Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Golden Axe – Retro topór

G

Kto zna Golden Axe – ręka do góry! Drugie pytanie będzie już bardziej bolesne – ile kasy – w postaci bilonu, rzecz jasna – opuściło Wasz portfel, gdy próbowaliście doszlifować swoje umiejętności i pokonać wreszcie grę bez żadnej śmierci? Trochę tego pewnie było, nie? Co bardziej szczęśliwi gracze, zamiast trwonić gotówkę przy automacie, trwonili własne zdrowie psychiczne przy PC czy innym domowym sprzęcie. Sam należałem do tej drugiej grupy i pamiętam, jak nie raz chciało się – do spółki z kuzynem – rzucić klawiaturą o ścianę, gdy piętnasty raz zostało się zabitym przez końcowego Big Bad Bossa…

Tak, z Golden Axem wiąże się sporo miłych wspomnień niejednego gracza. Pewnie dlatego Sega – do spółki z developerem, Secret Level – postanowiła przenieść tego dinozaura na platformę Xbox Live Arcade, czując przez skórę, że ten ruch może cieszyć się całkiem niezłą popularnością. Cóż, mieli rację – Golden znalazł ponad kilkaset tysięcy nabywców.

Jak to jednak zawsze w przypadku takich staroci bywa, młodszym pokoleniom graczy należy się kilka słów sprostowania. Otóż Golden Axe jest naprawdę wiekowym beat’em up – zadaniem gracza jest przemaszerowanie całego świata z lewej na prawą w celu zniszczenia zła wszelakiego i uratowania królewskiej pary (tak z grubsza prezentuje się fabuła). Twórcy oddali do dyspozycji trzy zróżnicowane postaci. Pierwszy z brzegu jest krasnal – ot, mały wredny włochacz z toporem większym od… no, od… no wiecie. OK, z po prostu gigantycznym toporem. Jak wskazuje rozmiar oręża – jest to gość nastawiony stricte na walkę wręcz. Jego zupełną odwrotnością jest Miss Pixel ’89 – ta, odziana w stalowe stringi i ćwiekowany biustonosz, heroina włada najpotężniejszymi czarami w grze, ale nie jest aż tak odporna na okładanie maczugą. Gdzieś po środku plasuje się kuzyn Hi-mana – gość z wielką klatą i małym… mieczem.

Sega zdecydowała się na zrobienie remake’a w skali jeden do jednego, dlatego też Golden Axe wygląda i brzmi dokładnie tak samo, jak blisko dwie dekady temu. Dla graczy, takich jak ja, jest to swego rodzaju zaletą, gdyż ponowne odkrywanie GA stanowiło naprawdę niezłą atrakcję i podróż w czasie. A czy spodoba się to młodszym odbiorcom? Jak na swoje lata, grafika jest naprawdę niebrzydka, a animacje postaci mogą aż zaskoczyć swoją różnorodnością. Z drugiej strony, ciężko jednak nie zauważyć, iż każdy obiekt w tej grze jest zlepkiem pikseli. Jeśli liczycie na HD, to lepiej nie odpalajcie. Za to jeśli nie znacie GA, ale i tak lubicie old school, to mogę Wam gwarantować, że oprawa wizualna nie wypali Wam oczu. Całe szczęście, kolorystyka jest daleka od – znanej z chociażby Sonica – jaskrawości.

Skoro ta wersja Golden Axe’a jest wierną kopią protoplasty, to niestety odziedziczyła po niej jedną zasadniczą wadę – jest potwornie krótka. Tylko pierwsze przejście ma szansę Wam zająć w miarę dużo czasu, gdyż wtedy ginie się na co drugim kroku. Zaś gdy się już opanuje mechanikę, to przejście całości nie zajmie wprawnemu graczowi więcej niż kilkanaście minut.

Gdy się tak popatrzy na ten bilans plusów i minusów, to aż się człowiek zastanawia, skąd się biorą te pokłady grywalności Goldena. Gdyż, możecie mi wierzyć, akurat grywalności tej gierce nie brakuje. Ba, przyjemność jest taka sama, jak przed laty! Czemu? Co jest tego przyczyną? Ciężko stwierdzić. Na pewno ma w tym bardzo duży udział gra na dwa pady z kumplem, kiedy to naprawdę człowieka nachodzi wena na niezwykle siarczyste wiąchy.

Ostatnią rzeczą, która interesuję większość graczy w przypadku tytułów na XBLA, to – rzecz jasna – achievementy. Te w Golden Axe są, niestety, średnio ciekawe. Prawie wszystkie są debilnie proste do odblokowania. Jedyny, który z kolei wydaje się wręcz niemożliwy do zaliczenia, wiąże się z przejściem gry bez… ani jednej kontynuacji. A do tego trzeba mieć już nie lada skilla.

Powiem Wam, gdyby Microsoft zażyczyłby sobie za dziecko Segi 800 punktów, to bym zakup odradzał. Ale, biorąc pod uwagę, że gra jest do nabycia za cztery stówki, zdecydowanie uważam, że każdy może dać jej szansę. Fani old schoolu niech biorą w ciemno, a reszta też może spróbować, jeśli tylko pixele im niestraszne.

2008-05-18. Recenzja napisana na zlecenie Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x