Fanem Harry’ego Pottera zdecydowanie nie jestem, ale – jeśli pamięć mnie nie myli – filmy widziałem chyba wszystkie. W szczególności te mroczniejsze części stanowiły całkiem przyzwoitą rozrywkę. Bez szału, ale zdecydowanie dało się na seansie miło spędzić czas. Były czary, efekty specjalne, granie w rugby na miotłach, skrzaty podobne do Putina etc. Trochę brakowało seksu, dragów i rock’n’rolla, ale to miała być bajka dla dzieci – nie można mieć wszystkiego. Liczyłem, że HP7/1 – w rzeczywistości pierwszy odcinek siódmej części przygód młodego czarodzieja, a nie nowy laptop od Hewletta Packarda – będzie podobny.
Tak się jednak nie stało. Owszem, efekty specjalne, gdy już się pojawiają, są naprawdę dobrze zrealizowane. Niestety, powodów, by się magicznie po przepychać, jest znacznie mniej. Książki nie czytałem, piszę ten tekst jedynie z pozycji widza, więc nie wiem, czy oryginał był równie przegadany. Mamy tu masę ckliwych pożegnań, przywitań, spotkań i kilka przemów. Jest… sennie. Po seansie miałem silne wrażenie, że zamiast dwóch filmów po 140 minut, spokojnie mógłby być z tego jeden trzygodzinny. Wycięłoby się dłużyzny, skoncentrowało akcję i byłoby całkiem ciekawie. Chyba że druga część pokaże rogi i nadrobi zaległości jedynki.
OK, ale o czym jest ten film? Tu jest problem, gdyż czego bym nie napisał, mógłbym komuś zepsuć przyjemność z czytania czy oglądania. Mam tu oczywiście na myśli osoby, które nie miały jeszcze styczności z poprzednią częścią. Miejcie jednak na uwadze, że przynajmniej pobieżna znajomość poprzednich części jest ważna, by zrozumieć jakiekolwiek wydarzenia na ekranie. Siłą rzeczy, ciągle pojawiają się odniesienia do poprzednich części.
Zasadniczo, w podobny sposób można byłoby napisać całą recenzję – ta część jest jak kilka poprzednich, tylko że nudniejsza. Aktorstwo młodszej kadry nadal jest drewniane, ze szczególnym wyróżnieniem – werble – Daniel Radclife’a. Żal tylko Alana Rickmana, którego na planie filmowym prawie w tym filmie nie uświadczyliśmy. Miłym zaskoczeniem była dla obecność, choć epizodyczna, Billa Nighty’ego. Co się tyczy ról Hermiony czy Tego Typa Rudego, widać lekki progres na tle serii, ale mimo wszystko nadal mamy do czynienia z drewnem.
Jeśli macie ochotę na odrobinę dobrej, magicznej akcji i miły, kinowy chillout, to nowa część Harry’ego Pottera Wam tego nie zapewni. Oczywiście, fani i tak pewnie będą zachwyceni, ale zakładam, że owi fani nie mają potrzeby czytać recenzji, ponieważ na seans i tak się wybiorą (ba, już to dawno zrobili). Dla mnie to produkcja nudna, przeciągnięta i przegadana, a zdawkowa ilość ciekawych efektów specjalnych i dobra muzyka to za mało, by przykuć mnie do ekranu. Mam też wątpliwości na ile jest to jeszcze produkcja dla dzieci – mamy tu otwarte, krwawiące rany, brutalną śmierć czy tortury. Klimat Harry’ego Pottera bardzo się przekształcić, pytanie tylko czy nie zatracił pierwotnej baśniowości, skierowanej do najmłodszych?
Jako zawodowy fan stwierdzam iż nic nie znasz się na HP. :< Jeden trzygodzinny film musiałby być pocięty bardziej niż Książe Półkrwi.
No to wkładasz kij w mrowisko. ^^
Tej części póki co nie widziałam, czekam, aż ci najzagorzalsi fani już opuszczą kina, żeby takiego tłoku nie było. Tak więc nie będę kwestionować tego, że nudny i drewniany. Jeśli jednak chodzi o małą ilość akcji, to podejrzewam, że nadrobi to druga część, gdyż… po prostu tak jest w książce. 😀 Rickmana też powinno być więcej w końcówce.
Nie rozumiem, czemu to miała być produkcja dla dzieci? Z Potterem jest trochę tak, że bohater książkowy dorastał wraz z czytelnikiem – gdy zaczynało się czytać pierwszą część w wieku lat jedenastu, będąc równolatkiem Harry’ego, to kończyło się w wieku… lat dziewiętnastu bądź dwudziestu. Więc wręcz oczekuje się pewnych zmian. Poza tym (nie wiem, na ile film to zaznacza) – przecież trwa wojna. Trudno, żeby nie było tych wszystkich elementów, które wymieniasz. A że może nie powinno się zabierać na ten film dzieci? Bywa. Urosną, to obejrzą. 😀
Generalnie filmy na podstawie HP od samego początku były robione dla fanów, a ci, którzy książki w ogóle nie czytali, często nawet nie wiedzą, o co chodzi, co to za kolejni ludzie etc (tak, testowałam ^^). Same w sobie dalekie są od aspirowania do miana kinematograficznych dzieł, ale moim zdaniem wywiązują się, zwłaszcza od części trzeciej wzwyż, z najważniejszego zadania – zachowują klimat oryginału. I mnie to wystarcza.
PS A na sięgnięcie po książkę jeszcze nie jest za późno! 🙂
„Jako zawodowy fan stwierdzam iż nic nie znasz się na HP.”
Nie znam się, ale lojalnie uprzedziłem, że piszę ten tekst z pozycji widza. ;] Szczerze mówiąc, dla mnie dobry rozrywkowy film to taki, na którym nie trzeba się znać, żeby się bawić. Przykładem są ekranizacje Kinga, Dicka etc. Nie znam się na ich twórczości, ale filmy ogląda się świetnie.
„No to wkładasz kij w mrowisko. ^^”
„Jeśli jednak chodzi o małą ilość akcji, to podejrzewam, że nadrobi to druga część, gdyż… po prostu tak jest w książce. Rickmana też powinno być więcej w końcówce.”
To dobra informacja. :]
Juhu! x] Od dziś będę kontrowersyjnym blogerem. xP
„Nie rozumiem, czemu to miała być produkcja dla dzieci?”
Powiem tak, z jednej strony zgadzam się z tym, co napisałaś (nie cytowałem całości, żeby ten post nie był jeszcze dłuższy :] ). Widz/czytelnik dorastał, Harry dorastał. Ale to się tyczy tylko i wyłącznie osób w naszym wieku! A co z czytelnikami/widzami, którzy za serie wzięli się z 10 lat później?
Chodzi mi o to, że jeśli seria od początku jest dla dzieci, to taka powinna pozostać. Nie wiem, jak rodzice mają wytłumaczyć zakochanemu w Harrym dziecku, że – dajmy na to – powyżej piątej części na razie nie może czytać, bo jest na to za młode. Oczywiście, to typowe moralizatorstwo i pewnie większość rodziców się tym nie przejmie, tak jak większość rodziców pozwala grać w gry zdecydowanie przeznaczone dla starszych.
Dodam też, że mi osobiście, jako konsumentowi, nie robi to różnicy. Mam tu na myśli dzieciaki o wiele lat młodsze. Bo my, Ociu, jednak to już trochę starzy jesteśmy – chociaż młodzi duchem rzecz jasna. xP
„Same w sobie dalekie są od aspirowania do miana kinematograficznych dzieł, ale moim zdaniem wywiązują się, zwłaszcza od części trzeciej wzwyż, z najważniejszego zadania – zachowują klimat oryginału. ”
Ale ja to właśnie napisałem o tych poprzednich częściach. :] I dodałem, że HP7/1 dla mnie taki właśnie nie jest. Więc tu akurat się zgadzamy. Zobaczymy, czy nadal będziemy się zgadzali, jak już obejrzysz. BTW, jeśli nie masz ochoty na tłok, to idź do Atlantica – tam seanse mają trzy genialne zalety:
1. Mało ludzi, a to dlatego, że:
2. Seans po angielsku z napisami.
3. 2D!!!
Polecam. :]
A za książkę nadal planuję się wziąć, tylko nie wiem, czy po polsku, czy po angielsku. :]
„Widz/czytelnik dorastał, Harry dorastał. Ale to się tyczy tylko i wyłącznie osób w naszym wieku! A co z czytelnikami/widzami, którzy za serie wzięli się z 10 lat później?”
Powiedziałabym, że mają pecha? 😀
Tak, ja rozumiem, że kiedy wszystkie części są na rynku, to nikt nie będzie robił sobie roku przerwy w czytaniu pomiędzy tomami, żeby urosnąć. W tym wypadku można co najwyżej nie dawać dzieciom książek o HP zbyt wcześnie – tak jak wielu innych książek/filmów. Chociaż w sumie to momentami szczerze wątpię w to, czy obecne dzieciaki będą jakoś bardzo przeżywać fakt, że ktoś tam zginął albo został ranny – w końcu pewnie widziały już gorsze rzeczy.
(Chociaż osobiście to bałam się już podczas lektury drugiego tomu, przerażał mnie ten bazyliszek, zwłaszcza jak czytałam po nocach. No, ale miałam 11 lat. ^^)
„Bo my, Ociu, jednak to już trochę starzy jesteśmy – chociaż młodzi duchem rzecz jasna. xP”
Tak, tak, ja wiem. ^^ Pewnie dlatego nikt nie chce chadzać ze mną na Pottery i na wszelkiego typu kreskówki/animacje. No ale co poradzę, że z tego nie wyrosłam? (I pewnie jeszcze długo nie wyrosnę :D)
A do Atlantica się w takim razie wybiorę, bo HP z dubbingiem nie uznaję. I 3d też nie jest mi do szczęścia potrzebne. Tak więc dzięki za wskazówkę. ^^
„A za książkę nadal planuję się wziąć, tylko nie wiem, czy po polsku, czy po angielsku. :]”
Polecam po angielsku, choć polska wersja jest bardzo dobra. Ale oryginał to zawsze oryginał. ^^
„(Chociaż osobiście to bałam się już podczas lektury drugiego tomu, przerażał mnie ten bazyliszek, zwłaszcza jak czytałam po nocach. No, ale miałam 11 lat. ^^)”
Sam się nad tym czasem zastanawiam. Bo jednak ja obejrzałem jakiś film zdecydowanie zbyt mocny na swoje wczesne lata, to jednak później śnił się po nocach. ;] No i wszelkiej maści horrory wtedy faktycznie robiły wrażenie, nie to co teraz… Pytanie, czy dzieciaki faktycznie się aż tak zmieniły, czy tylko nam się wydaje. ;] Z drugiej strony, nic w kinie nie jest w stanie bardziej ryć psychy niż cokolwiek na 4chanie i podobnych miejscach. ;]
Co do animacji, HP i tego typu filmów, to na szczęście mam znajomych, którzy też lubią (a w razie czego chodzę sam, bo lubię sam w kinie bywać) i dzięki temu nic mnie raczej nie omija. :]
Przeczytałem wszystkie części – teraz sam nie wiem czemu, nic mi tych godzin nie zwróci.
Ale ostatnia część…na której powstał film…to zbrodnia na literaturze. To już XVII eseje bankowe mają więcej dramaturgii i akcji.
A jeśli chodzi o pokonanie Voldemorta (to chyba nie spoiler? Spodziewaliście się nieszczęśliwego zakończenia?) to woła o pomstę do nieba.
Ja się ciągle zastanawiam, czy nie przeczytać „Harry’ego Pottera”, żeby może lepiej zrozumieć ten jego fenomen (tak samo ma się sprawa ze Zmierzchem). Ale chyba właśnie czasu mi żal…