Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Prince of Persia: The Fallen King – Platformówkowy powiew świeżości

P

The Fallen King to kolejna próba ugryzienia tematu o perskim Księciu. Korzystając z premiery najnowszej odsłony przygód Maćka Zakościelnego, Ubisoft postanowił też wypuścić wersję na handheldy Nintendo. I nie jest to po prostu ograniczona z każdej strony kopia wydania na stacjonarki, lecz coś zupełnie nowego i, trzeba to przyznać, dosyć odważnego.

Dlaczego odważnego, spytacie? Otóż, twórcy postanowili zrezygnować z tradycyjnego dla platformówek 2D sterowania krzyżakiem wspomaganym klawiszami funkcyjnymi. Wszystko – i mam tu na myśli naprawdę wszystko – wykonywać będziemy… stylusem. Brzmi intrygująco? Takie też jest. Chcemy biec, stylus wędruje ku krawędzi ekranu; iść – stylus tylko trochę „wyprzedza” postać Księcia. Jak łatwo się domyślić, za skoki i ataki odpowiada klikanie na, odpowiednio, krawędziach i przeciwnikach.

Taki innowacyjne podejście ma zarówno swoje zalety, jak i niestety wady. Powiew świeżości to zdecydowanie to, co lubię w grach. W szczególności, jeśli idzie o dosyć skostniały gatunek platformówek. Niestety, kontrola wszystkiego przy pomocy stylusa i ekranu dotykowego wymaga sporej precyzji, a to nie została nam w zakresie technicznym zapewniona. Tak, dobrze rozumiecie – wydawane przez gracza komendy nie zawsze są dobrze interpretowane. Nie raz zdarzyło mi się skoczyć w przepaść, gdy chciałem spokojnie zsunąć się po ścianie na stały grunt. Albo przeturlać prosto w objęcia wystających z podłogi włóczni dokładnie w momencie, gdy powinienem frunąć na drugą stronę przepaści. Można powiedzieć: „taki lajf” i żyć dalej, ale Księciu raczej nie było do śmiechu. I, prawdę powiedziawszy, mi również.

Na szczęście, sterowanie nie jest czymś, co w ogóle dyskwalifikuje przenośną wersję Księcia Persji. Fakt, jest momentami irytujące, ale z drugiej strony nie można mu zarzuć braku intuicyjności. Bez żadnych tutoriali dokładnie wiadomo, co trzeba zrobić, by osiągnąć odpowiedni efekt. I, jak się już rzekło, jest to dosyć odważny eksperyment, który udał się na tyle dobrze, że mimo wszystko jest większą zaletą niźli wadą. Warto mieć to po prostu na uwadze przy zakupie gry.

A co w trawie piszczy poza samą mechaniką? Cóż, od tego akapitu to już będzie chyba nieprzerwana litania pochwał. Osobiście, urzekł mnie design gry. Poruszając się po planszach, nie sposób oprzeć się nadchodzącym z każdej strony przebłyskom z dzieciństwa, gdyż bardzo wiele elementów kojarzy się pierwszym, prastarym już wydaniem Prince of Persia oraz jego rewelacyjnym remake’iem na platformę Xbox Live Arcade. Zapadające się płytki, kolce gotowe nas przerobić na durszlak, jeśli zbyt szybko przebiegniemy po posadzce, skoki nad przepaściami… Łezka się w oku może zakręcić. Ciekawym pomysłem jest również łuna zostawiana w miejscach, gdzie dotykamy stylusem, przypominająca wskazującego nam drogę świetlika ze wspomnianej wersji Classic. Cieszy taka dbałość o szczegóły.

Kolejną intrygującą sprawą jest sama – całkiem niezła, tak swoją drogą – fabuła The Fallen King. Z jednej strony, ma się wrażenie, iż jest to spin-off względem Prince of Persia AD 2009. Z drugiej zaś… dosyć silnie nawiązuje do sytuacji znanej właśnie z wersji na stacjonarki, lecz rozwinięcie tego tematu wymagałoby odniesienia się do zakończenia przygód Księcia i Eliki, a tego z wiadomych przyczyn nie chcę robić. Właśnie, Elika. Niestety, owa ślicznotka pojawia się w DS-owej wersji tylko jako wspomnienie podczas prologu. Nie oznacza to jednak, że Maciek będzie podróżował sam. Dosyć szybko brakującym ogniwem w Dynamic Duo staje się Zal, czarownik, który postanowił nam pomóc w odnalezienie artefaktu niezbędnego do przywołania perskiego bóstwa, Ormazda. Niestety, Ahriman pustoszy świat śmiertelników i bez boskiej interwencji się nie obędzie. Zal zaś będzie nas wspomagał swoją magią, dzięki której można dostać się do wcześniej niedostępnych miejsc. I to też, oczywiście, za pomocą stylusa.

Miłym zaskoczeniem była dla mnie również oprawa. Postawiono na niewielkie, proste modele postaci – na pierwszy rzut oka, złożone dosłownie z kilkudziesięciu pikseli. Za to komiksowa stylizacja i świetna animacja sprawiają, że całokształt jest niezwykle przyjemny i estetyczny. Patrzenie na kolejne akrobacje Księcia zdecydowanie należy do rzeczy satysfakcjonujących, podobnie jak i zabawa magią Zala. Gorzej z kolei prezentują się niektóre „cut-scenki” – w praktyce to trochę nazbyt huczne określenie na te ubogie w treść przerywniki – które przybliżają kamerę niebezpiecznie blisko naszego zbitka pikseli. I wtedy oczy już uciekają w głąb czaszki. Spokojnie było można sobie to darować i zastąpić feralne wstawki jakimiś eleganckimi, statycznymi planszami. Jak na możliwości DS-a, nieźle ma się też kwestia muzyki, której wcale nie miałem ochoty wyłączać. A to spore osiągnięcie w tym zakresie. Cała reszta dźwięków – skoki, uderzenia, upadki – po prostu są i mają się dobrze.

Jeśli macie ochotę na kilka do kilkunastu godzin zabawy z platformówkowym powiewem świeżości, możecie dać DS-owemu Prince of Persia szansę. Niestety, główny punkt programu, czyli sterowanie, jest zarazem najbardziej frustrującym aspektem całej zabawy. Nie przez cały czas, na szczęście, ale są takie szczególne momenty, jak walki z bossami, kiedy naprawdę chciałoby się po prostu przesiąść na starego, dobrego krzyżaka. Poza tym, zdecydowanie warto poznać kolejne wcielenie Księcia, które wyszło na ciekawe połączenie tego najstarszego z tym najnowszym.

2009-02-13. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.

Subscribe
Powiadom o
guest

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Tomasz Kozioł (Pop)kultura osobista

Tu mnie znajdziesz:

Najświeższe teksty

Najnowsze komentarze

0
Would love your thoughts, please comment.x