Ciężko zacząć recenzję filmu, o którym wszystko zostało już powiedziane. Którego bohater jest już znany na wylot, by nie powiedzieć, że jest wręcz zużyty, a mimo to ciągle jest tematem rozmów wielu grup tematycznych. Ile razy można odgrzewać tego samego kotleta? „Batman i Robin” był przykładem na to, że liczba ta jest wielce ograniczona, a jej przekroczenie owocuje nie tyle spalenizną, co armagedonem. Cuda się jednak zdarzają, a naszym lokalnym cudotwórcą okazał się Christopher Nolan, który udowodnił już raz, że ma zadatki na kinematograficznego mesjasza. To właśnie spod jego ręki wyszło wiekopomne „Memento”! Do dziś naukowcy nie stwierdzili, co Nolan zrobił z owym „kotletem” (zapewne utylizował), gdyż „Batman – Początek” nie przypomina w niczym znanej wszystkim, starawnej potrawy. Po jego obejrzeniu ma się tylko takie dziwne, matrixowskie wrażenie – „Stara saga nie istnieje!”.
Stworzył wszystko od początku, nie rezygnując jednak z nienaruszalnego fundamentu, którym jest komiksowa postać Mrocznego Rycerza. Nie postanowił nagle pokazać swojej unikalnej wizji, która w niczym nie przypominałaby kanonu. Nie, on znów przeniósł nas do Gotham City i jaskini Batmana, ale tak miedzy Bogiem a prawdą – takiego miasta mroku jeszcze nikt dotąd nie widział. Wszystko zostało dopracowane w sposób wręcz idealny i, rzec można, pedantyczny, gdyż nawet najmniejszy detal nie został pominięty. To, co różni „Batman – Początek” od całej starej serii, zapoczątkowanej przez Tima Burtona, to żelazna logika i konsekwencja. Wszystko ma tu swoją przyczynę i sens bytu. Nolan jest pierwszym reżyserem, który nie bał się odpowiedzieć na najprostsze pytania – chociażby „Po co Bruce’owi peleryna? Przecież może mu się tylko w wirnik wkręcić”. I rzeczywiście, kiedyś to był tylko powiewający na wietrze kawał szmaty, a teraz stał się nowoczesną paralotnią. Widać, że reżyserowi bardzo zależało na realizmie i uniknięciu tego typu niedomówień.
Ponownie też dostajemy na talerzu znaną już historię mściciela, ale za to z nowymi przyprawami. Bruce Wayne, odgrywany w filmie przez Christiana Bale’a, po utracie rodziców postanawia sam się zmierzyć z całym złem tego świata i oczyścić Gotham City z przestępców. To, co różni tę opowieść od pozostałych, to fakt, że nie od razu stał się Batmanem – do tego musiał dojść z czasem, pokonując wiele trudności. W końcu też został uzasadniony wybór nietoperza, jako symbolu głównego bohatera. Jest on bowiem ucieleśnieniem strachu z dzieciństwa, który ma teraz również siać grozę wśród wrogów. Christian Bale idealnie poradził sobie z ciężarem powierzonej mu roli i stworzył postać naprawdę głęboką. Udało mu się pokazać wszystkie przemiany, jakie musiał przejść, zanim osiągnął ostateczny cel – niemalże powtórzył swój wyczyn ze średnio znanego „Equilibrium”.
Nie tylko Bale jest gwiazdą „Batman – Początek”. Na scenie pojawia się cała plejada amerykańskich gwiazd pierwszej wody. Mamy tu obok siebie Morgana Freemana, Gary’ego Oldmana, Liama Neesona, Micheala Caine’a oraz młodziutką Katie Holmes, która choć poziomem odstaje od reszty, to i tak nieźle sobie radzi. Jedyne co może dziwić, to dość nietypowy rozdział ról – znany z psychotycznych morderców Oldman został pokojowo usposobionym komisarzem Gordonem. Nie można tego absolutnie poczytywać za minus – wręcz przeciwnie. To po prostu coś, czego osobiście się w ogóle nie spodziewałem.
Spodziewałem się za to świetnych efektów specjalnych, godnych tych milionów dolarów wpompowanych w produkcję. Nie zawiodłem się – wszystko było na swoim miejscu. Makieta Gotham budzi podziw swoją wiarygodnością, pościgi podnoszą ciśnienie tętnicze (co ważne – nie zostały stworzone jedynie przy użyciu technik komputerowych – dużo jest w nich tradycyjnego kina pościgowego), a kostium Batmana wreszcie robi wrażenie. Myślałem, że się nie doczekam czasów, w których zrezygnuje się z kretyńskich, jaskrawych elementów, które Mrocznego Rycerza zmieniały w świąteczną choinkę. Świetnie również przemyślano sprawę batmobilu – sportowy Cadillac Burtona został zastąpiony przez futurystyczny pojazd wojskowy, który swym wyglądem budzi respekt u wszystkich kierowców malucha.
Mimo tych wszystkich fajerwerków, bardzo cieszy fakt, że Christopher Nolan nie skupił się jedynie na akcji. Jego film ma w sobie bardzo dużo z porządnego dramatu psychologicznego, nie będąc jednocześnie jedynie karykaturą (z wyjątkiem jednej, czy dwóch retrospekcji z udziałem ojca, które są delikatnie przesycone patosem). Osobiste rozterki Bruce’a Wayne’a stanowią istotną część filmu i w sposób bardzo naturalny wpływają na przebieg wydarzeń. Równie dobrze został poprowadzony wątek miłosny, który, w przeciwieństwie do wielu innych, hollywoodzkich filmów, nie przyprawił o mdłości i, co więcej, nie był podwaliną do miodnego happy-endu, którego w filmie nie uświadczycie.
Oczywiście „Batman – Początek” nie jest bezbłędny, gdyż takie filmy po prostu nie istnieją. Mimo usilnych starań zachowania możliwe dużego realizmu, zdarzają się wpadki, potocznie zwane „kitami” (nie ustrzegł przed tym nawet wspomniany pedantyzm i pieczołowitość). Mnie najbardziej uderzyła heroiczna wyprawa w góry ze szczątkowym zaopatrzeniem, która została zwieńczona dotarciem do… posesji stylizowanej na japoński pałacyk. Nie jest to jednak żaden powód, by uniknąć obejrzenia epickiej opowieści o człowieku, który chciał, by na świecie było choć trochę więcej dobra. W końcu błędy zdarzają się wszystkim, a gdy są one tak mało znaczące, jak ten wspomniany przeze mnie, to można uznać, że nigdy nie istniały. Gdy wyjdziemy z takiego założenia, to najnowszy „Batman” będzie dla nas rajską ucztą, gdyż do perfekcji brakuje mu naprawdę niewiele.
24.08.2005
Skoro wspomniałeś o jednym z moich ulubionych filmów, to nie mogłam pozostać obojętna 😉 „Equilibrium” obejrzałam przypadkiem i zapałałam miłością bezgraniczną do produkcji, z której przemawia duch orwellowskiego „Roku 1984”. To chyba pierwszy film, w którym podziwiałam i zapamiętałam Christiana Bale’a.
„Batman” Tima Burtona stanowi dla mnie smak dzieciństwa i zawsze z sentymentem będę do niego wracać. „Batman: Początek” i „Mroczny rycerz” to produkcje na miarę obecnych czasów, w których tytułowy bohater jest bliższy nam – zwykłym śmiertelnikom. Mam nadzieję, że „The Dark Knight Rises” utrzyma poziom poprzedników.
„Mam nadzieję, że „The Dark Knight Rises” utrzyma poziom poprzedników.”
Też mam taką nadzieję. Podoba mi się to, że „Rises” ma być końcem trylogii – dobrze, że Nolan ma pomysł na całość i najwyraźniej nie planuje robić dokrętek.
Co do Bale’a – jeśli go lubisz, polecam „Mechanika”, „Metroland” i „Amercian Psycho”. Ostatnio obejrzałem „Fightera” i muszę przyznać, że to zasłużony Oscar. :]
I przy okazji – witam na moim blogu, mam nadzieję, że będziesz zaglądać. :]
„Fightera” obejrzałam jeszcze przed galą rozdania Oscarów, więc w momencie, gdy sprawdzałam, kto otrzymał statuetkę, pojawienie się nazwiska Bale na liście zwycięzców było jedną z moich małych radości 🙂
„Mechanika” od jakiegoś czasu mam na liście filmów, które zamierzam obejrzeć, a skoro polecasz „Metroland” i „American Psycho” to dopisuję je do wspomnianej listy.
A tak na koniec: dziękuję za powitanie na blogu 😉 Zaglądać będę, gdyż w sposób bardzo przystępny dla odbiorcy piszesz o dwóch interesujących mnie tematach, tj. o filmach i książkach.
„”Mechanika” od jakiegoś czasu mam na liście filmów, które zamierzam obejrzeć, a skoro polecasz „Metroland” i „American Psycho” to dopisuję je do wspomnianej listy.”
I bardzo dobrze. :] Bale wtedy jeszcze nie był tak znany, ale już wtedy wymiatał. Poza tym, to ogólnie bardzo dobre filmy, nie tylko ze względu na jego rolę.
„A tak na koniec: dziękuję za powitanie na blogu 😉 Zaglądać będę, gdyż w sposób bardzo przystępny dla odbiorcy piszesz o dwóch interesujących mnie tematach, tj. o filmach i książkach.”
Bardzo mnie to cieszy. :]
Tej części akurat nie widziałem wstyd mi, ale „Mroczny rycerz” zrobił na mnie ogromne wrażenie i na bank obejrzę ostatnią część trylogii.
W takim razie, według mnie, powinieneś koniecznie nadrobić zaległości – mi się „Początek” podobał jeszcze bardziej od „Mrocznego rycerza”. :]
Skoro uważasz, że lepszy od genialnego „Mrocznego rycerza” to powiem, że kusi, aby nadrobić zaległości 🙂
Film niezły. Arcydzieło to nie jest, ale i tak bardzo dobry. Dla mnie lepszy od „Mrocznego Rycerza” ,który mnie nudził.
Zauważyłem w filmie, że postać w filmie przedstawiona jako fałszywy Ra’s Al Ghul, to nikt inny, jak Sensei z komiksów. Podobieństwo jest uderzające 🙂 :
http://dc.wikia.com/wiki/Sensei_%28New_Earth%29