego, co dostałem później w inFamous 2. :-]”
To chyba dość powszechna bolączka. Podobnie było z pierwszym Asasynem – wielkie nadzieje, jakie narobiło nam Ubi z Jade Raymond na czele spotkały się z brutalną, toporną rzeczywistością pod postacią koszmarnej, powtarzalnej mechaniki. Dopiero Dwójeczka pokazała jak ma wyglądać prawdziwy AC. Widocznie podobnie jest w przypadku inFamous. Skoro już pierwszy nieSławny tak mi się podobał, to pewnie byłbym zachwycony kolejną częścią. Choć te mutanty do mnie nie przemawiają.
——————————————————–
„BTW, nadal masz PS3? :-]”
Ano mam i nawet działa! A lata swoje ma i z drugiej ręki jest. Dumny z niej jestem.

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
11 lat temu

Najlepsze w InFamous są artworki 😉

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

Mi tak średnio podeszły, ale może to dlatego, że miałem polską narrację, której tragicznie się słuchało. ;]

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
11 lat temu

Polskiego dubbingu w grach jakoś znieść nie potrafię. Jedynie w Wiedźminie i Gothicu dało się słuchać rodzimego języka z przyjemnością.

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
11 lat temu

O tak, Gothic 1 i 2 to złote czasy pełnego, polskiego dubbingu. I jeszcze Neverwinter Nights 2 po polsku bardzo mi się podobało, choć nie pamiętam, czy tam był pełny dubbing, czy tylko część kwestii była czytana przez lektorów.
A w inFamousie dubbing był dramatyczny (choć oryginalne głosy w dwójce też mnie za serce nie złapały, tak swoją droga – główny bohater miał dosyć irytujący głos).

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

12
0
Would love your thoughts, please comment.x