Jak wiecie z reklamy pewnego trunku, „prawie” robi wielką różnicę. Race Pro jest przykładem gry, która ma większość aspektów na poziomie „prawie”. W szczególności w zakresie mechaniki. Panie i panowie z SinBin po wielu miesiącach trudów osiągnęli prawie poziom Forza Motorsports z prawie genialnym modelem sterowania i prawie wciągającą karierą zawodowego kierowcy. Co by tu wiele nie mówić, Race Pro prawie stał się naprawdę rewelacyjnym exclusivem dla stacjonarek Microsoftu. Prawie, ech…
Ręczny ma przerwę, skoczył na papierosa
Jeśli chodzi o teorię i założenia twórców, Race Pro jest symulatorem z krwi i kości. Przede wszystkim, mieliśmy dostać zrywający trampki z nóg model jazdy. Licencjonowane wozy i wiernie odwzorowane tory wyścigowe są tylko kosmetyką, gdy całość nie hula na naprawdę dobrze skrojonym silniku fizycznym. I zgadnijcie, na jaki problem trafiamy przy okazji gry ze stajni SimBin? Ano właśnie… Niestety, wrażenia z jazdy – tak w zakresie realizmu, jak i frajdy oraz satysfakcji – mają jeszcze kawałek do tego, co można było odczuć w sławnej Forza Motorsports 2.
Owszem, odpalając wyścig z aktywnymi wszystkimi możliwymi utrudnieniami (czy raczej – bez włączonych wszystkich możliwych ułatwień pod postacią kontroli trakcji lub ABS-u) potrafi być ciężko. I często jest. Zdecydowanie warto wtedy nauczyć się trasy na pamięć i odruchowo redukować biegi razem z prędkością, gdy tylko zbliżamy się do naprawdę ostrego wirażu. W szczególności, jeśli mamy do czynienia z wozem z napędem na tylną oś. Chciałbym napisać, że zabiegiem wartym zachodu jest upatrzenie sobie dobrych miejsc do wyprzedzania, ale… niestety, czasem nie ma po co.
Tu właśnie dochodzimy do pierwszego z mankamentów – Sztucznej Inteligencji przeciwników, która nie raz i nie dwa ma zaskakująco dużo cech wspólnych z Prawdziwą Głupotą. Jeśli tylko dysponujemy zestawem kółek o takich samych parametrach, co wozy oponentów, możemy być pewni, że z 16. miejsca w peletonie przebijemy się do okolic 5. na… pierwszej prostej. Tak jest, jeśli macie dobrą technikę zmiany biegów i wiecie „z czym się je” manualną skrzynię, to droga do zwycięstwa stoi przed wami otworem. Przeciwnicy mają bardzo brzydki zwyczaj ruszania spod świateł niczym stłamszony życiem urzędnik, który nawet nie ma sumienia przydepnąć swojego Poloneza podpiętego pod gaz… Do tego dochodzi również brak umiejętności w blokowaniu wielu z naszych prób wyprzedzania. Umówmy się, łatwo zatrzymać kogoś, kto z uporem maniaka próbuje się przebić z ostatniego miejsca na pierwsze i to na odcinku krótszym niż kilkaset metrów. Im się to częstokroć nie udaje. A nawet jeśli strzeli nas grom z jasnego nieba albo wyjdziemy do kuchni po kubek z herbatą – i tak nic straconego. Kolejnym bardzo złym nawykiem przeciwników jest zbyt wczesne hamowanie przed większością zakrętów, co sprawia, że dużą część strat dosyć łatwo nadrobić, jeśli tylko ma się pojęcie o torze.
Opisane wyżej sytuacje miały miejsce podczas testów na poziomie Professional – czyli z wyłączonymi wszystkimi wspomagania – i AI ustawionym na High. Spodziewałem się, że przeskok na Very High nie zmieni zbyt wiele, ale… Tu jednak zostałem już miło zaskoczony. Ci gracze, którzy zjedli nie tylko zęby, ale i niejedną protezę przy innych symulatorach, tu mogą już odnaleźć dla siebie jakieś wyzwanie. Choć nadal na pierwszej prostej udawało mi się wyprzedzić nawet sześciu czy ośmiu przeciwników dzięki samej dynamicznej zmianie biegów. Ci za to jednak zaczęli też odpowiadać agresywniejszą walką, więc można powiedzieć, że zasada „ząb za ząb” wreszcie znalazła swoje zastosowanie. Nie zmieniło to jednak jednego – nadal brakowało mi tej satysfakcji znanej z innych tytułów.
Pora teraz na ostateczny cios w zakresie mechaniki gry. Jedni mówią na to „epic fail”, niejaki Nostalgia Critic zapewne posłużyłby się tu określeniem „the real shit stopper”, ja zaś po prostu zamilkłem podczas konfrontacji z tymże faktem. O czym mowa? Otóż, w tym symulatorze – reklamowanym jako ultra-realistyczny – nie ma… jeszcze chwila napięcia… hamulca ręcznego! Tak jest, dobrze widzicie. Nie ma i tyle. Czemu? Zapewne „bo tak”. Ciężko było mi się przyzwyczaić do faktu, że nie mogę postawić wszystkiego na jedną kartę i zaryzykować wejścia na ręcznym w naprawdę ostry zakręt. Ba, możemy się nawet umówić, że podczas wyścigu podcinanie tyłu nie znajduje aż tak często zastosowania. Ale przecież to symulator i wielu graczy ma czasem po prostu ochotę odpalić samotną jazdę na wybranym torze i sprawdzić, czy są w stanie opanować kontrolowany poślizg w muzealnym modelu BMW. A Race Pro takiej opcji nie daje.
Choć nie jest to już aż tak epickie, warto dodać jeszcze, że większość samochodów jest czasem zaskakująco odporna na wpadanie w poślizg przy zbyt ostrym hamowaniu. I tak, sprawdzałem, czy mam wyłączony ABS. Zresztą, przy ruszaniu spod świateł z gazem wdepniętym do przysłowiowej dechy też często nie ma co liczyć na spalenie gumy, a coś takiego już w ogóle nie powinno mieć miejsca. Oczywiście, dla chcącego nic trudnego i kręcenie bączków tylno-napędowym wózkiem jest bardzo proste. Ale z drugiej strony – samochody w standardzie FWD czasem robią wrażenie, jakby jechały po szynach.
Czas na pit-stop, panowie
Będę szczery, długo myślałem, że Race Pro nie dostanie ode mnie nic ponad naciąganą „szóstkę” i to, rzecz jasna, jak najdalszą od tej ze szkolnej skali ocen. Gra na padzie mija się z celem, gdyż przy zastosowanym modelu sterowania jest najzwyczajniej w świecie nudno i nieciekawie. Podłączenie kierownicy początkowo też nie wystrzeliło grywalności pod sam sufit. Raczej lekko kopnęło w zadek. Ale…
W tym momencie na scenę wszedł nowy aktor, sir Widok z’Kokpitu. Nie myślałem, że ukazanie wyścigu z tej perspektywy sprawi, iż… nagle zacznę się naprawdę nieźle bawić. Pora w końcu napisać coś miłego pod adresem ekipy z SimBin – widok z deską rozdzielczą w tle po prostu zrywa beret z głowy i wywraca go na lewą stronę.
Powodów nagłego wzrostu przyjemności z gry jest wiele. Przede wszystkim, wrażenia z jazdy stają się znacznie bliższe tym, które faktycznie się odczuwa, siedząc za kółkiem wozu. O dziwo, nawet ten brak ręcznego przestał mi tak doskwierać. Świetne wrażenie robą tu same wnętrza samochodów. Nie wiem, na ile są wierne oryginałom, gdyż niestety rzadko zdarza mi się siedzieć za kółkiem sportowej Bety czy innej Alfy, nie mówiąc już Koenigseggu (możecie wierzyć, że bardzo ubolewam nad brakiem rzetelnej, empirycznej wiedzy w tym zakresie i postanawiam poprawę), ale samo uczucie zostało oddane bardzo dobrze. Co więcej, możemy również wyłączyć wszystkie dodatkowe elementy HUD-a i opierać się jedynie na zegarach widocznych za lub obok kierownicy. Jest to trudne, jest też wymagające, ale to przecież właśnie o to chodzi w przypadku symulatorów.
O ile pierwsze akapity były zasadniczo jednym wielkim lamentem, o tyle już dalej traficie co najwyżej na skromne łyżki dziegciu, gdyż akurat na całokształt oprawy audio-video mam właśnie zamiar wylać nie taką znów małą beczkę miodu. Jest dobrze. Ba, jest więcej niż dobrze – jest świetnie. Twórcom z SimBim udało się uzyskać pod kątem wizualnym coś, co w skrócie można nazwać taką „trochę lepszą Frozą”. Modele samochodów są naprawdę solidne, wizualizacja zniszczeń daje radę, zaś zawieszenie buja się w sposób naprawdę miły dla oka. Ciekawy jest również fakt, że jeśli ktoś raz nauczył się na pamięć tak klasycznej trasy, jak Mazda Raceway Laguna Seca przy okazji innych produkcji, to i w Race Pro będzie mógł ze swojej wiedzy skorzystać. Co by tu się nadmiernie nie rozpisywać – tory zostały przygotowane nie gorzej od całej reszty. Jeśli czegoś w ogóle w zakresie graficznym brakuje w omawianej produkcji, to możliwości konkretniejszej przebudowy samochodów pod kątem wizualnym. Ale nie jest to coś, nad czym warto byłoby ubolewać.
Osobny akapit wyjątkowo poświęcę na stronę dźwiękową, gdyż ta… naprawdę daje radę. Pomijam tak prozaiczną rzecz, jak całkiem przyjemna muzyka w menu – ta się nie liczy, gdy przechodzimy do właściwej zabawy, wyścigu. Najważniejsze są odgłosy silników. A te w Race Pro stoją na takim poziomie, że naprawdę powietrze zaczyna się jonizować wokół grającego, a włosy stają dęba. Niech o jakości najdobitniej świadczy fakt, że grając bez HUD-a i z widokiem z miejsca kierowcy, mogłem jeździć bez patrzenia na zegary, zmieniając biegi jedynie „na słuch”. To naprawdę nie lada osiągnięcie, które dotąd spotkałem tylko w kilku tytułach. To również zaskakujący przykład pozytywnego wpływu solidnego zaplecza audio na grywalność.
Underdog… Almost
Race Pro miał szansę nie być „prawie”. SimBim przygotowało się należycie do wielu tematów. Współpraca z kierownicą odbywa się jak należy, gwarantując świetne wrażenia z przejażdżki. Fakt, faktem, że z wibracji dało się wyciągnąć jeszcze więcej i do tego nie uniknięto tak podstawowego błędu, jak aktywacja Force Feedbacku podczas ekranów ładowania. Niemniej jednak, gra na „fajerze” faktycznie dodaje grze kolorów. Mamy też multi, które niestety nawet w momencie premiery – czy teraz, kilka tygodni po tejże – nie cieszy się szczególną popularnością. Z drugiej strony, ktoś bardzo pokpił kwestię kariery, którą w najlepszym wypadku można określić mianem nieciekawej. Poza zestawem kilkudziesięciu wyścigów nie oferuje ona prawie nic. Zabrakło przyjemności z konstruowania wozów, które zmieściłyby się w wybranej kategorii technicznej. Kto grał w Forzę, pamięta, ile było z tym zabawy.
Na zakończenie trzeba też wspomnieć o sporym problemie – dla kogo tak w ogóle jest przeznaczony ten tytuł? Jak pisałem, na skrajnie wysokich ustawieniach poziomu trudności weterani znajdą tu dla siebie jakieś wyzwanie. Ale… właśnie, jest ono „jakieś”, a powinno być co najmniej „konkretne”. Z drugiej strony, osoby nowe w temacie symulatorów też będą miały problem, żeby odnaleźć w tym tytule własną niszę. Bez kierownicy nie za bardzo jest sens do niego siadać, gdyż wtedy wrażenia z jazdy są dosłownie nijakie, zaś zabawa w Pro na padzie też do najprzyjemniejszych nie należy.
Cóż więc począć z tym fantem? Osobiście, jako szczęśliwy właściciel kierownicy, stawiam dosyć mocne 7 na 10. Jeśli jest się fanem ścigałek, znajdzie się tu dla siebie trochę zabawy, a nieźle pomyślane achievementy zachęcają do poznania wszystkich torów. Zakup odradzam jednak posiadaczom padów, którzy dopiero chcą się zainteresować temat symulatorów. W tym zakresie nadal lepsza jest Forza. W każdym innym zresztą też.
2009-03-14. Tekst napisany na zlecenie portalu Gaminator.tv.