Pamiętacie wszystkie te strzelanki z samolotami w roli głównej, których głównym założeniem było: „Leć na północ i skop tyłki wszystkim Szkopom/Japończykom/ufokom albo wszystkiemu na raz i nie daj się zabić”? Owe radosne młócki doczekały się wreszcie swojej wersji, prawdziwie godnej XXI wieku – z piękną grafiką 3D, tonami realistycznie odwzorowanych pojazdów, wybuchami i dźwiękiem wysokiej jakości… Ba, nawet z fabułą, która „jest”, a nie tylko „być powinna”!
O czym mowa? O serii Blazing Angles, a w tym konkretnym przypadku – jej drugiej odsłonie z podtytułem Secret Missions of WWII.
We’ll meet in hell, general!
Jak się już zapewne po lekturze wstępu spodziewacie, Blazing Angels 2 jest arcade’ową strzelanką, w której pierwsze skrzypce gra wszystko to, co lata. Realizm został odłożony gdzieś na bok, dzięki czemu nasze dzielne, cyfrowe alter ego – kapitan Roberts – wraz ze swymi ludźmi są w stanie skopać na raz tyłki niepoliczalnej liczbie nazistów i… to się chwali! Do mechaniki rozgrywki przejdziemy jednak dopiero za chwilę, gdyż najpierw trzeba się skupić na czymś, czego się w ogóle nie spodziewałem, a co swoją obecnością mnie totalnie zaskoczyło. Mowa o… Fabule! I to takiej Fabule przez wielkie „F”, która zasługuje na to miano – w szczególności wtedy, gdy weźmiemy pod uwagę fakt, że tak naprawdę gramy w zręcznościówkę. Wspomniany kapitan Roberts został oddelegowany do zadania tak tajnego, że nawet mało który członek rządu jest wtajemniczony w jego założenia. Po skompletowaniu ekipy najbardziej szalonych pilotów, będziemy musieli wspierać amerykańskie działania wojenne zza kurtyny, pojawiając się tam, gdzie teoretycznie nie powinno nas być. I tak weźmiemy udział w walce z Zeppelinem nad Kairem, radzieckiej paradzie nad Placem Czerwonym czy super tajnej misji szpiegowskiej w Paryżu. Brzmi banalnie i takie rzeczywiście jest – podniosłe, lecz proste.
W te proste założenia zostały wplecione epizody z odbijaniem własnych ludzi z rąk Niemców czy nawet… wątek romansowy, który ciągnie się przez całą grę. Powiem Wam, gdyby wszystkie historie miłosne w grach czy filmach były rozgrywane równie subtelnie i bez zbędnego narzucania się, to gracze nie mieliby tylu odruchów wymiotnych na samo brzmienie słowa „romans”. Duża w tym zaleta świetnie napisanych dialogów oraz bardzo dobrej gry aktorskiej, która naprawdę mnie przekonała i, co więcej, bardzo pomogła wczuć się w klimat.
Rzadko się zdarza, by przy produkcie pokroju BA2 tak się rozpisywać przy kwestii scenariusza, ale cóż… wydaje mi się, że zdecydowanie na to zasłużył. Teraz już z czystym sumieniem mogę Was wprowadzić w tajniki rozgrywki i… w sumie dużo roboty nie będę miał, gdyż cała mechanika zdecydowanie należy do rzeczy prostych i przyjemnych. Do wykonania otrzymujemy zestaw łącznie 18 misji, z czego każda jest podzielona na cele pierwszo- i drugorzędne. Oczywiście, wykonanie tych „naczelnych” jest niezbędne, jeśli chcemy osiągnąć sukces. Natomiast zadania dodatkowe stanowią po prostu dobrą okazję do nabicia bonusowych punktów.
Zasadniczo, w każdym zadaniu ktoś usilnie stara się nam przeszkodzić. Plejada wrogów jest naprawdę imponująca – możemy strzelać do wszelkiej maści pojazdów lądowych, powietrznych czy morskich. Nic nie stoi na przeszkodzie, by obrócić w pył również trochę fortyfikacji – dla chcącego nic trudnego. By urozmaicić zabawę, twórcy oddali do naszej dyspozycji kilkadziesiąt nieźle zróżnicowanych samolotów oraz kilkanaście rodzajów morderczego osprzętu. Oczywiście, warto dobrać zabawki tak, by jak najbardziej pasowały do założeń misji. Bombowiec nie zda nam się na wiele, gdy czeka nas głównie walka z powietrznymi adwersarzami.
We wstępie wspomniałem, iż Blazing Angels 2 jest nowoczesną wersją strzelanki w stylu „Go North, soldier!”. Żeby jednak nie było niedomówień, nadmienię, że oczywiście twórcy gry nie ograniczyli nas w żaden sposób i nie musimy lecieć wyłącznie przed siebie, strzelając do wszystkiego, co się rusza. Nasze pole działań jest praktycznie nieograniczone i tylko od naszej inwencji zależy, od której strony będziemy chcieli ugryźć główny cel. Co więcej, tereny są naprawdę rewelacyjnie i ciekawie przygotowane, dzięki czemu możemy robić sporo efektownych (a często i efektywnych) akrobacji powietrznych. Nic nie stoi na przeszkodzie, by najpierw zwabić garść wrogów do jakiejś górskiej doliny, ostro pikując, a następnie strzelić im błyskiem po oczach. Efekt wiadomy – my się odwiniemy i z glebą nie spotkamy, im zaś raczej ta sztuczka na oślep się nie uda.
Tak, tak – rozwalać wraże samoloty możemy na naprawdę wiele sposób. Strzelić błyskiem po oczach, wmanewrować w budynek tudzież obłok dymu roboty własnej, potraktować karabinem maszynowym czy skorzystać z pomocy rakiety – opcji mamy naprawdę multum. A że częstą walczymy nawet z kilkoma (czy kilkunastoma!) przeciwnikami na raz, na pewno każdą z metod będziemy mieli okazję nie raz przetestować.
Żeby jednak gra nie była w nawet najmniejszym stopniu monotonna, twórcy wpletli w swoje dzieło sporo naprawdę ciekawych pomysłów i urozmaiceń. Niech za przykład posłuży chociażby misja, w której musimy pomóc się dostać szpiegowi z pasażerskiego fotela w naszym samolocie na… dach pociągu. Albo co powiecie na latanie krętymi i ciasnymi uliczkami Paryża w celu niszczenia blokad drogowych? Ba, nie zabrakło nawet porywania prototypowych niemieckich myśliwców! Blazing Angels 2 po prostu nie pozwala się nudzić.
Na koniec warto jeszcze dodać, że za praktycznie wszystko, co zrobimy – zestrzelenie wroga, wykonanie konkretnej akrobacji czy, wreszcie, zaliczenie misji – dostajemy punkty prestiżu, za które możemy dodatkowo ulepszać wszystkie nasze samoloty. Dodatek bardzo przyjemny, a do tego – naprawdę przydatny.
That’s one nice machine you’ve got there, son!
Graficznie Blazing Angels 2 prezentuje się naprawdę dobrze. W szczególności wrażenie robią wielkie, otwarte i świetnie dopracowane przestrzenie – czy to górskie stoki, czy też ulice Moskwy – wszystko wygląda świetnie. Nie można się też przyczepić do samych modeli samolotów, których o brak szczegółowości oskarżyć się nie da. Zasadniczo to samo tyczy się wszystkiego – animacji wody, cieni czy też wszelkiej maści wybuchów. Z drugiej strony, nie jest to też jeszcze na pewno szczyt możliwości Xboxa 360 – za trochę lepsze wygładzanie krawędzi żaden gracz by się na pewno nie obraził. Z drugiej strony, na ekranie potrafi być na raz do kilkudziesięciu pojazdów, a grze nigdy nie zdarza się zwolnić, czy zamulić, a to – w przypadku zręcznościówki – jest naprawdę ważne.
Peany można też pisać na temat oprawy audio. Na pierwszy plan zdecydowanie wybijają się głosy postaci, które są tak wiarygodne, że już po prostu bardziej się nie da. We wczuciu się w klimat pomaga również świetnie przygotowana muzyka, która przywodzi na myśli amerykańskie filmy wojenne. Wybuchy? Świsty? Gwizdy? Te elementy również zostały zrealizowane bez najmniejszych zastrzeżeń.
Lets fly home, boys!
Zalet Blazing Angels 2 ma jeszcze wiele. Misje są na tyle ciekawe, że do wielu z nich ma się po prostu ochotę wracać. Tryb multiplayer dorobił się kilku trybów i ciekawych achievmentów do odblokowania, co też na pewno przedłuży żywotność gry. Gdy się doda do tego jeszcze kilka innych miłych dodatków, jak klimatycznie zrealizowane cut-scenki czy też dwa modele sterowania – jeden bardziej arcade’owy, drugi ciut bliższy symulacji – to… dostaniemy obraz gry naprawdę bardzo, bardzo dobrej. BA2 ma to do siebie, że nie irytuje. Gdy coś mi nie wychodziło, ani razu nie naszła mnie myśl, by tak morze rzucić ze trzy razy padem o ścianę – ot, na szczęście. Trzeba było po prostu zakasać rękawy i wziąć się do roboty. Dziecko Ubisoftu jest wolne od wszelkiej maści drobnych, acz potwornie irytujących baboli, od których człowiekowi robi się gorzej. Po zaliczeniu ostatniej misji, naszła mnie myśl, że gdyby wszystkie gry były dopracowane do tego stopnia, to… czekałoby mnie jeszcze więcej zarwanych nocy.
29.04.2008. Artykuł został napisany na zlecenie portalu Gaminator.pl.