Boli mnie bardzo dusza, serce i mózgownica (głównie to ostatnie), gdy widzę, jak w świecie kinematograficznym marnują się pieniądze. W szczególności gdy idzie tu o polską sztukę kręcenia filmów, która nigdy na nadmiar gotówki nie narzekała. Produkowanie takich „obrazów”, jak „Dlaczego nie!” jest po prostu marnowaniem kapitału, który mógłby starczyć na pokrycie potrzeb kilku twórców, którzy nie czują musu, by główny bohater biegał po planie z telefonem komórkowym, wartym trzy tysiące złotych…
Ryszard Zatorski, spec od polskich komedii romantycznych (ma na koncie wyreżyserowanie „Tylko mnie kochaj” oraz „Nigdy w życiu”), ponownie przedstawił nam bajkę, która się pewnie śni noc w noc niejednej dziewczynie. Dobrze, może trochę przesadzam, gdyż tym razem owa bajka jest już tak miałka i nieciekawa, że raczej nie jest obiektem pożądania specjalnie dużej rzeszy widzów. Małgosia (Anna Cieślak) jest biedną studentką z prowincji, która stara się o posadę w firmie reklamowej. Podczas swych licznych prób zwrócenia na siebie uwagi poznaje Jana (Maciej Zakościelny), którego bierze za zwykłego ochroniarza. Żyjąc w tym przeświadczeniu, spędza z nim kilka pomnych chwil (czyli ok. pół filmu) w plenerze. Wyobrażacie sobie, jakie musi być jej zaskoczenie, gdy okazuje się, iż Janek tak na prawdę jest… prezesem?! Niezwykłe, prawda? Kto by się mógł tego spodziewać…
Skoro już padły słowa „biedna studentka z prowincji”, to muszę poruszyć pewien problem, który mnie omal nie zrzucił z kinowego krzesła. Otóż, standardy, w jakich żyją dzisiejsi żacy, są, zdaniem autorki scenariusza – Aliny Puchały – do pozazdroszczenia. Otóż, nasza skromna Małgosia mieszka w kamienicy na Starym Mieście, a pracuje na laptopie sponsorowanym przez Apple’a. To tylko jeden z rażących przykładów niekonsekwencji twórców. Z tych ciekawszych wpadek warto jeszcze wspomnieć schnące w pięć minut ubrania i przejrzystą niczym filtrowana kranówka wodę… Wisły (tudzież innej, pokaźnej rzeki).
Fabuła słaba, niedopatrzenia liczne… Czy są plusy? Owszem, ze dwa się uchowały. Po pierwsze – ponownie zrobiła na mnie wrażenie muzyka. Producenci, idąc w ślady „Tylko mnie kochaj”, nie szczędzili gotówki na tantiemy. Podczas projekcji usłyszymy między innymi takie przeboje, jak: Nat King Cole „When I Fall In Love” czy cover „Sway” w wykonaniu The Pussycat Dolls. Partie akustyczne, przygotowane na potrzeby filmu przez Macieja Zielińskiego, również sprawdzają się całkiem dobrze.
Drugą natomiast zaletą „Dlaczego nie!” jest pokaźna plejada polskich gwiazd, która przewinęła się przez plan. Fakt, że gdy po raz kolejny widzi się takie nazwiska, jak Kożuchowska, Jabłczyńska, Zakościelny, Kot, to można mieć wrażenie deja vu. Niemniej jednak, ciężko uznać taki dobór aktorów za minus – właściwi ludzie na właściwym miejscu. Miło również patrzyło się na Annę Cieślak, która nie jest jeszcze tak popularna, jak wymienione wyżej osoby. Niestety, projekt Zatorskiego ma większe szanse na przyniesienie jej niesławy niż glorii i chwały. Szkoda jedynie, że zatrudnienie tylu sław nie odbiło się wyraźniej na poziomie aktorstwa – o żadnej z ról nie można powiedzieć, że była dopracowana. Obserwując grę, na przykład, Małgorzaty Kożuchowskiej miałem silne wrażenie, że scenariusz jej kompletnie nie odpowiada i nie za bardzo wie, co zrobić ze swoją postacią…
W tym gąszczu błędów zaświeciły nieśmiało jedynie dwa aspekty, godne jakiejkolwiek uwagi. Czy to wystarczy, by móc zachęcić kogoś na seans z „Dlaczego nie!”- Nigdy w życiu! Film Zatorskiego nie jest słaby – jest po prostu poniżej wszelkich norm. Scenariusz nie trzyma się kupy, a widz ledwie trzyma się krzesła. Takie marnowanie budżetu powinno być chyba karalne. I proszę nie myśleć, że jestem po prostu uprzedzony do komedii romantycznych. To nie o to chodzi. Ja nie jestem w stanie znieść marnotrawstwa…
04.02.2007
Sorry, ale właśnie aktorzy nie są na właściwym miejscu – powinni grać w dobrych filmach 🙂
Chłopie, żal mi cię strasznie że musiałeś to…coś – obejrzeć. Trauma do końca życia.
Ja ostatnio obejrzałem „Metropolis” z 1927, i o dziwo – film jest świetny (jeżeli weźmie się pod uwagę tamte czasy i przymknie oko na parę spraw) Jezeli nie masz nic przeciwko niememu kinu – polecam 🙂
A wiesz, że z tego, co pamiętam, to wcale nie musiałem? I szczerze mówiąc, nie pamiętam też, czemu w takim razie poszedłem…
istnieją ludzie którzy lubią tego typu filmy; kino w końcu powinno być różnorodne i dostosowane do potrzeb różnej grupy odbiorców, więc nie przekreślajmy takich rodzimych produkcji
Hm, mam uczucie, że lubienie tego typu filmów, to lubienie totalnego szrotu. I szanuję to, sam też lubię czasem obejrzeć coś beznadziejnego (Sharktopus, anyone?). Tylko, że tak to ujmę, by nawet prawdziwego szrotu nie potrafimy najwyraźniej nakręcić. Ten film jest tak słaby przez to, że jest po prostu nijaki.
Polskie komedie romantyczne, to gatunek filmowy, który próbuje omijać szerokim łukiem, każdy film tego typu to po prostu słaby film i nie warto oglądać. Szkoda, że pieniądze się marnują na takie filmy. Szkoda, bo w tym kraju są zdolni ludzie, a takie filmy jak Sala samobójców lub Lęk wysokości potwierdzają to.
Zawsze żałuję, że tyle kasy pompuje się w tak słabe produkcje, kiedy – jak zauważyłeś – najwyraźniej są u nas zdolni filmowcy, którzy potrafią nakręcić dobry film.