Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Devil May Cry – Jeśli nie znałeś oryginału, to…?

D

Rzecz z remake’ami ma to do siebie, że potrafią wkurzyć najróżniejsze grupy odbiorców. Szczególnie trudni do zaspokojenia są fani oryginału – żeby tych zadowolić, trzeba na ogół wykonać odmianę pompki z filmu „Tenacious D”. A i tak nie będzie się miało gwarancji sukcesu. Trzymając się zbyt mocno oryginału, można zresztą przestraszyć nowych odbiorców, którzy nie wyłożą kasy na stół z przyczyn nostalgicznych. Czasem się też zdarza, że ludzie nowi w temacie są takim reamke’iem całkiem-całkiem zadowoleni, kiedy równocześnie tabuny najbardziej ortodoksyjnych fanów podcinają sobie synchronicznie żyły wzdłuż, nie w poprzek. Jak mi się zdaje, właśnie ostatnia z opcji pasuje na opis losu, jaki spotkał Devil May Cry.

Od razu dodam, że w moim przypadku mamy do czynienia z ostatnią opcją. Głupio mi, ale Dantego wcześniej osobiście nie poznałem. Jako że cała trylogia została wydana w HD, może wreszcie coś z tym fantem zrobię. Zaś nowa iteracja DmC (nie mylić z Detroit Metal City) została dodana do Playstation Plus, więc nie miałem powodu, by jej nie ograć. I bawiłem się naprawdę bardzo dobrze, biorąc pod uwagę absolutny brak oczekiwań.

Fabularnie mamy do czynienia z Japonią. I nie chodzi o to, że akcja ma miejsce w Japonii, ponieważ nie ma. Chodzi mi bardziej o stan umysłu, o pokręcenie wątków, o dziwaczność konceptów – wszystkie te czynniki jednoznacznie kojarzą mi się z Krajem Kwitnących Macek. Dante w dosyć nieciekawych okolicznościach dowiaduje się, że ma brata. I że rodziców miał mocno nie z tej ziemi. Ojciec był demonem, matka aniołem i zachciało im się „Romea i Julii”. A teraz tylko ich dzieci mogą powstrzymać lokalną odmianę szatana od przejęcia kontroli nad światem.

Tego typu gry zawsze dzieliły się w mojej głowie na dwie grupy – na slashery i Slashery. Tak, to ta typowa różnica, kiedy w drugim przypadku nazwę pisze się z wielkiej litery. Te pierwsze to po prostu urocze, „chodzone naparzanki”, gdzie na ogół ma się lekki i mocny atak oraz kilka kombinacji tychże. Twórcy nie przykładali się za bardzo do balansowania umiejętności, a wyzwanie na wyższych poziomach trudności polega na ogół na tym, że sterowanie można potłuc o kant tyłka, zaś bohater składa się na dwa strzały. To pierwsza kategoria. Druga charakteryzuje się tym, że twórcy postawili sobie za punkt honoru przetestować umiejętności gracza w uczciwej walce. I takie właśnie było w moim odczuciu DmC.

Wachlarz ruchów jest wręcz niesamowicie rozbudowany, głównie za sprawą kilku różnych rodzajów broni, między którymi możemy niezwykle płynnie przełączać się nawet w ramach jednej kombinacji. Poznanie umiejętności wrogów jest kluczowe do przetrwania, a opanowanie uników i bloków jeszcze kluczo…wsze? Ani razu nie umarłem przez jakąś tanią zagrywkę, a każda z porażek była ewidentnie moją winą. Choć też trzeba przyznać, że na normalu nie było ich zbyt wiele. Z ciekawości zacząłem też ogrywać Devil May Cry na wyższych poziomach trudności i… jeśli ktoś szuka wyzwania na bardzo długie godziny, to właśnie tu je znajdzie.

Sam wymiękłem dosyć szybko. Z jednej strony miałbym satysfakcję z ukończenia w pełni tak trudnego tytułu, a z drugiej… w tym samym czasie mogłem ograć co najmniej kilka innych gier. Ze względu na ograniczenia czasowe zdecydowałem się jednak na tę drugą opcję.

Na koniec czuję się w obowiązku, by nawiązać jeszcze do kwestii jakości remake’u. Otóż, jako się rzekło, na pewno nie jestem specem od starej trylogii, ale samego głównego bohatera oczywiście znam. Ciężko być graczem przez całe życie i nie trafić nigdy na Dantego, nawet jeśli samemu nie ma się konsoli. I, co tu wiele mówić, twórcy zdecydowali się na możliwie radykalne podejście do tworzenia restartu serii. Bardzo brutalnie odcięli się od przeszłości, trochę sobie nawet z niej żartując i… rozumiem, że to rozeźliło fanów. W szczególności, że, jak się zdaje, nie deweloperzy zaoferowali nic lepszego od tego, co miała w sobie stara trójka, więc tym gorzej ten zabieg wypadł w oczach graczy.

Subscribe
Powiadom o
guest

14 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Łukasz Janczak
Łukasz Janczak
10 lat temu

Nie nazwałbym się starym wyjadaczem serii, bo sam dobrze ograłem tylko DMC4, i ogółem nowe DmC mi się podobało, ale co do poziomu trudności się nie zgodzę. Tak, jak przejście najtrudniejszego trybu DMC4 zajęło mi naprawdę sporo czasu i nerwów (bo przecież chciałem rangę S, a to wymagało nie zginięcia ani razu), tak w DmC przechodzi się przez nie jak rozgrzany nóż przez masło (zdarzało mi się zginąć, ale gra miała to gdzieś i przyznawała S od ręki).
Na dodatek w DMC4 pierwsze S w walce zdobyłem chyba dopiero przy drugim przejściu gry – w DmC zajęło mi to niecałe 50 sekund (nie pamiętam dokładnie ile, ale przypominam sobie, że aż zapauzowałem grę ze śmiechu – czas od ostatniego checkpointa to było około 30-40s.).
No ale ojtam ojtam.

KoZa
Reply to  Łukasz Janczak
10 lat temu

Fakt, pierwszą rangę S też dosyć szybko wbiłem. Ale gdybym miał wbijać SSS grając na najwyższym poziomie trudności, to pewnie pół roku bym siedział przykuty do konsoli. ;-] Jeśli DMC4 (i poprzednie części) było jeszcze trudniejsze, to byłbym po prostu zbyt cienki.
Dzięki za przytoczenie porównania. :-]

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
10 lat temu

Zgadzam się ze wszystkim, tylko muszę podkreślić że system walki w poprzednich DMC był bardziej złożony, tu jest baaardzo łatwo wszystko opanować.
Btw DLC z Vergillem zajmuje ok 1,3h czasu rzeczywistego, ma paskudne przerywniki animowane. In plus można zaliczyć to, że Vergill jest zupełnie inną postacią od Dantego, inaczej się nim gra, ma inne ciosy.

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
10 lat temu

Na DLC niestety się nie skusiłem – z przyczyn ekonomicznych. ;-] A jeszcze jak dochodzi do tego tak krótki czas gry… Wiadomo, przeszedłbym tylko na normalu, więc faktycznie miałbym mało zabawy.
Za poprzednie DMC chciałbym się kiedyś zabrać – to są chyba na tyle dobre gry, że człowiek się od nich nie odbije, nie?

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
10 lat temu

Jedynie od poziomu trudności 1 i 2 😛 3 i 4 są już łatwiejsze, ale nie tak proste jak DmC 😉

KoZa
Reply to  Grzybson Grzyb
10 lat temu

Czyli 1 i 2 gwałcą współczesnych graczy? 😛

Grzybson Grzyb
Grzybson Grzyb
Reply to  KoZa
10 lat temu

Z tego co pamiętam to tak :>

Pusiu
10 lat temu

A ja uważam, że o ile możemy dywagować czy jakiekolwiek remake’i są potrzebne, tak jedynie tworzenie czegoś zupełnie innego ma jakikolwiek sens i stanowi jakąś wartość dodaną. Rozeźlonych graczy nie rozumiem, gra wyszła b.dobra i właściwie nie ma się do niej o co przyczepić poza mitycznym „szarganiem oryginału”. Tomb Raider też bardzo mocno zrebootował serię, a nie spotkał go tak niezasłużony backslash jaki dostało DmC. Więc ja tam się fanom dziwię. W szczególności ich głupocie.

KoZa
Reply to  Pusiu
10 lat temu

Nie uważam, że jest to mądre, ale też bym skłamał, gdybym napisał, że tego nie rozumiem. ;-] Sam mam pewnie kilka serii, w przypadku których miałbym się problem pogodzić z jakimiś szczególnie brutalnymi restartami, nawet gdyby były dobre. Akurat DmC i Tomb Raider po prostu nie są moimi oczkami w głowie, więc mnie kompletnie w tym zakresie nie ruszyły.
I jeszcze co do TR – z tego, co pamiętam, jak na którymś E3 pokazany był pierwszy trailer, to ortodoksyjni fani się cięli i zgrzytali zębami, w szczególności na wspomnienie tej sceny, w której Lara mówiła „I hate tombs”. :-]

DD
DD
10 lat temu

JAPONIA. We meet again.
Napisałbym coś, ale po „kraj kwitnących macek” nie czytałem dalej. Wciąż się śmieję.

KoZa
Reply to  DD
10 lat temu

Cieszę się, że się spodobało. ;]

Cavool
Cavool
10 lat temu

Ja mam co do DMC bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony jestem fanem oryginalnej serii, ale z drugiej… nowe DMC to po prostu kawał świetnego slashera, z solidnym systemem walki i świetną stylistyką (przesuwające się budynki FTW)…

KoZa
Reply to  Cavool
10 lat temu

Tak, stylistyka wypadła świetnie. Podobało mi się i przechodzenie między światami, i zmieniające się plansze/mapy. I konwencja kolorystyczna po odpaleniu Devil Triggera. :]

trackback
10 lat temu

[…] Swoją drogą, ów miecz jest tu bardzo istotny – czy to w wersji werbalnej, czy fizycznej. Owszem, jeśli gracza najdzie ochota, da się namówić Raidena by to i owo nafaszerował pociskami z rakietnicy. Bronią docelową jest jednak katana, z którą można wyczyniać niezłe cuda. System walki należy do tych, które nie spopielą rąk osób kompletnie niezdolnych do gry w bijatyki i slashery. Ale, o ile każdy początkujący sobie z nim poradzi, tak osiągnięcie mistrzostwa wymaga już raczej zawodowego, koreańskiego podejścia do grania. Liczy się wszystko – dobór kombinacji, wyczucie czasu i doskonała znajomość dostępnego garnituru ciosów. Niestety, dla mnie była to akurat jedna z tych mechanik, które nie za bardzo mi podeszły. Za trzymałem się raczej na niedzielnym wyprowadzaniu najprostszych kombinacji i szybko przestało mnie kusić, by nauczyć się czegoś więcej. Pod tym względem zdecydowanie pasował mi ostatni reboot serii Devil May Cry. […]

Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

14
0
Would love your thoughts, please comment.x